Choć sam terroryzm nie jest wynalazkiem XXI w., to jednak właśnie 15 lat temu pojęcie to i wszystko, co się z nim wiąże, na dobre weszły do masowej świadomości. Zamachy na bliźniacze wieże World Trade Center w Nowym Jorku i Pentagon w Waszyngtonie, w których zginęło prawie 3 tys. osób, były wyjątkowe nie tylko z powodu olbrzymiej liczby ofiar. Specyfika ataków wynika z ich przebiegu, ale też zarówno skutków społeczno-politycznych, jak i medialnych. Swoją rolę odegrały także emocje, dzięki którym wydarzenia z tamtego wrześniowego wtorku zapisały się na trwałe w pamięci. Nie bez znaczenia było także to, że zaatakowano Stany Zjednoczone – państwo będące ucieleśnieniem potęgi świata zachodniego.
Strach został zasiany
Bez wątpienia, po 11 września w zachodnie społeczeństwa wdarł się strach. I choć może nie przybrał formy jakiejś zbiorowej histerii, to jednak pod poważnym znakiem zapytania został postawiony międzynarodowy ład i cały system światowego, a zwłaszcza zachodniego bezpieczeństwa.
Dla wielu państw naszej części Europy wstąpienie do NATO miało być gwarancją bezpieczeństwa. Tymczasem okazało się, że islamscy terroryści-samobójcy gotowi są bez większych przeszkód uderzyć w samo serce fundamentalnego dla Sojuszu kraju. Światowa opinia publiczna uświadomiła sobie, że skoro globalny żandarm nie jest odporny na współczesne zagrożenia, to żadne państwo, tym bardziej o mniejszym potencjale ekonomicznym czy militarnym, nie jest od nich wolne. Zamachy jeszcze bardziej skomplikowały trudne relacje świata zachodniego ze światem islamu, pogłębiając dystans, jaki między nimi istnieje. Pojęcie islamskiego terroryzmu i obawa przed nim na dobre zaistniały w powszechnej świadomości.
Same zamachy znalazły zaś swoją kontynuację nie tylko w postaci kolejnych pojedynczych ataków muzułmańskich terrorystów. Stały się zalążkiem znacznie poważniejszego problemu. Wszak Al-Kaidę uważa się za protoplastę Państwa Islamskiego (powstałego z jej irackiej części), na walce z którym koncentruje się Zachód w tzw. wojnie z terroryzmem.
Wojna, czyli destabilizacja
Wojna ta prowadzona jest do dziś w wielu miejscach świata. Jej początkiem, czy jak kto woli pretekstem do jej rozpoczęcia, były właśnie ataki z 11 września 2001 r. Podczas trwających już półtora dekady działań militarnych i zabiegów politycznych, pewne cele, jakie przyświecały międzynarodowej koalicji pod przywództwem USA, zostały zrealizowane. Rządy talibów (wspierających działającą z terytorium Afganistanu Al-Kaidę) oraz Saddama Husajna w Iraku zostały obalone. Jednak podnoszone przy okazji interwencji wątpliwości co do ich celowości, w pewien sposób zostały potwierdzone przez upływający czas.
Próba instalacji nowych władz starła się z lokalną specyfiką, a poczynania międzynarodowej koalicji stały się paliwem dla terrorystów. Nakręcająca się spirala przemocy zaowocowała nie tylko cierpieniami miejscowej ludności czy zamachami w innych częściach świata, ale – i tak niespokojnemu azjatyckiemu regionowi – przyniosła ogromną destabilizację. Dzisiejszy chaos w regionie Azji i Bliskiego Wschodu (z działalnością Państwa Islamskiego na czele), kolejne etapy i fronty tzw. wojny z terroryzmem, to w dużej mierze pokłosie działań zainicjowanych po atakach na WTC i Pentagon.
Bezpieczeństwo kosztem wolności
Skala zamachów z 11 września 2001 r. wywołała z jednej strony falę masowego strachu opinii publicznej, z drugiej zaś, zakusy rządzących, by z całą mocą odpowiedzieć na rozbudzoną społeczną potrzebę bezpieczeństwa. Sztandarowym przykładem takich działań władz była amerykańska ustawa Patriot Act. Jej zapisy wprowadzały bowiem ograniczoną, ale jednak, inwigilację obywateli. Narodowa Agencja Bezpieczeństwa (NSA) mogła zbierać dane telekomunikacyjne umożliwiające stwierdzenie, kto, z kim i kiedy rozmawiał. W państwie – symbolu wolnego świata, taka ingerencja władz publicznych w życie prywatne obywateli nie przechodziła bez echa i wywoływała gorące dyskusje. Wprawdzie w ubiegłym roku ustawa wygasła, ale nowe przepisy nie zlikwidowały potencjalnej inwigilacji, a jedynie nieco ją osłabiły.
Teorie spiskowe i pamięć
Przez lata, jakie upłynęły od zamachów na WTC i Pentagon, zdążyły pojawić się nie tylko znaki zapytania związane z wyjaśnianiem przebiegu zamachów, ale także liczne teorie spiskowe, które zaprzeczają oficjalnym wyjaśnieniom. Kwestionuje się główną przyczynę zawalania się wież WTC, sugerując, że powodem były detonacje ładunków wybuchowych. Wskazuje się też, że jeden z budynków kompleksu (WTC 7), w który nie uderzył żaden samolot, runął. Wątpliwości budzi również nieskuteczność systemu reagowania na naruszenie przestrzeni powietrznej. Podważa się także to, że w gmach Departamentu Obrony uderzył samolot. Zwraca się uwagę, że na zdjęciach ukazujących miejsce, w którym został uszkodzony Pentagon, nie ma szczątków samolotu. Ślady zaś, które widoczne są na budowli, nie odpowiadają wielkością tym, jakie zostawiłaby po sobie uderzająca w budynek maszyna. Ponadto podkreśla się, że uderzający w Pentagon samolot musiałby lecieć bardzo nisko nad ziemią. Wreszcie sugeruje się, że niektórzy urzędnicy mogli mieć wiedzę o zamachach, jeszcze zanim się odbyły.
Choć niejasności i znaki zapytania zawsze są żyzną glebą dla teorii spiskowych, to niezależnie od ich istnienia jest faktem, że zamachy z 11 września 2001 r. trwale zapisały się w zbiorowej pamięci, nie tylko Amerykanów. Przy okazji każdej rocznicy już zawsze będzie się wspominać tamten wtorek, ofiary i tych, którzy próbowali nieść im pomoc w piekielnie (dosłownie) trudnych warunkach. Pamięć o nich przetrwa także w nośniku, który jest tak bardzo amerykański, czyli w popkulturze. Przykładem może być film World Trade Centre Olivera Stone'a, opowiadający o losach uwięzionych w gruzach policjantów, ratujących ludzi w Strefie Zero. To hołd dla tych, których bohaterstwo i poświęcenie w chwili tej wielkiej tragedii nie podlega dyskusji politycznej czy teorii spiskowej.