Uroczystości milenijne w 1966 r. zgromadziły podczas ich centralnych kościelnych obchodów odbywających się w Gnieźnie, Poznaniu, na Jasnej Górze i w Krakowie wielkie rzesze ludzi. I to mimo że władze państwowe robiły wszystko, żeby to utrudnić czy wręcz uniemożliwić. Ich uczestnicy wspominają ten czas jako niezwykłe umocnienie duchowe, jako łyk wolności tłamszonej od dwóch dekad przez rządy komunistyczne. Przyznają też, że obchody na nowo obudziły tożsamość narodową i chrześcijańską, że zrodziły wśród Polaków ogromne poczucie wspólnoty. Wówczas, w trudnych latach tzw. epoki gomułkowskiej ludziom po prostu chciało się przyjść, by wspólnie się modlić, świętować, zamanifestować swoją wiarę, mimo że można było za to ponieść poważne konsekwencje. Funkcjonariusze partyjni i służb bezpieczeństwa bowiem pracowicie monitorowali obchody i to, kto w nich uczestniczy. Dziś 1050. rocznicę chrztu Polski możemy świętować w wolnym kraju, wspólnie z rządem i parlamentem. Czy znajdziemy jednak w sobie tyle chęci i ducha, co nasi ojcowie?
Świętowanie w parafiach
W naszej archidiecezji, podobnie jak w całej Polsce, już wcześniej rozpoczęto przygotowywania do obchodów milenijnych. Tworzono plany, ale i powstawały konkretne dzieła. Na przykład w poznańskiej parafii farnej jej ówczesny proboszcz ks. Józef Jany ustanowił w pierwszą niedzielę Adwentu 1965 r., w duchu wdzięczności za tysiąc lat chrześcijaństwa, tzw. wieczysty konfesjonał. Do dziś zresztą tradycja ta jest kontynuowana – w kościele farnym zawsze w ciągu dnia jeden z kapłanów pełni dyżur w konfesjonale. Parafie zostały też zobowiązane do opracowania historii swoich wspólnot. Nawet abp Baraniak w swoim liście skierowanym do wiernych zachęcał ich do wypożyczenia fotografii i innych pamiątek w celu zorganizowania w parafiach, w ramach obchodów milenijnych, wystaw prezentujących ich dzieje na przestrzeni wieków. Działania te stanowiły swoistą kontynuację centralnych obchodów milenijnych odbywających się w kwietniu. Nawiązując do przeżywanego Millennium, organizowano też w parafiach, zazwyczaj w dniach świąt maryjnych, procesje z kościoła do znajdujących się w jego pobliżu figur Matki Bożej. Jako milenijne wota budowano także przy świątyniach np. groty z figurą Matki Bożej z Lourdes. Przygotowywano również misteria milenijne z udziałem młodzieży, podejmowano pielgrzymki dziękczynne za dar wiary i tysiąc lat chrześcijaństwa w Polsce do sanktuariów maryjnych. Akcenty milenijne widoczne były także chociażby w wystroju ołtarzy w czasie procesji Bożego Ciała. Świętowanie nie skończyło się więc na tych kilku kwietniowych dniach, choć niewątpliwie to one były najważniejsze.
Miasto wprost szalało
14 kwietnia, w dniu historycznej rocznicy chrztu Polski, we wszystkich kościołach Poznania odbyły się wieczorne nabożeństwa dziękczynne, podczas których duchowo łączono się z Episkopatem modlącym się w tym czasie przy grobie św. Wojciecha w Gnieźnie. Natomiast 15 kwietnia, w piątek, w parafiach miasta odbyły się uroczystości pod wspólną nazwą „Te Deum dziatwy i młodzieży”. Organizowane podczas nich procesje, nabożeństwa i katechezy nawiązywały zarówno do chrztu Mieszka I, jak i symboliki chrzcielnej oraz łaski chrztu otrzymanej przez każdego wierzącego.
16 kwietnia Obraz Nawiedzenia Matki Bożej Częstochowskiej został przewieziony z Gniezna do Poznania, gdzie miały się odbyć dalsze uroczystości. Tak wspomina ten czas w swoich Zapiskach milenijnych prymas Stefan Wyszyński: „Szczególnie entuzjastycznie witało Obraz Iwno, Kostrzyn i Swarzędz. A później już trzeba było przebijać się wolno, aż do samej Fary poznańskiej. Miasto wprost szalało”.
Czuwanie przy Obrazie Nawiedzenia trwało w farze przez całą noc, a 17 kwietnia rano miał on zostać procesyjnie przeniesiony do katedry. Tego dnia Prymas Tysiąclecia zanotował: „Wyruszyliśmy z Rezydencji [arcybiskupów poznańskich – przyp. red.] na most, by oczekiwać obrazu Matki Bożej. Pochód opóźniał się, gdyż władze zabroniły procesji (...). Wreszcie pochwycono cały wóz na ramiona i dźwigano ponad 30 metrów. Wreszcie Obraz wyjęto z wozu i niesiono wysoko nad głowami, na wyprężonych ramionach. Zwarta ciżba ludzi utrudniała pochód”.
Millennium kontra Tysiąclecie
Przypominając pełne podniosłej atmosfery milenijnej dni sprzed 50 lat, nie sposób nie wspomnieć o pomyślanych jako swego rodzaju kontrofensywa ideologiczna, zakrojonych na szeroką skalę przedsięwzięciach ówczesnych władz partyjno-państwowych realizowanych pod hasłem obchodów Tysiąclecia Państwa Polskiego. Zaplanowano też liczne imprezy kulturalne, rozrywkowe i turystyczne, które nieprzypadkowo odbywały się często w tym samym czasie co uroczystości kościelne, w celu odciągnięcia od udziału w nich ludzi, zwłaszcza młodych. 17 kwietnia, równolegle z uroczystościami w farze i katedrze, na pl. Mickiewicza zorganizowano wielki wiec z udziałem władz partyjnych i państwowych oraz ponad stu tysięcy ludzi zwożonych tam często pod przymusem z całego województwa. Jednocześnie na wszelkie możliwe sposoby starano się uniemożliwić dotarcie na uroczystości kościelne, np. wstrzymując wydawanie zwolnień i urlopów, utrudniając podróż, grożąc szykanami. Mimo to tajni obserwatorzy partyjni odnotowywali stały odpływ uczestników wiecu na uroczystości z udziałem prymasa. Podczas swojego przemówienia I sekretarz partii Władysław Gomułka zaatakował kard. Wyszyńskiego, stwierdzając, że ma umysł „ograniczony i wyzbyty narodowego poczucia państwowości”. Mówił też o prymasie: „wojujący z naszym państwem ludowym nieodpowiedzialny pasterz pasterzy”, który stawia „swoje urojone pretensje do duchowego zwierzchnictwa nad narodem polskim wyżej niż niepodległość Polski”. Już po zakończeniu tego przemówienia swoje kazanie przed katedrą wygłosił prymas, który dopiero później dowiedział się, że Gomułka „zmieszał mnie z błotem”. „Na szczęście nic o tym nie wiedziałem. Ale gdybym nawet i wiedział, nie broniłbym się” – przyznał w swoich zapiskach, podkreślając, że podczas wszystkich przemówień starał się raczej uspokajać i wyciszać emocje, unikając akcentów politycznych, by uroczystości miały godny przebieg i aby nie doszło rozruchów.
Jak konkluduje dr hab. Konrad Białecki, historyk z poznańskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej, w tych dniach Poznań stał się, z winy ówczesnych władz, areną starcia dwóch wizji dziejów Polski. – Pierwsza, przedkładana przez stronę partyjno-rządową, utrzymywała, że PRL jest najlepszym, co spotkało Polskę w trakcie istnienia jej państwowości. W przeszłości wizja ta dostrzegała wiele błędów i nieprawości, częstokroć zawinionych przez Kościół katolicki. Druga, prezentowana przez prymasa Stefana Wyszyńskiego i członków Episkopatu, podkreślała znaczenie katolicyzmu dla rozwoju cywilizacyjnego naszego państwa, związek z narodem, tymczasowość różnych form władzy politycznej, potrzebę wierności chrześcijańskim korzeniom państwa i narodu – wyjaśnia Białecki.
Przy tworzeniu artykułu korzystałem m.in. z Kroniki Miasta Poznania: 966 Poznańskie dziedzictwo. Zdjęcia zamieszczone na str. 4 pochodzą z wystawy „Sacrum Poloniae Millennium w archidiecezji poznańskiej”.