Logo Przewdonik Katolicki

Epicki wyścig

Szymon Bojdo

Krytycy filmowi z pewnym dystansem odnoszą się zazwyczaj do filmów osadzonych w biblijnych realiach. Wbrew ich opiniom musimy wysoko ocenić kolejną ekranizację Ben-Hura, bo to trzymające w napięciu kino religijne.

Nie da się oczywiście uciec od pytania: ale to znowu Ben-Hur? Nie jest to odświeżona wersja superprzeboju kinowego z 1959 r. w reżyserii Wiliama Wylera. Film sprzed pół wieku inaczej rozkładał akcenty opowieści. Sęk w istocie adaptacji filmowej. By zrozumieć subtelność ekranizacji Ben-Hura, spojrzeć trzeba na źródło tej historii, czyli powieść z 1880 r. Jej autor Lewis Wallace nie zapisał się w historii literatury niczym więcej, jak właśnie Ben-Hurem, pisanym dla agnostyka, w celu wyjaśnienia mu fenomenu Chrystusa. I tak podtytuł powieści brzmi A Tale of Christ co w pierwszym tłumaczeniu na polski (1889 r.) zostało oddane jako Opowieści z czasów Jezusa, a w filmie z 1959 r. – Opowieść o Jezusie. W najnowszej ekranizacji ta subtelność została zupełnie pominięta i w ten sposób dochodzimy do sedna sprawy: w zależności od roli Jezusa, Ben­-Hur może stać się w różnych realizacjach zupełnie inną historią.

Imperium atakuje
Tegoroczna ekranizacja to pełne rozmachu kino historyczne w 3D. Efekty komputerowe, dzięki którym w kinie można teraz wszystko, przenoszą nas do Jerozolimy początku naszej ery, tak że niemal można poczuć zapach przypraw na targu, po którym przechadzają się bohaterowie czy przejrzeć się w wypolerowanej rzymskiej zbroi. Stolica Izraela jest tu metropolią, miastem spotkania różnych ludów, przemieszania wielu języków. Zapewne dla widzów sprzed pół wieku i czytelników z końca XIX w., mimo braku tak wielu technicznych rozwiązań, to jak oddano Jerozolimę było odkrywcze i zapierało dech w piersiach. Timur Bekmambetov, reżyser ostatniej wersji, przedstawia jednak nie tylko portret najważniejszego miasta Biblii, ile samego imperium. Oto Rzym jest mocarstwem napędzanym krwią i chronionym strachem, w którym Rzymianom wszystko wolno, co dotkliwie odczuwają mieszkańcy podbitych prowincji (a Żydzi w szczególności). Dalej pod lupę wzięta jest podbita elita – wszak tytułowy bohater Juda Ben-Hur pochodzi z królewskiego rodu, z rodu Dawida. Przedstawiciele wyższych klas mają dwa wyjścia: albo zbratać się z krwawym reżimem, albo zapomnieć o wszelkich bogactwach i przywilejach. Brak oddania albo przynajmniej poparcia Rzymowi odbierany jest jak wsparcie dla zelotów, grup partyzantów żydowskich, brutalnie upominających się o godność Narodu Wybranego. Po latach okupacji, kultury zaczynają się powoli mieszać, Messala – kolejny kluczowy bohater – zostaje w niejasnych okolicznościach usynowiony przez rodzinę Hurów. Uczta królewska przypomina do złudzenia rzymską orgię, a ulubioną rozrywką żydowskiego księcia jest ujeżdżanie rydwanów. Wątków do opowiedzenia w tej historii byłoby naprawdę mnóstwo, a i tak zostały skompresowane do dwóch godzin filmu (wobec trzech i pół z 1959 r.!), dlatego zwracamy uwagę na Rzym, imperium zła, bez poszanowania dla lokalnych tradycji, próbujące narzucić swoje obyczaje i światopogląd. Gdy weźmiemy pod uwagę, że reżyser pochodzi z byłego ZSRR, a i dziś filmy tworzy głównie w Rosji, to zrozumiemy, o jakim imperium tu mowa. Jego triumf, a zarazem klęskę dostrzegamy w finałowej scenie wyścigu rydwanów, podczas której wreszcie rozumiemy, dlaczego film został zrobiony w 3D i podobnie jak w ekranizacji z 1959 r., przez kilka minut jesteśmy bliscy palpitacji serca, bo jeden, szlachetny bohater może pokonać całą machinę zła.

Zawsze jest coś lepszego
Krytycy mówią, że to taka prościutka historia, i że jak się nie ma pomysłu na film to najlepiej zekranizować coś z Biblii, albo przynajmniej religijnego, bo wiadomo, że w pewnych kręgach na pewno to się sprzeda. I mimo że tego Ben-Hura nie otwiera scena narodzin Jezusa, jak w klasyku, to Nauczyciel z Nazaretu pokazany jest tu w sposób piękny. Można go niemal nie zauważyć, pomyśleć, że to zwykły rzemieślnik, który wtrąca się w rozmowę. Słyszymy jednak, co mówi i od razu wiemy, że to niezwykły człowiek, który w codzienną sytuację wplata swoją naukę o miłosierdziu i prawdzie oraz miłości nieprzyjaciół. Pewien patos wypływający z wypowiedzi bohaterów, okrągłe zdania, wypowiadane z emfazą frazy mogą trącić myszką. Ale jednak zbudowany jest wokół nich niezwykły klimat, który sprawia, że i tytułowy bohater i my z nim dochodzimy do wniosku, że musi być coś lepszego. Ben-Hur bowiem to opowieść o wzniosłych wartościach, o wolności, prawdzie, przebaczeniu, miłosierdziu. I choć w rzymskich realiach, to rozumiemy, co ma na myśli Juda, gdy mówi, że nie trzeba za bardzo rozglądać się na innych, bo wystarczy, by każdy dbał o swoje bezpieczeństwo. Z zapartym tchem przyglądamy się jak iskierka owej nauki o tym, by nie darzyć nienawiścią nikogo, a szczególnie nieznanych sobie ludzi, rozchodzi się w brutalnym świecie strachu i przemocy. Te wielkie słowa, o których wspomnieliśmy, podobnie jak w naszym życiu, gwałtownie zderzają się z indywidualnym doświadczeniem wobec osobistej tragedii. Wtedy ani żołnierski honor, ani ambicja zmiany świata na lepsze nie wystarczają, gdy jesteśmy bezsilni wobec cierpienia najbliższych. Ben-Hur traci wszystko, trafia do niewoli i rozbija się na statku, na którym niewolniczo pracuje, cudem ocalony, dopływa do brzegu, by trafić do beduińskiej karawany, gdzie bogaty kupiec Ilderim (w tej roli genialny Morgan Freeman) daruje mu życie i więcej: odnawia w nim poczucie godności. Cierpliwie przygotowuje Judę do ostatniego, decydującego wyścigu rydwanów, w trakcie którego może zawalczyć nie tylko o los całej swej rodziny, a być może narodu, ale przede wszystkim o swoje człowieczeństwo. Całość przyprawiona pikanterią bratobójczej walki, a zamknięte w ramę opowieści o męce Pana Jezusa i zachwycie jego nauką. Więc na pohybel wszem krytykom trzeba stwierdzić, że jest to kino niezwykle budujące, a po seansie wychodzi się z nadzieją, że mimo wszystko świat może się zmienić, gdy choć niewielu ludzi uwierzy w bezkrwawą siłę dobra. 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki