Przykleiła się do Pana łatka lewicowca, a nawet marksisty, co jest szokujące, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że jest Pan asystentem w Papieskiej Radzie Iustitia et Pax. Ta łatka nie przeszkadza Panu?
– Jest w was, Polakach, coś wyjątkowego, jeśli chodzi o kwestię lewicowych poglądów. Jest pani już piątym dziennikarzem, który zadaje mi to pytanie. W moim kraju to się nie zdarza. Szczerze mówiąc, nie bardzo dbam o etykiety, jakie mi się przypina. Sądzę, że powinniśmy patrzeć na ludzi przez pryzmat tego, co robią, a nie tego, co mówią. A jeszcze mniej przez pryzmat tego, co dziennikarze o nich piszą.
W Polsce lewicowe poglądy kojarzą się jednoznacznie, co wynika z negatywnych doświadczeń historycznych. Stąd moje kolejne pytanie – jak Pan godzi lewicowe poglądy z nauczaniem Kościoła?
– W pierwszej kolejności musimy zdefiniować, co oznaczają lewicowe poglądy. W każdym kraju lewicowość jest nieco inna, co wynika z konotacji kulturowych. Inaczej na to patrzycie wy, Europejczycy, inaczej jest w Ameryce Południowej, a jeszcze inaczej w Afryce.
Źródeł etykiet należałoby szukać w wydarzeniach sprzed dwustu lat, ale przecież nie o to chodzi. Jeśli lewicowość wiąże się z walką o sprawiedliwość społeczną, to oczywiście jestem lewicowcem. Jeśli lewicowiec walczy o prawo do aborcji, to nie jestem nim. Wszystko zależy od przyjętej przez nas definicji. Ale poza tym wszystkim jestem przekonany, że powinniśmy podejmować dialog. Strach przed socjalizmem we wschodniej Europie nie może wpływać na kształt współczesnego systemu ekonomicznego. Nie może być też usprawiedliwieniem dla braku myślenia o prawach człowieka.
Nie jestem marksistą, choć przeczytałem wiele pism Marksa. Podobnie jak nie jestem komunistą, choć czytałem komunistycznych autorów. Wielu tych idei nie akceptuję, są sprzeczne z moim systemem wartości. Papież Benedykt XVI, którego trudno byłoby posądzić o marksistowskie poglądy, w jednej z encyklik napisał, że analizy kapitalizmu dokonane przez Marksa były inteligentne i zaawansowane, jak na tamte czasy. Ale recepty, jakie wskazywał na problemy, nie były dobre. Ziarenko dobra można znaleźć w każdej tradycji.
Czy w Pańskiej ocenie Kościół dba o potrzebujących w sposób dostateczny? Czy może jest tak, że skoro założyliśmy jedną czy drugą organizację charytatywną, to szybko osiadamy na laurach?
– My nie stoimy przed wyborem, czy być solidarnymi z ubogimi, dbać o nich i walczyć o sprawiedliwość społeczną. To nasza chrześcijańska powinność. Pismo mówi jasno – służysz Bogu albo mamonie. Jeśli służysz Jezusowi, to oczywiste jest dla ciebie, że służysz najmniejszym Jego braciom. To przykazanie, a nie prawo wyboru. Co więcej, trzeba sobie uświadomić, że mamy wobec biednych dług. To, że coś dla nich robimy, to nic wielkiego, po prostu spłata długu. My, chrześcijanie, musimy zrobić rewolucję. Diametralnie zmienić nasz styl życia, by bliźni byli w centrum naszej uwagi.
Papież Franciszek już chyba zaczął tę rewolucję. Pokazuje nam, że nie wystarczy, żebyśmy dali biednym pieniądze albo jedzenie. Mamy ich zaprosić do stołu.
Jeśli nie jesteśmy w stanie zaprosić bliźniego do naszego domu, to on ma problem, bo nie ma gdzie się podziać. Ale ja i moja rodzina też mamy problem! Tak się dzieje z klasą średnią na całym świecie. Żyjemy w lęku o to, co posiadamy. Mamy rodzinę, małą grupę przyjaciół, a reszta świata to obcy, którzy nas nie obchodzą. Nie chcemy mieć z nimi nic wspólnego. Nie zaprosimy ich, bo boimy się, że jak tylko się zbliżą, wyrządzą nam krzywdę. Politycy, biznesmeni wykorzystują ten egoizm i lęk, żeby tworzyć i podtrzymywać systemy, które nie służą człowiekowi.
Czy to właśnie z lęku wynika nasz problem, także jako chrześcijan, z przyjmowaniem uchodźców?
– Lęk jest ludzkim uczuciem, nie ma w nim nic złego. To naturalne, że się boimy. Ale politycy manipulują naszym lękiem, dlatego nie jesteśmy gotowi otworzyć się na uchodźców. Głównym problemem jest jednak to, że uchodźcy są zmuszeni do ucieczki ze swoich krajów z powodu sytuacji, których nie wywołali oni sami, ale biznesmeni i politycy. Broń, czołgi są produkowane w Europie i Ameryce Północnej, a nie w Syrii czy Iraku. Jako ludzka rodzina mamy dług wobec pokrzywdzonych. Co jednocześnie nie zwalnia żadnego kraju z wypracowania takiej polityki społecznej, imigracyjnej, by ludzie nie umierali z głodu, nie tonęli w Morzu Śródziemnym. Jeśli polityka jest na tyle nieefektywna, że ludzie nadal umierają, to jest ona zbrodnicza.
Mówimy o długofalowej polityce, a przecież te same kraje, które pomoc organizują, wspierają działania wojenne, jak we wspomnianej Syrii. Czy to nie paradoks?
– To hipokryzja systemu, że kraj, który pomaga uchodźcom, dostarcza broń. To nie tylko problem Syrii czy Senegalu, ale systemowy problem, na skalę globalną, który Franciszek nazywa terroryzmem społeczno-ekonomicznym. Zjawisko ma różne odmiany – np. narkoterroryzm czy islamski terroryzm, co jest akurat błędnym sformułowaniem. Nie ma na świecie żadnej religii czy narodu, który jest terrorystyczny. Są za to małe grupy, które stosują przemoc.
Wciąż funkcjonuje utrwalony setki lat temu podział na biedne Południe i bogatą Północ. Dlaczego?
– Trzeba cofnąć się do czasów kolonizacji w Ameryce Łacińskiej i Afryce, gdzie trwał brutalny proces eksploatacji zasobów i gdzie doszło nawet do ludobójstwa pierwotnych mieszkańców tych ziemi. Eksploatacja cennych minerałów w Ameryce i Afryce sprzyjała rozwojowi Północy, wspomagała rozwój przemysłu, pozostawiając kraje Południa w ubóstwie. Ten proces zaczął się około pięćset lat temu, ale przecież nie zawsze tak było. Dlatego mówię, że bogata Północ ma dług wobec biednego Południa. I ten dług musi zostać spłacony.
Ważny jest też czynnik środowiskowy. Według naukowych obliczeń, kraje Północy są odpowiedzialne w 80 proc. za efekt cieplarniany, który z kolei jest przyczyną globalnego ocieplenia. Ubogie Południe cierpi z powodu klęsk żywiołowych. Jest w końcu dług ekonomiczny związany ze światową bankowością. To przecież banki amerykańskie i europejskie stworzyły raje podatkowe. Przestępcy w eleganckich garniturach, mający świetnych prawników, stworzyli schemat, w którym działają skorumpowani politycy i biznes. Unikają podatków, piorą brudne pieniądze, organizują przemyt narkotyków. Te banki nie są w Afganistanie, ale w Szwajcarii.
Martin Caparros w głośnej książce Głód pisze, że po raz pierwszy w historii produkujemy tyle żywności, by nakarmić wszystkich głodujących. Problemem nie jest więc brak jedzenia, ale jego zła dystrybucja. Zgadza się z tym Pan?
– Naukowo udowodniono, że produkujemy dużo więcej żywności, niż może zjeść świat. Połowa tego jedzenia trafia do śmietników. Wyraźnie widać, że to problem dystrybucji. Źle funkcjonuje system, który nie odpowiada na potrzeby konkretnych ludzi, ale koncentruje się na przynoszeniu zysków.
„Więcej świętości jest w slumsach niż za murami Watykanu” – powiedział Pan w jednym z wywiadów. Co to oznacza?
– To efekt mojego osobistego doświadczenia. Zresztą, już Jezus mówił, że ubodzy są bardziej wrażliwi na potrzeby bliźnich niż bogacze.
Wielkie mocarstwa angażują się w działania charytatywne z autentycznych pobudek czy raczej usypiają swoje sumienia?
– Prawda jest taka, że ta pomoc jest niewielka. To dosłownie promile tego, co mocarstwa wydają na zbrojenia czy pompują w banki. Niewielkie kwoty nie wynagradzają całej eksploatacji bogactw mineralnych, jakiej te kraje dokonują, a którą trzeba powstrzymać. To raczej zasłona dymna.
Nasza bierność wobec potrzebujących wynika chyba trochę z przekonania, że sami niewiele możemy zrobić, bo potrzebna jest wielka polityka, systemowe działania. Co ja czy Pan, jako jednostki, możemy zrobić?
– Trzeba tworzyć grupy zgodne z naszym systemem wartości i działać w różnych sferach życia publicznego, włącznie z politykami, organizacjami społecznymi, mediami. W ostatnim przemówieniu do ruchów społecznych Franciszek przypomniał, że Jezus rozmnażając chleb, rozdawał go w grupach po około pięćdziesiąt osób. Papież wykorzystał ten obraz jako przykład dobrej organizacji i praktykowania solidarności w grupach. Nie na poziomie struktur biurokratycznych, które łatwo zmanipulować, skorumpować i wykorzystać jako platformę do budowania władzy.
Juan Grabois
Argentyński prawnik i wykładowca akademicki, zaufany współpracownik Jorge Bergoglia, kiedy ten był biskupem Buenos Aires. Od czerwca 2016 r. członek Papieskiej Rady Iustitia et Pax. Aktywnie działa na rzecz osób ubogich i wykluczonych w argentyńskich miastach i tzw. dzielnicach biedy, angażuje się w ruchy społeczne na rzecz pokrzywdzonych. Przyjechał do Polski na zaproszenie Pallotyńskiej Fundacji Misyjnej Salvatti.pl, dzięki której odbyła się rozmowa.