Logo Przewdonik Katolicki

Twarze Chrystusa

Natalia Budzyńska
Portret bezdomnego, Jacek Hajnos / fot. mat. prasowe

Brudny, śmierdzący, pijany, zawszony. Albo: samotny, zagubiony, odrzucony, doświadczony przez życie. Z pewnością syn lub córka, często mąż lub żona, czasami ojciec lub matka. Bezdomny.

Projekt „Różnica” Jacka Hajnosa to nie tylko ekskluzywnie wydany album ze świetnymi portretami bezdomnych, to przede wszystkim spotkanie z drugim. Media niedawno obiegła wiadomość, że jeden z młodych stylistów fryzur wyszedł na ulice i strzyże bezdomnych, którzy dzięki temu mogą poczuć się znowu po ludzku, zauważeni, godni, czyści i chciani. Joshua Coombes zajął się bezdomnymi na ulicach Londynu charytatywnie i z potrzeby serca, a świat obiegły fotografie odmienionych ludzi. Kilka lat temu głośno było o nowojorskim fryzjerze, który robił to samo w swoim mieście. Nie trzeba jednak szukać w Londynie czy Nowym Jorku. W Sopocie powstał zakład fryzjerski dla bezdomnych, a w Poznaniu modny fryzjer i stylista hipsterskich bród także wybrał się do bezdomnych, by ich ostrzyc. W jego salonie każdy bezdomny może znaleźć godność,, sprawiając sobie fryzurę, a takie metamorfozy są bardzo spektakularne. Zmienia się nie tylko fryzura, ale i wyraz twarzy, blask oczu, mimika. Najważniejsze jest bowiem samopoczucie tych odrzuconych i niechcianych: zwykłe strzyżenie może przywrócić im przecież poczucie godności, które tracą jako pierwsze. Wiem coś na ten temat nie dlatego, że znam bezdomnych osobiście, ale dlatego, że poznałam ich dzięki projektowi „Różnica” autorstwa młodego absolwenta krakowskiej ASP Jacka Hajnosa. Wysłuchał kilkadziesiąt ludzkich historii, sportretował 77 bezdomnych. Niektórzy nie powiedzieli mu ani słowa, ale większość była bardzo szczera.
 
 
Portret
„Sportretowanie kogoś to w jakimś sensie przywrócenie mu twarzy. Bezdomni wszak są tymi, których nie chcemy widzieć. W tym sensie jest to akt społeczny (…), akt niepozwalający zniknąć portretowanej osobie spośród nas” – pisze we wstępie „kuratorskim”, czyli takim napisanym przez krytyka sztuki, dominikanin, o. Tomasz Biłka. I dalej: „Portret natomiast jest jakąś interpretacją twarzy. W swoich pracach Jacek Hajnos składa świadectwo własnego ich widzenia. Ostatecznie więc nie o nadanie statusu społecznego chodzi w cyklu «Różnica», ani nie o samo dzieło sztuki, lecz o czystość spojrzenia, o serce tego, który patrzy”. Jacek Hajnos opowiada o swoich spotkaniach z bezdomnymi, jak to się stało, że zwrócił na nich uwagę, dlaczego chciał się do nich zbliżyć i jak niezgrabnie to robił, popełniając grzech pychy i samozadowolenia. Taka była jego droga duchowa i artystyczna, bo relacja z bezdomnością pokazała mu, w jaki sposób może spożytkować swój talent. By nie był na darmo, ku własnej chwale. Urodził się w Nowym Targu, ukończył Liceum Sztuk Plastycznych im. Antoniego Kenara w Zakopanem, dwa lata temu obronił dyplom na Wydziale Grafiki w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. Bezdomnych portretuje od pięciu lat.  Siadał obok nich na ławce, rozmawiał, pytał o pozwolenie, rysował, szkicował. Poznawał ich w ośrodku Wspólnoty „Betlejem”, prowadzonej w Jaworznie przez ks. Mirosława Toszę, ale też na ulicach Krakowa i u sióstr, które pomagają najuboższym. I w galeriach handlowych, gdzie kryją się przed zimnem i z których są wyrzucani i bici przez ochroniarzy drogich sklepów. Żeby nie psuli wizerunku, żebyśmy nie czuli się niekomfortowo, wychodząc z torbą kolejnych butów czy markowych ubrań. Ale wróćmy do portretów. Techniki są różne. Czasem ołówek, węgiel, tusz. Czasem zwykły czarny długopis bip. Na bristolu, szarym falowanym papierze, kawałku kartonu czy wyrzuconej deski. Realistyczne lub ekspresyjne. Niepokojące lub na odwrót, niezwykle spokojne, jakby pełne rezygnacji lub pogodzenia z losem. Patrzą w bok najczęściej, ale także odważnie, na wprost. Takich ich nie zobaczymy na ulicy, bo na ulicy odwracamy od nich wzrok. Nie chcemy patrzeć, udajemy, że nie istnieją. Jacek Hajnos przywraca im twarz i imię.
 
