Dbałość o bezinteresowność: obdaruj swoją życzliwością, serdecznością, zainteresowaniem tych, którzy nie będą mogli Ci odpłacić. Zrezygnuj z taktyki, ze sprytu, z wyobraźni i z przewidywań możliwych zysków. To brzmi jak szaleństwo, ale to działa. Chrystus doskonale wie, co mówi. Jesteśmy bardzo mocno osadzeni w głębokim przekonaniu, że w życiu wiele zależy od nas samych i od innych ludzi, a tymczasem nikt z nas nawet dwóch godzin nie może dołożyć do czasu swego życia i długości życia innych. To wszystko są prawdy tak oczywiste, że aż trudno o nich pisać, ale jednocześnie szalenie trudne do przyjęcia. Jesteśmy w jakiś sposób zaimpregnowani jakimś dziwnym rozumieniem poczucia odpowiedzialności za siebie, za innych, za świat. A przyjęcie prawdy o rzeczywistości w jakiej żyjemy ma nas wyzwolić – i rzeczywiście wyzwala. Przecina kokony błędnych przekonań i pozwala rozpostrzeć skrzydła pokory. Pokora nie tłamsi, nie ogranicza, nie zamyka w jakiejś ciasnocie, a wręcz przeciwnie: pozwala wznieś się ponad egoizm, egocentryzm, pychę, obsesję na własnym punkcie. Ona pozwala rozwinąć skrzydła i polecieć na ostatnie miejsce na uczcie. Z radością i prostotą przyjąć je jako właśnie dla nas przygotowane. Wyzwolić się z obsesji na własnym punkcie – a to bezcenne. Dlaczego? Gdyż pozwala budować pogodne więzi z drugim człowiekiem i to prowadzi nas od szczęścia do szczęścia.
Moja babcia pochodząca z bardzo bogatej rodziny w czasie wojny straciła wszystko. Będąc staruszką (choć przyznać muszę, dosyć żwawą) przyjaźniła się z kilkoma kobietami, które miały jedną wspólną cechę: były niezwykle biedne. Codziennie któraś z tych kobiet przychodziła rankiem i pomagała babci dojść do kościoła. Kołysząc się z nogi na nogę, wspierając się wzajemnie, pokonywały ulice naszego miasteczka. W drodze powrotnej wstępowały na śniadanko i pogawędkę. Na pożegnanie towarzyszka babci dostawała przygotowane drożdżówki, a czasami coś jeszcze. I tak codziennie. Po wielu latach zrozumiałem, że cały ten proceder to było planowe dokarmianie biednych kobiet, i to w taki sposób, by żyły w przekonaniu, że to one robią dobre uczynki, wspierając biedną staruszkę. Odczytuję to jako Ewangelię w czystej postaci.
Pytania:
- Jak kształtuję swą pokorę, próbując zachować zwyczajność i prostolinijną pogodę ducha?
- Kiedy ostatnio świadomie zaprosiłem ludzi biednych na posiłek do swojego domu, wdając się z nimi w pogawędkę jak równy z równym?
- Czy jestem szczęśliwy, gdy ludzie nie mają jak mi się zrewanżować za okazaną pomoc? Jak to możliwe?