Logo Przewdonik Katolicki

Krwawy Karabach

Marcin Skobrtal
Zniszczenia w Górnym Karabachu - na terenach spornych pomiędzy Armenią i Azerbejdżanem / fot. East News

Kiedy na Kaukazie odżywają waśnie wokół skonfliktowanych narodów, oczy społeczności międzynarodowej zawsze zwracają się na Rosję. To zazwyczaj od jej ruchów zależy pokój w regionie.

W nocy z 1 na 2 kwietnia doszło do starć azersko-ormiańskich, które łamały trwający od blisko 22 lat rozejm w Górskim Karabachu. Trwały one kilka dni, pochłaniając kilkadziesiąt ofiar. Obie strony wzajemnie oskarżały się o ataki, w Armenii, która faktycznie wspiera Górski Karabach, i Azerbejdżanie rozpoczęła się wojenna mobilizacja społeczeństwa. Rozejm został zawarty 5 kwietnia, kiedy sprawą miała zająć się grupa mińska, powołana przez OBWE 24 lata temu dla rozwiązania sporu armeńsko-azerskiego. Jednak pojawiają się informacje o jego nieprzestrzeganiu.

(Nie)istniejące państwo
Górski Karabach to nieuznawana republika ze stolicą w Stepanakercie leżąca na terytorium Azerbejdżanu, licząca sobie niecałe 150 tys. mieszkańców. Większość z nich stanowią Ormianie, wyznający chrześcijaństwo wschodnie, podczas gdy Azerowie to muzułmanie. Zajmuje powierzchnię 4400 km2. Jest demokratyczną republiką, z uchwaloną w 2006 r. konstytucją, w której określony jest jako niepodległe państwo. Posiada jednoizbowy parlament, do którego wybory odbyły się w zeszłym roku – po raz drugi wygrała je centroprawicowa partia „Wolna Ojczyzna”. W rankingu Freedom House, który mierzy zakres wolności, praw człowieka i demokracji uzyskał status państwa „częściowo wolnego”, klasyfikując się między Armenią a Azerbejdżanem. Górskiego Karabachu nie uznało żadne państwo, wyjątkiem są inne nieuznawane republiki na terenie byłego ZSRR: Naddniestrze, Osetia Południowa i Abchazja, które wzajemnie się uznają i wspólnie tworzą organizację międzynarodową – Wspólnotę dla Demokracji i Praw Człowieka. Pewną formę uznania ponadto wyrażają niektóre amerykańskie i australijskie stany. Mimo tego statusu międzynarodowego, a właściwie jego braku, Górski Karabach posiada kilka zagranicznych biur, pełniących funkcję jego zagranicznych przedstawicielstw. Społeczność międzynarodowa uważa separatystyczną republikę za część Azerbejdżanu, zaś prezydent Armenii, Serż Sarkisjan w 2015 r. uznał ją za część Armenii, jednak 4 kwietnia oznajmił, że Ormianie gotowi są uznać niepodległość Górskiego Karabachu. Co ciekawe, zarówno obecny ormiański przywódca, jak i jego poprzednik, Robert Koczarian, pochodzą ze Stepanakertu. De iure zatem Karabach nie istnieje, de facto natomiast jest to w miarę normalnie funkcjonujące państwo.

Arcach
Karabach leży na terenie historycznej krainy Arcach, która przez wiele wieków była związana z dziejami Ormian. Wchodziła w skład zarówno starożytnego Królestwa Armenii Ortanidów i Arsacydów, jak i późniejszego średniowiecznego państwa Bagrytydów, którego pozostałością było Królestwo Arcachu, a następnie Księstwo Chaczen. Przez wieki Ormianie pozostawali w mniejszej lub większej zależności od lokalnych potęg, takich jak Bizancjum, Arabowie czy Persowie. To ci ostatni  utworzyli w połowie XVIII w. Chanat Karabachski, który 70 lat później uległ rosyjskiej ekspansji na Kaukazie. Zmiany przynależności terytorialnej owocowały także zmianami w proporcjach etnicznych, obok Ormian pojawiła się również duża grupa Azerów.
Kluczem do zrozumienia obecnego konfliktu był wiek XX. Rewolucja październikowa dała narodom Zakaukazia prawo do samostanowienia, z którego chcieli skorzystać także mieszkańcy Karabachu. Krótkotrwały epizod ich samodzielności zakończyła wojna ormiańsko-azerska i powstanie ZSRR. W 1923 r. utworzono Nagorno-Karabachski Obwód Autonomiczny w ramach Azerbejdżańskiej SRR. Był to element radzieckiej polityki narodowościowej – z jednej strony spacyfikowano ormiańskie dążenia do niepodległości, z drugiej wsparto Azerów, licząc na eksport rewolucji do Turcji. Jednocześnie na terenie Azerbejdżanu znalazła się enklawa etniczna będąca obiektem potencjalnego konfliktu. 60 lat władzy radzieckiej zmniejszyło przewagę Ormian z ponad 90 pr5oc. do około trzech czwartych populacji.

Rozpad ZSRR
Do ponownej eskalacji konfliktu doszło pod koniec lat osiemdziesiątych, schyłek istnienia ZSRR i nadzieja na niepodległość oraz zmianę granic. Ormianie po raz kolejny domagali się przyłączenia Karabachu do Armeńskiej SRR, tymczasem w samym obwodzie demograficznie zaczęli zyskiwać Azerowie. Symbolem zamieszek, które wówczas wybuchły może być masakra Ormian przez azerskich uchodźców z Nachiczewanu w Sumgaicie w 1988 r. Gdy w 1992 r. Azerowie odebrali Karabachowi autonomię, tamtejsi Ormianie ogłosili niepodległość. Wybuchły walki partyzanckie, które wkrótce przekształciły się w regularną wojnę między Armenią a Azerbejdżanem, toczoną ze zmiennym szczęściem dla obu stron. Podjęte w 1994 r. rozmowy pokojowe pod patronatem OBWE zakończyły się jedynie rozejmem, zresztą systematycznie łamanym. Od tego czasu pod kontrolą sił armeńskich jest też część terytorium wokół nieuznawanej republiki, traktowane jako pas bezpieczeństwa. Efektem wojny było kilkaset tysięcy uchodźców. W kolejnych latach były podejmowane próby rozwiązywania konfliktu, jednak po obu stronach brak było woli do ustępstw. Rosyjska inicjatywa rozwiązania problemu z 2008 r., mimo że zapowiadała się dobrze, nie przyniosła rezultatów. Od 2014 r. można było zaobserwować azerskie dążenia do eskalacji konfliktu.

Zakaukaska układanka
Konflikt azersko-ormiański w latach 90. został opisany przez Samuela Huntingtona jako jeden z przykładów zderzenia cywilizacji na granicach ich występowania. Wskazywał on wówczas, że obie strony będą wspierane przez państwa z tego samego kręgu cywilizacyjnego, opartego na religii. Koncepcja ta w pewnym stopniu odpowiadała rzeczywistości. Armenia jest najwierniejszym sojusznikiem Rosji na Zakaukaziu. Azerbejdżan zaś starał się prowadzić niezależną politykę, zbliżając do Zachodu, czemu sprzyjał boom naftowy i jego strategiczne znaczenie w bezpieczeństwie energetycznym Europy. Przejawem tej niezależności była przynależność do GUAM – Organizacji na rzecz Demokracji i Rozwoju, skupiającej prozachodnie byłe republiki radzieckie. Azerbejdżan uzyskał od razu poparcie od Turcji, bliskiej mu nie tylko ze względu na religię, ale i pokrewieństwo językowe (Ormianie nazywają Azerów Turkami), dla której jest to kolejna po Syrii konfrontacja z Rosją. Turcy są dla Ormian śmiertelnym wrogiem – oba państwa dzieli kwestia ludobójstwa z 1915 r. Znacznie mniej jednoznaczną postawę przejawia Moskwa. Mimo więzi z Armenią, szczyt Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej przeniesiono z Erywania do Moskwy, zaś państwa członkowskie prorosyjskiego sojuszu wojskowego, Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym, Kazachstan i Białoruś, jawnie wsparły Azerbejdżan. Oba te gesty mocno rozgoryczyły Armenię. Dodatkowo sami Rosjanie dostarczają broń do obu stron konfliktu, zaś Dmitrij Miedwiediew i Siergiej Ławrow odwiedzili obie stolice, podejmując się mediacji. Powstał nawet rosyjski plan pokojowy, zakładający wycofanie wojsk armeńskich z tzw. pasa bezpieczeństwa wokół Karabachu, gwarancje bezpieczeństwa dla republiki i wprowadzenie rosyjskich sił pokojowych. Spekuluje się, że celem tych działań jest przeciągnięcie na swoją stronę Azerbejdżanu, położonego w strategicznym punkcie ze względu na surowce energetyczne. Ponadto umocniłoby to rosyjską pozycję na Zakaukaziu, co mogłoby podziałać dyscyplinująco na Gruzję, dążącą do członkostwa w NATO. Ofertę mediacji pod adresem Armenii wystosował również Iran, który niedawno wyrwał się z międzynarodowej izolacji. Stany Zjednoczone zaapelowały o przerwanie walk, które zresztą wybuchły w chwili, gdy prezydenci zwaśnionych państw przebywali w Waszyngtonie. Podobne wezwanie wystosował Sekretarz Generalny ONZ, Ban Ki-moon. Warto zaznaczyć, że jest jeszcze jeden czynnik determinujący konflikt – wybuchł on w chwili, gdy zarówno Armenia, jak i Azerbejdżan znajdują się w kryzysie gospodarczym, co osłabia ich pozycję wobec mocarstw. Społeczna mobilizacja wokół konfliktu może zatem pomóc prezydentom obu państw na utrzymanie politycznej stabilności. Ta skomplikowana mozaika interesów pokazuje, że konflikt o podłożu etnicznym, dzielący dwa narody, może się okazać próbą sił między regionalnymi mocarstwami, a przez to eskalować na znacznie większą skalę.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki