Bezradność człowieka wobec totalitaryzmów, metafora ludzkiego życia, samotność wobec praw, których człowiek nie rozumie i na które nie ma wpływu, samotność jednostki w społeczeństwie lub co gorsze: zagubienie w świecie rządzonym przez bezduszne instytucje – to tylko kilka powtarzanych przez lata kluczy do rozszyfrowania najsłynniejszej powieści Franza Kafki. Do tego dochodzi przekonanie o proroczym charakterze prozy Kafki, który przewidział totalitarne systemy roztaczające nad człowiekiem nieograniczoną władzę i odbierające jednostce prawo do decydowania o sobie. Oto obraz człowieka jako trybika w mechanizmie. Dla wielu z nas na takich interpretacjach kończy się twórczość Kafki. Ale to bardzo powierzchowne rozumienie jego twórczości. Nie warto też zatrzymywać się na Procesie w interpretacji z lat licealnych. Powieści Kafki to jedne z tych książek, które pokazują nam swoje nowe oblicze, gdy jesteśmy bogatsi o życiowe doświadczenia i przeżyte lata. Tak jakby otwierały się nowe bramy, a my, niczym geometra z Zamku, mamy możliwość wspinać się po kolejnych schodach do wielkiej budowli, której wyglądu wciąż możemy się tylko domyślać. Franz Kafka to geniusz, jestem o tym przekonana. Z pewnością też widział ważniejsze sprawy niż problem życia w zbiurokratyzowanym świecie.
Pisarz religijny
Nad odczytaniem dzieł Kafki w Polsce zaważyły czasy „jedynej słusznej ideologii”. Najpierw był wrogiem, jako przedstawiciel „czarnej literatury”, zbyt pesymistycznej wizji świata jak na świetlaną przyszłość, którą usiłował sprzedać społeczeństwu socjalizm. Żadne z dzieł Kafki, nawet najkrótsze opowiadanie, nie mogło być wydrukowane w Polsce do roku 1956. Potem krytycy literaccy wciąż wierni socrealizmowi, wskazywali odniesienia do faszyzmu i III Rzeszy, a krytycy opozycyjni do Stalina i terroru komunistycznego. W ten sposób ta powierzchowna analiza przeniosła się do szkół i przetrwała dziesiątki lat, poszerzając się o teorie psychologiczne i socjologiczne. Tymczasem zupełnie pominięto całą sferę religijną, poprzestając na stwierdzeniu, że Kafkę życie religijne nie interesowało. Był wprawdzie Żydem, ale nie brał udziału w praktykach religijnych. Jeśli odwoływano się do metafizyki – bo tej nikt mu nie odmówi – to raczej również tej powierzchownej, intuicyjnej, sprowadzając ją do takich pojęć jak samotność, zagubienie, nieuchronność śmierci. Tymczasem Franz Kafka sięga o wiele głębiej, a Zamek i Proces to książki religijne sensu stricte. Trudności z takim ich odczytaniem nie mają żydowscy krytycy. Gershom Sholem, zmarły w 1982 r. najsłynniejszy badacz żydowskiego mistycyzmu, napisał kiedyś tak: „Powiedziałbym (…), że aby zrozumieć kabałę, trzeba by dziś najpierw przeczytać pisma Franza Kafki, a w szczególności Proces”. Kilka lat temu wpadła mi w ręce książka Kafka i Kabała Karla Ericha Grozingera, w której autor szczegółowo analizuje utwory Kafki w kluczu kabalistycznym, udowadniając, że Sholem ma rację. Czy jednak ma to dla polskiego czytelnika jakieś znaczenie?
Klucz kabalistyczny
Być może powinniśmy najpierw dokładnie wiedzieć, czym jest żydowska kabała? I czy nie dopiero znając pisma żydowskiej mistyki będziemy mogli zrozumieć, o co tak naprawdę chodziło Kafce? Otóż wcale nie. Geniusz Kafki polega na tym, że wykorzystał kabalistyczną symbolikę twórczo, do opisania egzystencjalnej sytuacji każdego człowieka. Zresztą nie ma żadnych śladów w jego Dziennikach, żeby sam dogłębnie kabałę studiował, choć ta mistyczna teologia judaistyczna była bardzo popularna w chasydyzmie, a dzieła pisane pod jej wpływem były ogólnie dostępne. Wystarczy wiedzieć, że centralną myślą kabały żydowskiej jest wiara w jedność wszystkich bytów. Oznacza to, że świat widzialny splata się z niewidzialnym, ukrytym, istnieje jako jedno wraz ze światami boskimi i niebiańskimi. Ten filozoficzny pogląd przez setki lat ulegał różnym dopowiedzeniom i modyfikacjom, aż przedstawił się Franzowi Kafce w wersji wschodnioeuropejskiej, w formie chasydzkich mądrości cadyków. Bywał w praskich synagogach, obserwował życie praskich Żydów, chłonął ich kulturę i obyczaje. Trochę żałował, że nie odebrał w domu żydowskiego wychowania. Przewodnikiem po tym religijnym świecie był dla Kafki jego przyjaciel, Jiri Langer, autor wielu prac poświęconych Talmudowi i kabale. Przebywając jakiś czas w dworze cadyka Issachara z Bełza, napisał książkę Dziewięć bram. W przedmowie do niej nadmienia, że cadyk zalecił mu między innymi czytanie dzieła Reszit Chochma kabalisty z XVII w., które zawiera cytaty z księgi Zohar. A tam znajduje taki fragment: „Każdego dnia zawisa Sąd nad światem, bo świat został stworzony na Sądzie (to znaczy według zasad Prawa) i to jest jego fundament. Dlatego strzeże się człowiek grzechu, bo nie wie, kiedy rozpocznie się nad nim Sąd. (Zdarzyć się może), siedzi w swym domu, a tam zaczyna się Sąd nad nim, albo idzie na dwór z domu, a Sąd już radzi i nie wie, czy powróci jeszcze w dom (…), bo Sąd podąża przed nim”. Coś nam to przypomina? Przecież to wypisz wymaluj sytuacja, w jakiej znalazł się Józef K.!
Sąd i oskarżyciel
I Józef K. z Procesu i geometra z Zamku doskonale zdają sobie sprawę z tego, że poza światem realnym istnieje inny, ukryty. I mimo że do niego nie mogą się dostać, to wywiera on ogromny wpływ na ich życie. Zupełnie jak w kabale, oba światy są ze sobą ściśle połączone. Kafkowscy bohaterowie chcą współdziałać z tym światem ukrytym, boskim, ale nie potrafią zdobyć potrzebnej do tego zdolności. Błądzą, szukają nie tam, gdzie powinni, cofają się, a brama, przez którą mogliby przejść, zamyka się, a cel, czyli Najwyższa Instancja, pozostaje nieuchwytny. Czy to nie jest sytuacja każdego człowieka? Mistyka żydowska mówi, że dotrzeć do Boga można poprzez modlitwy, ale czasem te modlitwy nie mogą się wspiąć tak wysoko, bo dusza człowieka wikła się gdzieś na niższym poziomie, tym bliskim codziennego życia z jego problemami i pułapkami. Człowiek jest bowiem grzesznikiem i codziennie wszystko, co go otacza może świadczyć przeciwko niemu. We wspomnianym wyżej dziele z XVII w. czytamy: „Człowiek obawia się wszelkich świadków, którzy co dzień dają świadectwo przeciw niemu (…). Kamienie jego domu i mury jego domu świadczą przeciwko niemu”. A dalej: „Gdy człowiek podniesie się ze swego łoża, stoi przed nim dwóch świadków i chodzą z nim przez cały dzień”. Sąd, problem winy i kary – według tych tematów obracają się wszystkie dzieła Kafki, a żeby odszyfrować wszystkie symbole w kluczu mistycyzmu żydowskiego potrzebna jest przede wszystkim znajomość nie tylko kabały, ale kultury judaizmu, także tej obyczajowej i potocznej. Kafka nie stworzył żadnego nowego systemu kabalistycznego, nie można także o nim mówić jako o kabaliście. Czerpał z mądrości religijnej, bo widział w niej wytłumaczenie wszystkich ludzkich lęków egzystencjalnych. Roman Karst w przedmowie do pierwszego wydania nowel i miniatur Kafki (1960 r.) pisał tak: „Kafka należy do osobliwego typu pisarzy, których wysiłek skupia się na formułowaniu i komplikowaniu problemu, a nie jego rozwiązaniu. Wszystkie jego dzieła reprodukują w gruncie rzeczy w przeróżnych odmianach jednakową sytuację zasadniczą, ich fabuła, zresztą bardzo nikła, nie posuwa się naprzód, lecz krąży w miejscu i stale powraca do punktu wyjścia – jej treścią są bowiem niekończące się rozważania ludzi, którzy medytują nad tym, jak osiągnąć cel dla człowieka nieosiągalny”. Z perspektywy chrześcijaństwa możemy dodać to, czego nie widzieli kabaliści i Kafka: dzięki Chrystusowi ten cel jest osiągalny. Już nie trzeba się wspinać po kolejnych schodach i bać się kolejnych Strażników. Chrystus przyszedł do człowieka i zamyka usta Oskarżycielowi.