„Barbaro święta! Perło Jezusowa/ Ścieżko do nieba grzesznikom gotowa/ Wierna przy śmierci patronko smutnemu/ konającemu” – tak zaczyna się pieśń przeznaczona na 4 grudnia, czyli na dzień patronki dobrej śmierci. Śpiewnik Mioduszewskiego ma ich tyle, że gdyby ktoś przez cały rok śpiewał jedną na dzień, wykorzystałby zaledwie połowę książki.
Religijne pieśni
Właściwie lepiej nazwać ją księgą, gdyż liczy sobie ponad tysiąc stron. Mimo to wydawca potrafił zmieścić je w poręcznym, prawie kieszonkowym formacie. Staranny reprint Śpiewnika kościelnego czyli pieśni nabożnych z melodyjami (fundacja „Ars Longa”, Kraków–Warszawa 2016) pomyślano nie jako rzecz do stania na półce, lecz narzędzie stałego użytku – dla każdego, kto zechce. W tym jednym tomie mieści się cała tradycja religijnego śpiewu polskiego ludu.
Reprint jest wznowieniem pierwszego i jedynego jak dotąd wydania z lat 1838–1853. W kategorii śpiewników przeznaczonych do powszechnego użytku dzieło to jest najstarszym zestawem polskich hymnów, śpiewanych od stuleci w katolickich kościołach i w katolickich domach. W tej mierze jest także z pewnością pierwszym owocem świadomej kolekcji i badawczych poszukiwań. Autor śpiewnika, ks. Michał Mioduszewski z warszawskiego Zgromadzenia Księży Misjonarzy św. Wincentego à Paulo, kompozytor i wykładowca chorału gregoriańskiego, zbierał te pieśni przez wiele lat, zarówno wykorzystując zapisy nutowe, jak i samemu spisując zasłyszane na żywo melodie. Duża ich część, jak również tekst niejednej z owych pieśni, przepadłyby bezpowrotnie, gdyby nie ocalił ich od zapomnienia śpiewnik Mioduszewskiego.
Dawna tradycja
Pieśni te, jak Polska długa i szeroka, śpiewano podczas kościelnych nabożeństw. Śpiewano je też poza świątynią: na procesji czy pod przydrożnym krzyżem z okazji majowego nabożeństwa. I oczywiście po domach. Z racji ważniejszych uroczystości, takich jak całonocne opłakiwanie nieboszczyka, kiedy to do domu żałobników schodziła się cała wioska. Ale też przy zwykłych, codziennych okazjach – w gospodarstwie, czy przy usypianiu dziecka. Przy tej muzyce, bliskiej i wszechobecnej jak powietrze, wyrastało jeszcze pokolenie naszych babć i dziadków. Potem nastąpił zmierzch: radio i telewizja zabiły tradycję. Dziś jeszcze w niektórych wioskach najstarsi ludzie potrafią tak zaśpiewać. Ale jest ich już coraz mniej.
Na szczęście znaleźli się ludzie, którym leży na sercu sprawa ocalenia od zapomnienia tego skarbu polskiej kultury. Jednym z nich jest Adam Strug, śpiewak pieśni tradycyjnych, pochodzący z ziemi łomżyńskiej. Z jego to inspiracji rok temu wznowiono kolejną żelazną pozycję kanonu ludowej hymnografii. Tak zwany Śpiewnik Pelpliński pomorskiego księdza Szczepana Kellera, wydany w 1871 r., czyli kilkadziesiąt lat po śpiewniku Mioduszewskiego, liczy sobie również grubo ponad tysiąc stron. Pieśni w nim zawarte częściowo powtarzają się u Mioduszewskiego, wiele jednak opublikowano po raz pierwszy. A i te, które wydrukowano przedtem, często różnią się wariantami. Dlatego i „Mioduszewski” i „Keller” doskonale się ze sobą uzupełniają, choć tylko w pierwszym z tych zbiorów podano zapis nutowy.
Muzyczna paleta
Śpiewnik Pelpliński, staraniem stowarzyszenia Trójwiejska z Gdańska, opublikowało wydawnictwo Bernardinum z siedzibą w Pelplinie, czyli dokładnie tam, gdzie półtora stulecia wcześniej ukazał się pierwodruk.
Czegóż tu nie ma! W obu śpiewnikach znajdziemy przepiękne wersy i rytmy z okresu baroku. Bywa to barok wyrafinowany („Zjadł nas i stargał lew grzechu pierwszego/ Tyś nie słyszała i ryku samego/ Samson zaś świętszy rozszarpał lwa tego/ pierworodnego” – z pieśni XIV o Najświętszej Maryi Pannie u Mioduszewskiego), ale też surowy napomnieniem rzeczy ostatecznych (typowa fraza: „O! Jak jest nędzny ten żywot człowieka/ Ledwo się rodzi, a już grób go czeka/ Śmierć nie ma względu, wszystkich z tego świata/ zarówno zmiata”). Mamy pieśni z czasu renesansu, czasem też starsze, średniowieczne, a nawet hymny pochodzące z chrześcijańskiej starożytności. Pieśni adwentowe, kolędy, śpiewy wielkopostne i wielkanocne, pieśni za zmarłych, msze, nieszpory, suplikacje, litanie, koronki i godzinki, pieśni ku czci świętych Pańskich, wreszcie cała masa tak zwanych pieśni przygodnych, czyli śpiewanych bez specjalnej okazji. Całą tę muzyczną paletę łączy jedno – wszystkie utwory przetrwały prawie do dziś w żywym śpiewie ludowym. Ludowym, co nie znaczy naiwnym: zadziwia stopień nasączenia teologiczną treścią, czy też liczne biblijne odwołania. Weźmy chociażby pierwszy z brzegu fragment wspomnianej już pieśni o świętej Barbarze: „Komuż bezpieczniej duszę mą polecę/ jak tobie? A ty Jezusowi w ręce/ oddaj, o perło drogo zapłacona/ krwią odkupiona”. Niegdysiejszym wykonawcom i słuchaczom tego utworu nie trzeba było tłumaczyć, że wzmianka o „odkupionej perle” jest aluzją do ewangelicznej przypowieści o królestwie niebieskim (Mt 13, 45–46). To byli prości ludzie, ale religijnego wykształcenia moglibyśmy im pozazdrościć. A skąd ta wiedza? Ano właśnie – z praktyki śpiewu.
Znajdziemy tutaj także religijne utwory polskich poetów wysokiego lotu, takich jak Jan Kochanowski czy Stanisław Karpiński. Je również śpiewano po wioskach, nie wiedząc oczywiście, kto je ułożył.
Śpiewniki Mioduszewskiego i Kellera są czymś wyjątkowym. Poza znaczeniem w życiu i pamięci Kościoła, stanowią także jedne z najbogatszych źródeł polskiej pieśni ludowej. Na archiwaliach zebranych przez ks. Mioduszewskiego opierał się m. in. Oskar Kolberg, nestor polskich etnografów.
Obydwa dzieła są wyrazem wielkiej dbałości o zachowanie „pieśni starodawnych” i o jak najpełniejsze udokumentowanie melodycznej różnorodności polskich śpiewów religijnych. Dlatego powinny być pozycją niezbędną w podręcznej bibliotece muzyków kościelnych (organistów, kantorów, chórzystów), jak również muzykologów oraz literaturoznawców. Śpiewniki Mioduszewskiego i Kellera są przecież także książkami, z których może korzystać każdy, kto chciałby poznawać i wykonywać stare polskie pieśni religijne – czy to w kościele, czy podczas ulicznej procesji, czy też we własnym domu, w gronie rodziny i przyjaciół.