Słowa
Każdy z nas ma do opowiedzenia swoją historię, także bezdomny. Co to oznacza w ogóle, że jest bezdomny? Czy ma inne od nas pragnienia? Tak samo pragnie kochać i być kochany – to podstawowa potrzeba każdego człowieka. Powtarzają, że dom to ciepło i bezpieczeństwo oraz najbliżsi. Tego nie mają. Gdzieś tam, kiedyś, coś potoczyło się nie tak, a potem nie znalazł się nikt, kto w porę mógłby pomóc. Czy człowiek nie ma prawa popełnić błędu? Można powiedzieć: ależ oni niemal wszyscy piją, to alkohol jest winien – i poczuć się usprawiedliwionym. Ale skąd ten alkohol, skąd ta potrzeba znieczulacza, pseudopocieszacza? Bezdomni, których wysłuchał Jacek Hajnos nie usprawiedliwiają się, są świadomi swoich upadków, znają swoje grzechy i cierpią. Każda z tych opowieści to historia o potrzebie przebaczenia: sobie i innym. Rodzicom, rodzeństwu, współmałżonkom, czasem dzieciom. O. Tomasz Biłka pisze we wprowadzeniu, że „Jacek ukazuje spojrzenie Jezusa, które spoczywa na każdym człowieku. Przez swoje prace pozwala oglądającemu patrzeć oczyma Jezusa”. Jest też na odwrót: to na oglądających patrzy z tych portretów Chrystus. Na okładce albumu widnieje portret, który przypomina całun z Manopello. Nie, wcale nie został z takim zamiarem wystylizowany. Po prostu ten bezdomny patrzy na nas jak Chrystus, ta pewność podobieństwa narzuca się sama z siebie. „Obrazy Jacka Hajnosa to prawdziwe insignia caritatis” – czyli oznaki miłości. To prawda, co pisze o. Biłka, te portrety to sztuka profetyczna, która objawia nam spojrzenie Boga.
Relacje
Tymczasem wokół słyszymy takie zdania: „Relacja z nimi? Żeby mnie okradli?”, „Oni wybrali takie życie, to tylko ich wina”, „Bezdomni nie wiedzą co to praca, jakby wiedzieli, to by nie byli na ulicy”, „Nie można im dawać rybki, tylko wędkę”, „Nienawidzę zapachu tych dworcowych żuli”, „Chciałbym poznać któregoś z nich, ale boję się, że mi zrobi krzywdę”. Hajnos te zdania pozapisywał, towarzyszą każdej historii, każdej zapisanej twarzy. Pewnie sami mówimy to samo. W zderzeniu z konkretnym człowiekiem obnażają naszą pychę, schematy myślowe, przedmiotowe podejście do drugiego, naszą – pożal się Boże – chrześcijańską postawę. Jedna ze sportretowanych kobiet, Ewa, mówi: „Kiedy bezdomność mnie nie dotyczyła, to często czułam pogardę dla takich ludzi. Jak spotykałam ludzi z klasy, którym się gorzej wiodło, to zawsze pomagałam, jakiś grosz dałam. Ale jak widziałam, że ktoś leży pijany pod płotem, to czułam niesmak, nie zastanawiałam się, dlaczego ten człowiek tak skończył”. Kiedy zrozumiemy, że to naprawdę nie nasza zasługa, że mamy gdzie mieszkać, co jeść i do kogo wracać?
Portretów jest 77. Jak 77 okazji do przebaczenia. Portrety były wystawiane w kilku miejscach i zostały zebrane w albumie zatytułowanym Różnica. Ekskluzywnie i dizajnersko wydany, na świetnym papierze, pięknie opisany, z rewelacyjnymi reprodukcjami. Ubogaca pod każdym względem. Zaprasza do wejścia w relację, bo bezdomność, jak zauważa autor, to nie tyle brak ścian, ale zerwanie relacji z drugim. To może spotkać każdego, kto w życiu zaczyna wybierać coś innego niż drugiego człowieka. „Gonimy za materią, tracąc to, co najcenniejsze. Relacje”. Opowieści zebrane w ramach projektu „Różnice” pokazują, że możemy być narzędziami w rękach Boga, że przez nas może się coś bardzo ważnego zmienić w życiu cierpiących i odrzuconych. I że ten, który nic nie ma, może nas obdarować czymś bardzo cennym. To jest prawdziwe oblicze Kościoła.
Książkę można kupić. Po to, by nauczyć się patrzeć na bezdomnych jak na bliźnich z twarzą i imieniem, z godnością i własną historią. I po to, żeby pomóc zbudować dla nich dom, wspierając działalność Wspólnoty „Betlejem” – jednej z najbardziej skutecznych organizacji walczących z bezdomnością.
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki