Najwymowniejsze słowa na ten temat znajdziemy w finale Księgi, gdzie oboje ukazani są w dialogu, w który zaangażowane jest całe zgromadzenie wierzących i w które włącza się także Oblubieniec, Chrystus. „Duch i Oblubienica mówią: «Przyjdź!» A kto słyszy, niech powie: «Przyjdź!» (…) Mówi Ten, który o tym świadczy: «Zaiste, przyjdę niebawem». Amen. Przyjdź, Panie Jezu!” (22, 17.20).
Być może uczestniczymy tu w liturgii Janowej. Jak pisze wybitny badacz Apokalipsy, jezuita Ugo Vanni: „Liturgiczne zgromadzenie ożywiane przez Ducha Świętego, który prowadzi je do zrozumienia wydarzeń i znaków czasu, dąży do pełnej obecności Chrystusa także w historii. Obecności, która da początek nowej ziemi i nowemu niebu”. Z tego względu dominującym słowem jest grecki czasownik erchomai, przyjść”, który oddaje pełne drżenia oczekiwanie Kościoła ożywianego Duchem Świętym.
Wyłania się stąd kształt bliskiej, małżeńskiej więzi Kościoła z jego Oblubieńcem Chrystusem, dokonującej się przez Ducha Świętego. Tak jak małżonka oczekuje na brzegu morza, by ujrzeć na horyzoncie statek swego męża marynarza wracającego do domu, tak Kościół wyczekuje z niepokojem Chrystusa powracającego na ścieżki historii, do naszej wspólnoty, w nasze losy, by przynieść dar swojej miłości. To wyobrażenie, którego autorem jest św. Ambroży, pomaga nam w ponownym odczytaniu naszego kościelnego doświadczenia.
Często bowiem nasze wspólnoty są słabe, zmęczone, przyzwyczajone do szarości, w której zanurzone jest współczesne społeczeństwo, a która je zatruwa. Wówczas rozlega się głośne wezwanie Apokalipsy, by na nowo odkryć świeżość zaślubin, zaręczyn i przeżyć napięcie oczekiwania na doskonały i pełny uścisk. Duch spełnia właśnie takie zadanie: podtrzymuje w nas żywą nadzieję ponownego pełnego spotkania Oblubieńca Jezusa. Jezus stoi u drzwi Kościoła, również domowego, którym jest rodzina, i puka: „Oto stoję u drzwi i kołaczę: jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną” (3, 20).
To miłosne oczekiwanie jest wyrażone także w specyficznym wykrzyknieniu, które św. Paweł zachował dla nas w języku Pana Jezusa i pierwszych chrześcijan, aramejskim: Maranatha (1 Kor 16, 22). Są to w rzeczywistości dwa słowa, które możemy podzielić na dwa sposoby. Pierwsze wołanie brzmiałoby Maran/atha, „Pan przyszedł”. Jest ono wyznaniem wiary we Wcielenie, czyli historyczne przyjście Jezusa na świat, przez które jest On obecny w Kościele ze swoim zbawieniem już nam ofiarowanym. Drugi możliwy podział wygląda dokładnie tak, jak to zostało ujęte w spisanej po grecku Apokalipsie: Marana/tha, „Panie, przyjdź”, po grecku: Kyrie, erchou. Jest to tchnienie Oblubienicy, pociągniętej wezwaniem Ducha Świętego w pewności przyszłego przyjścia, kiedy ziarno królestwa Bożego, wyrosłe w drzewo, osiągnie swoją pełnię i doskonałą dojrzałość.
Tłumaczenie Dorota Stanicka-Apostoł