Logo Przewdonik Katolicki

Przewaga dzięki przodkom

Łukasz Kaźmierczak
Polskość jest wyborem, nie jest obowiązkiem. Tworzenie wspólnoty narodowej to nie wznoszenie murów więzienia. To przestrzeń umożliwiająca rozwój człowieka Fot. J.Rajkowski

Rozmowa z prof. Janem Żarynem, redaktorem naczelnym miesięcznika „W Sieci Historii”, o pamięci pokoleń

W jaki sposób przeciętny Europejczyk odpowie na pytanie: Kto obalił komunizm w Europie?
– Powie oczywiście, że zrobili to Niemcy, obalając mur berliński.
 
Naprawdę?
Niestety, tak to dziś wygląda. Polska przez wiele dziesięcioleci była pozbawiona możliwości wprowadzenia do europejskiej historii powszechnej naszej opowieści o XX w. Dopiero teraz zaczynamy odrabiać te lata, a także ostatnie – jednak w dużej mierze również stracone 25-lecie. Czeka nas ogrom pracy, bo fundamenty europejskiej pamięci są stworzone w dużej mierze albo poprzez wykluczenie nas, albo przez daleko idące nieprawdy na nasz temat. I nie chodzi tylko o to, że mur berliński wygrał w opowieści ogólnoeuropejskiej z „Solidarnością”, ale także o nieprawdziwe postrzeganie roli Polski w czasie II wojny światowej. Dziś jesteśmy coraz mocniej spychani na pozycje sojuszników nazistów.
 
Za to maleńkie Czechy radzą sobie zaskakująco dobrze z własnym przekazem historycznym. 
– To prawda, ten niewielki naród o teoretycznie znacznie słabszym potencjale oddziaływania na świat potrafił doprowadzić do upowszechnienia pewnych symboli odwołujących się właśnie do czeskiej spuścizny historycznej. Okazuje się, że symbolem ofiary II wojny światowej i walki podziemia z hitlerowcami nie jest wcale np. powstanie warszawskie czy jakakolwiek z setek akcji polskiego podziemia, a właśnie jednostkowy, odosobniony zamach czeskich cichociemnych na Reinharda Heydricha oraz związana z tym pacyfikacja wsi Lidice. Z kolei symbolem walki u boku aliantów stali się czescy piloci myśliwców. To są dziś daleko bardziej rozpoznawalne w świecie wydarzenia niż te związane z polską historią.
 
Dlaczego im się udaje, a nam nie?
– Jest to niewątpliwie efekt niezwykłej determinacji, widocznej choćby w tym, jak wiele filmów obejmujących własną historię potrafili wyprodukować Czesi. Ich elita intelektualna była zdolna do twórczego podjęcia tych wątków tematycznych i wprowadzenia ich na rynek światowy. My też mamy oczywiście jakieś sukcesy na tym polu, by wymienić choćby Katyń Andrzeja Wajdy, który na pewno przyczynił się bardzo do utrwalenia prawdy historycznej o ludobójstwie dokonanym na polskich oficerach przez NKWD.
 
Ale jeden Katyń wiosny nie czyni…
– I trzeba wreszcie zacząć nadrabiać ten dystans, obalać zastane mity i nieprawdy, a nie przyklaskiwać im. Nie można wstydzić się polskości. A z tym bywało w ostatnich latach różnie. Trzeba być zdeterminowanym i odważnym w pokazywaniu światu polskiej wersji naszego historycznego dziedzictwa, naszej pamięci. Dotyczy to szczególnie okresu II wojny światowej. Mam na myśli choćby fenomen ratowania Żydów przez polskich Sprawiedliwych. Nie znam drugiego takiego państwa koalicji antyhitlerowskiej, które niesienie pomocy Żydom ustanowiłoby oficjalnie jednym z celów prowadzonej wojny. A tak właśnie uczyniło Polskie Państwo Podziemne.
 
O tym nie wie właściwie nikt. Nawet sami Polacy.
– I dlatego tak bardzo potrzebne jest wprowadzenie wreszcie spójnej polityki historycznej – zarówno zewnętrznej, mającej na celu obronę dobrego imienia Polski, przekazywanie prawdy o naszej historii i budowanie pozytywnego wizerunku, ale także w wymiarze wewnętrznym.
 
Kolejny zaniedbany obszar…
– Jedynym sensownym rozwiązaniem dla wewnętrznej polityki historycznej jest oparcie jej na edukacji powszechnej. Historia musi wrócić do szkół w dużo większym wymiarze niż obecnie. Ona musi być prowadzona aż do matury, tak aby człowiek wychowujący się w Polsce miał szansę pozostania Polakiem nie tylko z nazwy.
………………………..
 
Był Pan jednym z uczestników niedawnego spotkania pod patronatem prezydenta Andrzeja Dudy, inaugurującego prace nad powstaniem Strategii Polskiej Polityki Historycznej.
– To była dyskusja wielopłaszczyznowa z udziałem osób z bardzo różnorodnych opcji intelektualno-światopoglądowych. I ta otwartość była także widoczna w przebiegu dyskusji. Szczególnie ważne wydają mi się dwa wystąpienia: samego prezydenta Andrzeja Dudy, który
podkreślił, że temat polskiej polityki historycznej stanie się jednym z priorytetów jego prezydentury. A drugi głos, należący do prof. Andrzeja Nowaka, nakreślający wyzwania związane ze stosowaniem polskiej polityki historycznej w różnych kręgach funkcjonowania Polski: globalistycznych, europejskich, sąsiedzkich, a także w warstwie polityki wewnętrznej. Prof. Nowak zwrócił przy tym uwagę na istnienie wielu pamięci historycznych, wokół których Stary Kontynent próbuje stworzyć niejako jedną, własną opowieść o historii.
 
To w ogóle jest możliwe?
– Na pewno niezmiernie trudne. Weźmy choćby kwestię dziedzictwa kolonialnego. Niewątpliwie jest ona istotna dla takich państw jak Hiszpania, Portugalia, Wielka Brytania, Francja czy Belgia. Nawiasem mówiąc, właśnie Belgia, o czym mało kto wie, jest sprawczynią jednego z największych w historii ludobójstw dokonanego na terenie Konga Belgijskiego. Europa Zachodnia ma więc zupełnie inną pamięć i w związku z tym zupełnie inną perspektywę dotyczącą choćby kwestii uchodźców czy odkupienia win niż Europa Środkowa, a szczególnie Polska, która sama była kolonizowana i unicestwiana.
 
Pan także zabierał głos w prezydenckiej dyskusji.
– Zwróciłem uwagę na to, że polskość jest wyborem, ale nie jest obowiązkiem. Czyli tworzenie wspólnoty narodowej to nie wznoszenie murów więzienia. Jest to przestrzeń umożliwiającą rozwój człowieka, jego odnalezienie się w tej tożsamości, ale na zasadach dobrowolności. 
Z drugiej strony, niewątpliwie ogromną wartością polityki historycznej jest dostrzeżenie jej bogactwa wewnętrznego i wielonurtowości. Użyłem tutaj takiego porównania: żebyśmy wszyscy byli rodzinami katyńskimi, żebyśmy wszyscy byli Górnoślązakami poddanymi w 1945 r. represjom sowieckim, żebyśmy wszyscy byli Kaszubami ze swoją odrębnością, żebyśmy wszyscy byli dziećmi uratowanymi z ludobójstwa wołyńskiego, żebyśmy wszyscy byli powstańcami warszawskimi – jako Polacy. To jest ten element budowania tożsamości. Także w wymiarze polityki zewnętrznej.
 
Co różni politykę historyczną od historycznej propagandy?
– Wszystko, co robimy w naszej kulturze łacińskiej – także z perspektywy ludzi wiary – oparte jest na poszukiwaniu prawdy. Z jednej strony celem polityki historycznej jest ściganie się z wiedzą, tworzenie prawdy historycznej, ale z drugiej strony wszystkie narody funkcjonują w czymś, co nazywamy potocznie mitem. I owe mitologie historyczne nie muszą być przekazem fałszywym, nie muszą być oparte na kłamstwie, są natomiast oparte na skrócie, na różnych odniesieniach kulturowych. To są dwie równoległe drogi. Polityka historyczna ma na celu utrwalanie także tej strony mitycznej.
 
Jak to wygląda w praktyce?
– Komunikacja, szczególnie wewnątrznarodowa, musi się opierać na mitach, na tych właśnie skrótach, symbolach, na podwyższonej temperaturze emocji kiedy się słucha Mazurka Dąbrowskiego albo patrzy na pomnik Mickiewicza. Możemy sobie mitologizować postać Adama Mickiewicza i wcale nie musimy mieć dogłębnej wiedzy na jego temat. Ważne, że to jest osoba skojarzona pozytywnie jako nasz wieszcz narodowy, którego strof używamy często nawet nie wiedząc, że pochodzą one od Mickiewicza.
 
Mity bywają też niebezpieczne…
– Historia tylko pozornie jest przestrzenią czasu zamkniętego, przeszłego, w rzeczywistości
 jest używana – także ta zakłamana historia – do bieżących potrzeb politycznych, wynikających z doraźnego interesu politycznego. Władze niemieckie czy europejskie odwołując się dziś do rzekomego braku solidarności narodu polskiego wobec problemu uchodźców, sięgają jako argument po historię „Solidarności”, przekonując, jak to Europa Zachodnia nas wówczas przyjmowała, a my teraz jesteśmy tacy niewdzięczni. I to jest właśnie typowy przykład używania historii w formie zmanipulowanej po to, żeby osiągnąć cele współczesne. Podobnie jak głosy twierdzące, że jesteśmy tak samo niesolidarni, jak w czasie II wojny światowej, kiedy rzekomo „pomagaliśmy w mordowaniu Żydów”.
 
I prowadziliśmy „polskie obozy koncentracyjne”. Co jest skuteczniejsze w walce z tą kłamliwą zbitką słowną: pozwy sądowe czy przekaz pozytywny?
– Zdecydowanie przekaz pozytywny. Tylko że to ma jedną słabość, mianowicie wymaga dużo większych pieniędzy. I parafrazując Napoleona Bonaparte, można powiedzieć, że do wojny o pamięć potrzeba trzech rzeczy: pieniędzy, pieniędzy i jeszcze raz pieniędzy. Ale musimy zdawać sobie sprawę, że walczymy o dobre imię Polski i o to, żeby polskość nie stanowiła powodu do wstydu, tylko do dumy dla społeczeństwa polskiego. To jest właśnie wychowywanie kolejnych pokoleń Polaków. A owoce tego działania przyjdą za lat dziesięć, dwadzieścia, czterdzieści – trudno dziś powiedzieć kiedy, ale na pewno przyjdą. Mając tak wspaniałą historię, bez wątpienia jesteśmy w stanie obronić się  przed próbą zmarginalizowania nas i postawienia w rzędzie narodów rzekomo hańbiących kontynent europejski.
 
Bo my nie musimy kłamać…
– Tak jest, sam często używam tego argumentu. Mamy tę przewagę, że nie musimy kłamać. Przewagę, którą zawdzięczamy naszym przodkom.
 



Prof. dr hab. Jan Żaryn
Historyk, publicysta, senator RP, b. dyrektor Biura Edukacji Publicznej IPN, redaktor naczelny miesięcznika historycznego „W Sieci Historii”. W 1999 r. został sekretarzem Komitetu dla Upamiętnienia Polaków Ratujących Żydów, a w 2004 r. przewodniczącym Komisji Historycznej tego Komitetu. Jego rodzice, Aleksandra i Stanisław, zostali w 1998 r. odznaczeni medalem „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki