Logo Przewdonik Katolicki

Duszpasterz z dalekiego kraju

Tomasz P. Terlikowski

Ojciec Święty Franciszek to przede wszystkim duszpasterz niezwykle surowy dla swoich owiec. A jednocześnie to człowiek z dalekiego kraju, dla którego problemy Starego Kontynentu wcale nie są najważniejsze.

Nie jest łatwo akurat teraz oceniać pontyfikat Franciszka. Dwa lata to wprawdzie wystarczająco dużo, by – przynajmniej na tym etapie – wychwycić główne zainteresowania czy zdefiniować Franciszkową metodę komunikacji. Jednocześnie to zbyt mało czasu, by ocenić, jakie skutki w Kościele przynoszą rozchwytywane krótkie (i niestety bardzo łatwo poddające się manipulacjom) papieskie bon moty czy wywiady udzielane, co też charakterystyczne, często niechętnym Kościołowi mediom.
 
Wymagający ojciec
Sprawę komplikuje dodatkowo fakt, że znajdujemy się w okresie między dwoma synodami poświęconymi rodzinie, a to właśnie ich konsekwencje będą – jak sądzę – kluczowe dla długoterminowej i całościowej oceny pierwszego etapu pontyfikatu papieża Franciszka. „Raban” (by nie powiedzieć zamęt) wokół małżeństwa i rodziny został już za sprawą kardynałów Marxa, Kaspera i Baldisseriego zrobiony, teraz pozostaje czekać, w jaki sposób proklamowana zostanie przez drugi synod, a później przez Ojca Świętego niezmienna i wyrażona w niezwykle głęboki sposób przez św. Jana Pawła II „ewangelia małżeństwa i rodziny”. Jeszcze ciekawsze będzie zaś to, jak przyjmą to nauczanie nie tylko hierarchowie, którzy teraz – zapewne ze szczerych duszpasterskich powodów – opowiadają się za sprzecznymi z Tradycją i Magisterium Kościoła rozwiązaniami, ale przede wszystkim zwyczajni wierni, którym spora grupa biskupów, a przede wszystkim media, robią nadzieję na to, że synod może uznać, że cudzołóstwo i świętokradztwo (a tym jest niegodne przyjmowanie Eucharystii) nie są już grzechami. Poprzednia taka dyskusja, którą zapoczątkowano na temat antykoncepcji w czasie Soboru Watykańskiego II i zakończono encykliką Humanae vitae Pawła VI, przyniosła Kościołowi z jednej strony realną, choć milczącą schizmę pewnej części zachodnich episkopatów, które odrzuciły nauczanie papieskie, a z drugiej ogromne pogłębienie świadomości konieczności teologii małżeństwa, której bezpośrednim efektem były niezwykle „Katechezy o małżeństwie i rodzinie św. Jana Pawła II. Czy tak będzie również obecnie, trudno oczywiście rozstrzygnąć, ale trzeba mieć świadomość, że takie niebezpieczeństwo istnieje. Tak jak istnieje niebezpieczeństwo, że część wiernych już uznało, że nauczanie kardynałów Kaspera i Marxa jest kościelną ortodoksją. A to jest zwyczajnie niebezpieczne dla ich życia wiecznego.
Umacniane przez media wrażenie „poluzowania”, jakie miał wnieść do „konserwatywnego” Kościoła po Benedykcie XVI Franciszek, jest przy tym o tyle zabawne, że gdy wsłuchać się w to, co do wiernych i kapłanów mówił Ojciec Święty, to usłyszeć można raczej „zaostrzenie”. Papież wzywa – i to w bardzo mocnych słowach – do rachunku sumienia nie tylko kurialistów (co media z lubością cytują), ale także małżonków, którzy z wygody nie chcą zdecydować się na pierwsze, drugie (a także kolejne) dziecko. Kapłani, którzy tracą radość, są także upominani, a wszystkich chrześcijan wzywa do ubóstwa i radykalnego potraktowania wezwania do jałmużny. Codzienne kazania są także okazją do tego, by każdy skonfrontował się ze swoim grzechem, który – choć opatrzył się nam i wydaje się nie tylko swojski, ale i w zasadzie nieunikniony – to zabija w nas życie łaski. Uwagi na temat obgadywania, oceniania, uciekania od odpowiedzialności uderzają często w punkt naszych życiowych problemów. A wielki apel do ojców, by ci brali odpowiedzialność za wychowanie (a to oznacza, co bardzo mocno przypomniał Franciszek, także karanie) swoich dzieci, długo jeszcze będzie brzmiał w uszach ojców, którzy go usłyszeli. Z tej pespektywy można powiedzieć, że papież pozostaje surowym ojcem, który – choć zawsze uśmiechnięty i chętnie wybaczający – potrafi stawiać bardzo ostre wymagania swoim synom i córkom. Media tego nie pokazują, ale to także jest Franciszek, od myśli którego wypowiadanych na codziennych Mszach w Domu św. Marty wielu chrześcijan zaczyna swój dzień. I te myśli niewątpliwie po tym pontyfikacie, mocno duszpasterskim i skupionym na nawróceniu jednostek, pozostaną.
 
Latynos z krwi i kości
Pontyfikat Franciszka jest także niezwykle latynoski. Ojciec Święty rozmawia z mediami, tak jak rozmawiał z ludźmi na ulicach Buenos Aires, spontanicznie, nie zawsze ważąc słowa i czasem dając się ponieść analogiom czy obrazom. I właśnie te analogie, nie zawsze szczęśliwie dobrane skojarzenia, trafiają do mediów. Tak było, gdy Franciszek zastosował nieszczęśliwe sformułowanie o królikach czy w przypadku słynnego stwierdzenia „kimże jestem, aby sądzić szczerze szukających Boga gejów”. W obu przypadkach rzucone na gorąco sformułowania przesłoniły treść wypowiedzi i pozwoliły mediom zbudować sprzeczną z intencjami papieża narrację. Komunikacja więc, choć wielu uważa ją za główną umiejętność Franciszka, pozostaje daleka od doskonałości, szczególnie biorąc pod uwagę to, jak mocno każde słowo Ojca Świętego wpływa na rzeczywistość i codzienne życie ponad miliarda katolików. Inna rzecz, że właśnie taki a nie inny sposób komunikacji przyciąga ludzi do papieża i buduje efekt Franciszka.
Latynoskość, korzenie w innym kręgu kulturowym widać także w tym, jak papież podchodzi do problemów politycznych. Stosunek do wojny na Ukrainie (którą Franciszek wciąż określa konfliktem bratobójczym i nie wymienia Rosji jako jego strony), wojna cywilizacji tocząca się w Europie (choćby zbliżające się referendum w sprawie małżeństwa w Irlandii czy szerzej zmiany obyczajowe w krajach zachodnich) zajmują Ojca Świętego o wiele mniej niż jego poprzedników. A nawet jeśli o nich mówi, to zupełnie inaczej, bardziej w duchu solidaryzmu społecznego niż starcia cywilizacji życia i śmierci. I to także wyrastać może z odmiennych źródeł kulturowych i cywilizacyjnych, które ukształtowały Franciszka i które sprawiają, że nie przywiązuje on tak wielkiej wagi do tematów cywilizacyjnych, którymi często żyją katolicy w Europie. Wiele wskazuje zresztą na to, że akurat z odmienną papieską perspektywą geograficzną katolicy zachodnioeuropejscy powinni się pogodzić. Europa jest już obecnie peryferium z punktu widzenia ewangelizacji, a papież musi brać pod uwagę zaangażowanie i myślenie tych, którzy stanowią obecnie katolicką większość, czyli Afrykańczyków czy Azjatów. I niezależnie od tego, jak będzie wyglądał pontyfikat Franciszka i kto zostanie jego następcą, tak bez wątpienia będzie.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki