Logo Przewdonik Katolicki

Nadzieja dla starej Europy

Maria Przełomiec
Kościoły w Polsce, na Litwie, na Ukrainie, a częściowo także na Białorusi, ciągle cieszą się zaufaniem wiernych. Fot. Wojciech Pacewicz/pap

Przeżywająca kryzys Europa potrzebuje nowego początku. Kraje tzw. Starej Unii daleko odeszły od ideałów założycieli. W tej sytuacji budowanie nowego otwarcia z narodami Europy Wschodniej staje się koniecznością.

Na początek małe porównanie, czyli kilka popularnych słów w czterech słowiańskich językach: ukraińskim, białoruskim, polskim i rosyjskim: дякую (diakuju), дзякуй (dziakui), dziękuję, спасибo (spasibo); вибач (wybacz), прабачце (prabaczcie), wybacz, извините (izwinitie); сукня (suknja), сукенка (sukienka), suknia, платье (płatie); добре (dobre), добра (dobra), dobrze, хорошо (charaszo). Ten prosty przykład podał mi kiedyś zaprzyjaźniony Białorusin, żeby pokazać, jak wiele łączy narody polski, ukraiński i białoruski. Nie tylko w sferze lingwistycznej. Duchowe dziedzictwo I  Rzeczypospolitej wydaje się ciągle mocnym spoiwem, mimo że historia wchodzących w jej skład trzech nacji, najdelikatniej mówiąc nie zawsze była łatwa. 
Ostatnie ćwierć wieku, zapoczątkowane rozpadem Związku Sowieckiego, stało się okresem  budowania naszych nowych relacji – i tych materialnych, czyli polityczno-gospodarczych, i tych duchowych.
 
Ekonomiczno-polityczna współpraca
Polska od początku zdecydowanie poparła suwerenność byłych współobywateli. Warszawa jako pierwsza uznała niepodległość Ukrainy, wspierała i niepodległość, i narodowe odrodzenie Białorusi (mało kto wie, że pierwsze białoruskie władze z prośbą o poprawianie sporządzanych w języku białoruskim państwowych dokumentów, zwracały się do polskiej ambasador w Mińsku prof. Elżbiety Smułkowej, białorutenistki z wykształcenia). W ciągu ostatnich 25 lat niejednokrotnie dochodziło do prób stworzenia różnego rodzaju platform ściślejszej współpracy. Najczęściej były to inicjatywy polityczne, takie jak chociażby zapraszanie przedstawicieli Ukrainy i Białorusi na spotkania szefów państw Europy Środkowej (pierwszy raz doszło do tego w 1996 r. na szczycie prezydentów w Łańcucie), czy podejmowane przez śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego wysiłki budowania polityczno-ekonomicznej współpracy regionalnej.
Idea ta wróciła po ostatniej zmianie władz w Polsce, w postaci tzw. Międzymorza. Projekt, obliczony nie tylko na wspólne działania środkowoeuropejskich członków Unii, ale także na wspieranie ich wschodnich sąsiadów czyli Ukrainy i Białorusi, należy uznać za próbę nowego otwarcia, właśnie w sferze materialnych konkretów.
Problem w tym, że sukcesy projektów politycznych są mocno uzależnione od politycznych uwarunkowań. I tak np. reżim Aleksandra Łukaszenki na Białorusi bardzo ograniczył „zbliżeniowe” możliwości białoruskiego państwa, a wyeliminowanie Polski z negocjującej w sprawie konfliktu na Ukrainie „normandzkiej czwórki” (Niemcy, Francja, Ukraina i Rosja) osłabiło kontakty Kijowa z Warszawą.
 
Duchowa wspólnota
Jednym słowem polityczne próby „nowych otwarć” ciągle napotykają na kolejne przeszkody.    Tymczasem w cieniu polityczno-ekonomicznych wydarzeń pozostawał inny, bardzo istotny, bo duchowy obszar wspólnego działania. To zjazdy gnieźnieńskie, czyli odbywające się od 20 lat wspólne kongresy chrześcijan Europy Środkowej i Wschodniej. Zapoczątkował je II Zjazd Gnieźnieński (za pierwszy uznano historyczne spotkanie mające miejsce w 1000 roku z okazji pielgrzymki do grobu św. Wojciecha cesarza Ottona III, podejmowanego przez Bolesława Chrobrego), zorganizowany w 1997 r., w tysięczną rocznicę zamordowania św. Wojciecha, z udziałem papieża Jana Pawła II. Niewykluczone także, że ten zjazd gnieźnieński, którego inicjatorem był ówczesny metropolita gnieźnieński abp. Henryk Muszyński, miał pewien związek ze wspomnianym polskim szczytem głów państw Europy Środkowo-Wschodniej. Do Gniezna na zaproszenie organizatorów przybyli bowiem ci sami prezydenci, którzy rok wcześniej gościli w Łańcucie. 
Do roku 2007 zjazdy gnieźnieńskie odbywały się mniej więcej regularnie; potem nastąpiła przerwa.
Niedawno zakończony X Zjazd Gnieźnieński można uznać za rodzaj nowego otwarcia, nie tylko w kontekście białorusko-ukraińsko-polskich relacji, chociaż te akurat mają tu szczególne znaczenie.
Przedstawiciele tych nacji, a także ci Rosjanie, którzy dążą do pojednania ze swymi sąsiadami, byli jednymi z ważniejszych gości zjazdu odbywającego się pod hasłem „Europa nowych początków. Wyzwalająca moc chrześcijaństwa”. W naszej części kontynentu hasło to ma szczególne znaczenie, bo przecież właśnie wyzwalająca moc chrześcijaństwa, czyli słynna pielgrzymka św. Jana Pawła II do Polski w 1979 r., stała się zarzewiem przemian, które w konsekwencji doprowadziły do upadku komunizmu i powstania  niepodległych: Białorusi, Litwy oraz Ukrainy.
 
Nowy początek i powrót do korzeni
Przeżywająca głęboki kryzys, także moralny, Europa na pewno potrzebuje nowego początku. Zachód czyli kraje tzw. Starej Unii, bardzo daleko odeszły od ideałów ojców założycieli – kandydatów na ołtarze Kościoła katolickiego – Alcide De Gasperiego czy Roberta Schumana i nic nie wskazuje, by z tych państw miał wyjść impuls odnowy kontynentu.
Tym bardziej że reklamujące się jako prawdziwa prawica i powołujące na chrześcijańskie korzenie zachodnie partie zbyt często zbawcę widzą w rosyjskim prezydencie. A Władimir Putin sprytnie wykorzystuje sytuację, cynicznie kreując się na jedynego obrońcę konserwatywnych wartości, mimo że wszystkie jego działania są ich zaprzeczeniem i że w wyraźny sposób dąży do rozbicia Europy. W tej sytuacji budowanie nowego otwarcia z narodami Europy Wschodniej staje się koniecznością. Kościoły w Polsce, na Litwie, na Ukrainie, a częściowo także na Białorusi, ciągle mają duży wpływ i cieszą się zaufaniem wiernych (także tych u władzy). Co więcej, życie religijne nie jest tam, jak na Zachodzie, sferą ściśle prywatną, której demonstrowanie może narazić wierzącego na nieprzyjemności. Kościoły, i to zarówno rzymsko- i greckokatolicki, jak i Prawosławny Ukraiński (Cerkiew Rosyjska niestety jest obciążona zależnością od Kremla), świetnie zdają sobie sprawę z zagrożenia, jakie zawisło nad Europą. Nie chodzi o imigrantów, chociaż ich zachowanie jest z  tym problemem związane, ale o dyskryminowanie wierzących chrześcijan, w imię wydumanych swobód oraz wszechobecnej poprawności politycznej.
W 1000 r. Otto III starał się w Gnieźnie o poparcie Bolesława Chrobrego dla tworzenia jednego europejskiego cesarstwa, w skład którego wchodzić miały Galia, Italia, Germania i Słowiańszczyzna. Unię Europejską w zasadzie można by uznać za realizację tej idei. Historia dowiodła jednak, że jednoczenie wyłącznie na podstawach polityczno-ekonomicznych jest skazane na porażkę. W 1997 r. na II Zjeździe Gnieźnieńskim Jan Paweł II przestrzegł, że „nie będzie jedności Europy, dopóki nie stanie się ona wspólnotą ducha”. Tę wspólnotę trzeba zacząć tworzyć od nowa. I tak jak swego czasu Unia stała się nadzieją na lepsze życie dla krajów Europy Środkowo-Wschodniej, tak w tej chwili te kraje mogą stać się nadzieją dla starej Europy. I tak chyba trzeba rozumieć wezwanie: Polska, Ukraina, Białoruś – budowanie nowego otwarcia. A może powrót do korzeni?  
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki