Logo Przewdonik Katolicki

Oczekując na koniec świata

ks. Mirosław Maliński

Czuwajcie więc, bo nie wiecie, w którym dniu Pan wasz przyjdzie | Mt 24, 42

W wierszu Piosenka o końcu świata Czesław Miłosz mówiąc o dniu ostatecznym, maluje przed nami obrazy najzwyklejszego, codziennego życia. Nie ma tam niczego szczególnego, żadnych niesamowitych wydarzeń. Kobiety przechadzają się polami pod parasolami, pszczoły uwijają się przy kwieciu, a rybak naprawia sieci, pijak jak to pijak, zasypia na trawniku, a ci, którzy mieli wygórowane oczekiwania i spodziewali się archanielskich trąb i Bóg wie czego, są zawiedzeni. Ten malowany pięknymi barwami obraz Miłosza jest na wskroś ewangeliczny. Nikt z nas nie wie, kiedy koniec nastąpi. I bardzo dobrze, bo po co nam to wiedzieć? Czy nas to w ogóle powinno interesować? Dopóki jest życie, niech ono trwa. To życie się liczy, ono zwycięża. Trzeba żyć i to pełnią życia. Tak jakby końca nie było, skoro nie możemy w żaden sposób dowiedzieć się, kiedy on nastąpi. Po co się tym tematem zajmować? Bóg nie daje nam śmierci, ale życie i życia mamy się trzymać. Ale nie o tym mówi nam dzisiejsza Ewangelia. Owszem, mamy trzymać się życia, ale tylko w nieschodzącej z naszych oczu perspektywie końca. To nasze tętniące, dynamiczne życie ma być podobne do czuwania, do oczekiwania, jak wypatrywanie końca. Nieuchronność końca ma stymulować nasze najzwyklejsze, codzienne decyzje, postawy, działanie. Do tego stopnia, że gdybyśmy się dowiedzieli rankiem, że dziś o godzinie siedemnastej będzie koniec, to nie musielibyśmy podejmować żadnych dodatkowych inicjatyw, żadnego dodatkowego działania i nic nie musielibyśmy odwoływać. Żadnych gwałtownych ruchów, zwrotu pożyczek, opłacania zaległych faktur, gestów pojednawczych, listów z przeprosinami, wynagradzania krzywd, które ciążą. Nic takiego. Życie mogłoby się toczyć zwyczajnie, jakby nic się nie działo. Właśnie o tym jest ta Ewangelia, właśnie o tym mówi Chrystus.
Utopia? Fajne gadanie niemożliwe w realu? Owszem, ambitne i z pewnością nie do zrealizowania tak od zaraz. Ale jeśli choć miesiąc spróbowałbym pożyć, tak jakby koniec świata był tuż? Może to by wystarczyło na uporządkowanie swych spraw tak dalece, że w dzień końca świata, przeciągnę się rankiem na łóżku i ruszę do codziennych obowiązków. Z pewnością skutkiem ubocznym takiego stanu rzeczy będzie niesamowity pokój wewnętrzny, zniknie bezsenność, z ludźmi zacznie się układać... Tyle tylko, że to utopia i bajki dla grzecznych dzieci. Jeśli powiesz sobie, że to utopia, to będzie to utopią. Wydaje się, że Jezus mówi o tym całkiem serio. Zaczynamy Adwent.
 
1. Spróbuj jeden dzień przeżyć tak, jakby wieczorem życie miałoby się zakończyć.
2. Jaką sprawę mam najpilniejszą do uporządkowania? Jak mogę się tym zająć na przestrzeni najbliższego tygodnia?

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki