To właśnie dla nich powstały kursy weekendowe. Organizowane w Rościnnie z ramienia Referatu Duszpasterstwa Rodzin Kurii Metropolitalnej w Gnieźnie i pod opieką ks. Franciszka Jabłońskiego, prowadzone są nie przez teoretyków, ale przez małżeństwa: Barbarę i Filipa Klepackich oraz Adrianę i Artura Wojtkowiaków. To właśnie oni tworzą Centrum Małżeńskie CASA – to znaczy „dom”.
Zdobyć papier?
– Od wielu lat jesteśmy doradcami życia małżeńskiego i rodzinnego przy naszej parafii w Murowanej Goślinie – tłumaczą Barbara i Filip. – W pewnym momencie pojawił się pomysł poszerzenia oferty duszpasterstwa rodzin o kursy weekendowe. Wiedzieliśmy, że sami nie damy rady, ale kiedy pojawili się nasi przyjaciele uznaliśmy, że to może się udać.
– Myśleliśmy, że na weekendowe kursy przyjeżdżać będę ci, którzy po prostu „potrzebują papierka” i w inny sposób nie są w stanie go zdobyć, którzy chcą, żeby to przebiegło szybko i bezboleśnie. Przygotowywaliśmy je dla ludzi, którzy niekoniecznie mają głęboką relację z Panem Jezusem – mówi Basia. – Życie szybko nas zweryfikowało. Na nasze kursy przyjeżdżają również ci, którzy ślub mają w perspektywie roku czy półtora. Na jeden z weekendów przyjechał pan, który podczas podsumowania przyznał otwarcie, że owszem, przyjechał tu po to, żeby zdobyć „papier”, ale teraz może z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że wyjeżdża, będąc bliżej Pana Boga. Kiedy tu usłyszałam pomyślałam, że choćby tylko dla tego jednego człowieka warto to robić.
– Po ludziach widać, kiedy przychodzą do nas, mając za sobą jakąś formację duszpasterską, harcerstwo – dodaje Filip. – Oni mają świadomość, że w małżeństwo wchodzi się po to, żeby coś budować. Że ślub to nie jest wisienka na torcie: budujemy, budujemy, zbieramy, na koniec możemy się pobrać. To jest odwrócenie sensu małżeństwa! Małżeństwo to nie jest kolejny etap „do zaliczenia” w życiu, bo koleżanka, bo kolega, bo wypada. Małżeństwa często nie udają się na przykład szefom w korporacjach. Dla nich jest ono kolejnym „projektem”, a projekt przecież ma prawo się nie udać. Taki szef nie przyzna się do porażki. Jak umniejszyć jej fakt? Umniejszając rangę małżeństwa. A rozpad małżeństwa to jest olbrzymia porażka, to pewnie jedna z największych porażek, jakie można ponieść w życiu.
Świadectwo
– Ludziom, którzy mają silną relację z Panem Bogiem może się wydawać, że takie weekendowe kursy są zbytnim uproszczeniem sprawy, że pewne ważne rzeczy mogą umknąć. Tymczasem jest zupełnie odwrotnie. Kiedy widzimy ludzi na katechezach parafialnych, sześć razy po półtorej godziny, możemy wtedy zrobić dużo mniej fajnych rzeczy. Spotykamy ich w dość formalnym kontekście. Wpadają na chwilę ze swojej rzeczywistości i zaraz znów do niej wracają. Na weekendowych kursach jesteśmy ze sobą od piątku do niedzieli i mamy szansę zawiązać prawdziwą wspólnotę. Nie dość, że mamy czas na omówienie wszystkich tematów, które zwykle omawiamy na kursach w parafii, to jeszcze w ramach poradni przedmałżeńskiej bardzo dokładnie prezentujemy angielską metodę naturalnego planowania rodziny. To jest konkret, cieszący się dużym zainteresowaniem: okazuje się, że ludzie nie korzystają z tych metod nie dlatego, że mają coś przeciwko nim, ale dlatego, że nie mają wiedzy na ich temat. Pewnym bonusem takich spotkań jest również to, co wydarza się pomiędzy uczestnikami weekendów: mieszkają razem, razem jedzą posiłki, więc po wykładach rozmawiają ze sobą, wymieniają opinie i doświadczenia. Do tego patrzą na nas, często jesteśmy tam z naszymi dziećmi: jesteśmy dla nich świadectwem normalnej, katolickiej rodziny.
Wspólnota
Weekendowe kursy można by porównać do grupy duszpasterskiej, która spotyka się wyłącznie na niedzielnych Mszach św. – mówi Filip. – Jeśli ta grupa nie wyjedzie gdzieś razem, nie przeżyje wspólnie rekolekcji, będzie dużo słabsza. Człowiek uformowany nie potrzebuje niczego dodatkowego, dla niego pójście na Mszę św. obojętnie gdzie jest zawsze jednakowo wartościowe. Dla tych, którzy takiej formacji nie mają, nie do przecenienia są takie rzeczy jak atmosfera, poczucie wspólnoty. To im dajemy. Dbamy na przykład, żeby zawsze na weekendach była uroczysta, wspólna kolacja przy świecach, taka prawie jak wigilia. Ks. Jabłoński uczula wtedy przyszłych małżonków, żeby tak właśnie celebrowali w swoim życiu rodzinnym, ta kolacja jest dla nich ważną lekcją.
– W czasie weekendów jest również czas na warsztaty – tłumaczy Basia. – Skupiamy się na nich dość mocno najpierw na różnicach między kobietą i mężczyzną, a później na wynikających z tych różnic trudnościach, z jakimi narzeczeni na pewno się spotkają. Na warsztatach stają oni wobec bardzo konkretnych sytuacji i muszą znaleźć ich rozwiązanie. Czasem na zasadzie zabawy, ale też wymagającej rozmowy między młodymi, mają zaprojektować herb rodzącej się rodziny i wyjaśnić, jakie symbole w nim umieścili i dlaczego.
Do likwidacji?
– Kiedyś mówiono o bliższym i dalszym przygotowaniu do małżeństwa – mówi Basia. – To, co robimy, można nazwać przygotowaniem bliższym. Przychodzący do nas ludzie zwykle mają już zarezerwowane terminy, już szyją sobie ubrania, wszystko już się dzieje, a nie tylko jest planowane. Nie tędy więc chyba droga, żeby likwidować weekendowe katechezy. Bardziej pewnie należałoby się skupić na tym, żeby nie było takich księży, którzy powiedzą: „OK, skoro macie już zarezerwowaną salę, to załatwimy wam, żebyście mogli mieć ten ślub jak najszybciej”. W tej chwili minimum czasu potrzebne na kurs i poradnię przedmałżeńską to trzy miesiące. W USA do poradni małżeńskiej trzeba się zgłosić pół roku przed ślubem, a jeśli ktoś zgłosi się później, nie ma żadnej możliwości negocjacji – po prostu musi przełożyć ślub. A my nadal słyszymy od narzeczonych, że „jeśli nie załatwimy tego tutaj, to załatwimy w sąsiedniej parafii”. I to, co powinno trwać trzy miesiące, odklepują w tydzień.
– Przygotowanie do życia w rodzinie powinno zaczynać się w szkole – mówi Filip. – Nie od mówienia wyłącznie o technice zakładania prezerwatywy lub wyłącznie o tym, że Bóg nas kocha. Widziałem kiedyś taką sytuację: podjechało na rynek paru łysych w BMW, drzwi samochodu otwarte, oni rozparci siedzą w fotelach, a dziewczyna kuca przy samochodzie i w tej pozycji z nimi rozmawia. Kilkunastoletnim dziewczynom powinno się mówić, że jeśli same nie będą się szanować, to i mężczyzna nie będzie ich szanował. Że jeśli chłopak kocha, to naprawdę jest w stanie bardzo dużo zrobić – a jeśli tylko się zakochał albo sam siebie kocha w tym związku, to takiego związku z ogóle nie warto ciągnąć. Trzeba mówić też, że dziewczyna może sobie ulepić tego faceta. Mnie moja żona ulepiła…
– Razem się tak polepiliśmy – dodaje Basia. – To tak właśnie działa. Problemem w szkołach jest to, że o wielu rzeczach nie potrafimy mówić. Słyszę czasem, że młodzi usłyszeli od kogoś, że do 25. roku życia mają w ogóle nie myśleć o chłopaku i dziewczynie, tylko uczyć się i zdobyć dobry zawód. Jeśli ktoś tak mówi, niech przynajmniej wytłumaczy im, dlaczego tak uważa, a nie zostawia ich z taką kosmiczną informacją.
Instant
– Idący dziś do ślubu to często przedstawiciele tzw. pokolenia instant – mówi Basia. – To jest chyba ich najsłabszy punkt, wymagający najwięcej pracy. Nie umieją czekać, nie umieją się do niczego w dłuższej perspektywie przygotowywać. To też jest ogromny problem w kontekście czystości przedmałżeńskiej. A ja o niej nie umiem mówić bez odniesienia do Jezusa, z którym oni mają bardzo słabą relację. Marzy mi się, żeby mieć więcej czasu, żeby móc tych ludzi uformować trochę od podstaw, opowiedzieć im o Jezusie i Jego miłości. My często odwołujemy się do relacji z Bogiem i wtedy mamy wrażenie, że oni kompletnie tego nie rozumieją. Marzy mi się taki powrót do korzeni.
Najbliższy weekend dla narzeczonych odbędzie się w Rościnnie w dniach 4–6 grudnia. Kolejne spotkania zaplanowane są na 11–13 marca i 2–5 czerwca 2016 r. Więcej informacji uzyskać można pod numerem telefonu 790 012 257.