Logo Przewdonik Katolicki

Beksińskich portret przeszarżowany

Jarema Piekutowski
Kadr z filmu "Ostatnia rodzina" / fot. materiały dystrybutora, Kino Świat

Historia tej rodziny pełna jest tragicznych wydarzeń. Film ją opowiadający, w reżyserii Jana P. Matuszyńskiego, nagrodzono Złotymi Lwami na festiwalu w Gdańsku. Czy słusznie?  

Zdzisław Beksiński – malarz, rzeźbiarz, fotografik. Jego syn Tomasz – radiowiec, dziennikarz muzyczny, tłumacz. Obydwoje wybitnie utalentowani i obaj zakończyli życie w tragiczny sposób. Zdzisław został zamordowany w swoim mieszkaniu w 2005 r., a Tomasz popełnił samobójstwo w 1999 r.

Kreacje i karykatury
Film zaczyna się w roku 1977. Zdzisław (w tej roli Andrzej Seweryn) i jego żona (Aleksandra Konieczna), oboje przed pięćdziesiątką, i ich osiemnastoletni syn Tomasz (Dawid Ogrodnik) latem tego roku przeprowadzają się z Sanoka do Warszawy, na służewskie blokowisko. Twórcy filmu przedstawiają ich w codziennych sytuacjach. Śledzimy powstawanie kolejnych obrazów Zdzisława Beksińskiego, budowanie znajomości z marszandem Piotrem Dmochowskim (Andrzej Chyra), debiut radiowy Tomasza, jego kolejne nieudane związki i próby samobójcze. Już w pierwszych scenach daje się rozpoznać rysy, jakie Matuszyński i autor scenariusza, Robert Bolesto, nadali każdej z trzech najważniejszych postaci. Oto tajemniczy, inteligentny i nieco oschły Zdzisław – czasem obcesowy, ale na swój sposób jednak ciepły. Nie są to cechy, które łatwo pogodzić. Trzeba przyznać, że Andrzejowi Sewerynowi udało się stworzyć postać wielowymiarową. Jego Zdzisław Beksiński ma najwięcej głębi – skrywanej, trudnej do przeniknięcia. Dla tej kreacji, słusznie nagrodzonej w Locarno, warto obejrzeć Ostatnią rodzinę. Gorzej jest w przypadku filmowej Zofii Beksińskiej. Konieczna jest przekonująca jako ciepła, dobra i zmartwiona kobieta, ale trudno odnaleźć w niej więcej wymiarów. Pozostaje jedynie taka – stereotypowa matka Polka, cierpiąca po cichu, przyjmująca ciosy – przede wszystkim od syna.
I tu pojawia się największe rozczarowanie. Tomasz Beksiński Dawida Ogrodnika już jako osiemnastolatek w pierwszej scenie sprawia wrażenie człowieka niezrównoważonego, obrażonego na cały świat, agresywnego, antypatycznego. Tak jest praktycznie do końca filmu. Wiele osób po przedpremierowych pokazach zachwycało się, jak dobrze Ogrodnik potrafi naśladować tembr głosu Beksińskiego, jego manierę. Owszem, są takie momenty (zwłaszcza te „radiowe”), kiedy brzmienie głosu aktora do złudzenia przypomina to znane z „Trójki pod Księżycem”. Niemniej już za chwilę zmienia się ono w karykaturalny falset, podobnie jak karykaturalna i przeszarżowana jest cała postać. W tym portrecie nie ma półcieni. Nie ma miejsca na ciepło, poczucie humoru i życzliwość, o jakich mówią ci, którzy poznali Tomasza Beksińskiego osobiście. Widz, który nie zna historii, zobaczy wściekłego egoistę, który dręczy swoich rodziców, ma problemy z seksem, demoluje sprzęty i wyrzuca telewizor przez okno (choć wiele z tych rzeczy nie miało miejsca w rzeczywistości). Ogrodnik zaczyna swoją rolę od histerycznego tremolo i praktycznie nie zmienia tej nuty w trakcie filmu. Trudno powiedzieć, w jakim stopniu to jest wina aktora, a w jakim – reżysera i scenarzysty, którzy nie pozwolili na zniuansowanie postaci.
 
Obraz czy narracja?
Dużym wyzwaniem dla filmu o wybitnym malarzu i fotografiku musiała być strona wizualna i montaż. Tu nie ma mowy o rozczarowaniu. Wręcz przeciwnie – pod tym względem Ostatnia rodzina prezentuje się bez zarzutu, a nawet z przebłyskami geniuszu. Kacper Fertacz, który pracował już przy jednym z poprzednich filmów Matuszyńskiego – Deep Love – podchwycił styl filmów wideo, które notorycznie nagrywał Zdzisław Beksiński, ale też chłodną kolorystykę niektórych jego obrazów: potężne służewskie bloki w śniegu i błocie faktycznie chwilami są zaskakująco bliskie tym wizjom.  Większość scen kręcona jest z ręki, i istotnie mamy wrażenie podglądania rodzinnych rozmów nagranych na kamerę VHS. Obok scen (najczęściej pozornie) spokojnych i pastelowych są też dramatyczne i rozedrgane (doskonała sekwencja katastrofy samolotu, którym leciał Tomasz). Atmosferę buduje też muzyka – w ścieżce dźwiękowej przeplatają się utwory rockowe i klasyczne, które uwielbiali obaj Beksińscy.
Dlaczego kobiety odchodzą od Tomasza? Dlaczego on je rzuca? Dlaczego jest aż tak nieszczęśliwy? Dlaczego wreszcie młody Oskar Nowak (Łukasz Gawroński) morduje okrutnie Zdzisława Beksińskiego? Po obejrzeniu filmu trudno na te pytania właściwie odpowiedzieć. Ktoś, kto nie zna historii Beksińskich z innych źródeł, prawdopodobnie nie będzie w stanie połączyć różnych wątków. Plakaty Ostatniej rodziny mówią o tajemnicach i przeznaczeniu. Te słowa wskazują na obecność jakiejś ukrytej narracji, filmowej metafizyki. Nic bardziej mylnego. Ostatnia rodzina to impresja, to kolaż scen. Reżyser zdecydował się w ciągu dwóch godzin przedstawić 28 lat życia rodziny. To niezwykle ambitne zadanie. To prawda: dziś w ten sposób robi się kino. Składa się film z niewielkich puzzli, prowadząc równolegle różne historie. Ostatnia rodzina złożona jest jakby z krótkich reportaży i teledysków. Jest to faktycznie obraz niezwykle intensywny. Jest filmem interesującym, emocjonalnym i dopracowanym, w którym jednak brakuje czegoś bardzo ważnego: proporcji między płaszczyzną horyzontalną a wertykalną, między szarżowaniem i pośpiechem a głębią.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki