Logo Przewdonik Katolicki

Kapusta z robakami

Monika Białkowska

Istniał tylko przez sześć lat. Okryty był taką tajemnicą, że do dziś trudno oszacować liczbę osób, które przez niego przeszły.

Na baraku sanitarnym wypisano: „Praca jest honorem i obowiązkiem każdego obywatela”, co brzmi niepokojąco podobnie do „Praca czyni wolnym”. W tysiącach liczyć można więźniów politycznych, przetrzymywanych w Ośrodku Pracy Więźniów w Piechcinie. Ośrodek powstał 15 listopada 1950 r. i czynny był do czerwca 1956 r.
 
Łagier i żaglówka
Tu wszystko zaczęło się od niezwykle czystych skał wapiennych, surowca do produkcji wapna i cementu. Dziś Piechcin znany jest głównie z cementowni z pobliskich Bielawach – najstarszy kamieniołom pochodzi z roku 1860. Stare wyrobiska są zalane wodą i stanowią dziś atrakcję dla nurków, którzy na dnie turkusowej wody znaleźć mogą 12-metrowy jacht morski z wysokim masztem i żaglem, drewnianą żaglówkę kabinową, małą jaskinię, a nawet wraki dwóch „maluchów” w całkiem niezłym stanie. Podczas podwodnego wypoczynku łatwo zapomnieć o historii, jaka rozgrywała się w pobliżu…
Ośrodek Pracy Więźniów w Piechcinie wraz z piętnastoma podobnymi ośrodkami powołał do istnienia ppłk Jan Bartczak, wicedyrektor departamentu więziennictwa. Wcześniej, bo już od kwietnia 1950 r., w Piechcinie i Bielawach pracowało 150 więźniów z Inowrocławia, budując ośrodek i drewniane baraki, później zamienione na murowane. Trzy miesiące później liczbę więźniów zwiększono do 300, a w roku 1953 średnio przetrzymywano tam blisko półtora tysiąca osób.
Nie wolno mieć złudzeń – praca w Piechcinie i Bielawach nie była prostym sposobem resocjalizacji dla tych, którzy popełniali pospolite przestępstwa. To był przede wszystkim obóz pracy dla tych, którzy sprzeciwiali się władzy komunistycznej, a których władza wykorzystywała do budowy ludowej ojczyzny. Niektórzy mówili o tym miejscu – polski łagier.
 
Obrońcy pokoju
Osadzeni w Piechcinie aresztowani byli zwykle przez Urząd Bezpieczeństwa. Po tym, jak wydano na nich wyrok, przewożono ich do obozów pracy. Administracja ośrodka znajdowała się w Inowrocławiu – tam więźniowie byli rejestrowani, zostawiali swoje osobiste rzeczy i otrzymywali obozowe uniformy z wypisanymi na plecach literami OP. Zamiast czytać z nich „obóz pracy”, i więźniowie, i strażnicy woleli myśleć, że oznacza to „obrońców pokoju”. Z centrum administracji więźniów przewożono prosto do kamieniołomu. Do pracy szli natychmiast, niezależnie od pogody czy pory dnia – nawet w środku nocy, w padającym gęsto śniegu, jedynie w cienkich, drelichowych spodniach i kurtce z koca. Jako że uniform każdy miał tylko jeden, zdarzało się, że do pracy trzeba było iść w mokrym, jeśli przez noc nie wysechł. Ciepłej odzieży nie było. Nie było również rękawic ani skarpet. Do tego dochodził głód i wyczerpująca praca na akord, polegająca na ładowaniu kamieni na wózki i układaniu ich w piecach do wypalania wapna. Każda para więźniów musiała wypracować dzienną normę 32 wózków (czyli 15 ton) kamieni, odpowiednio posegregowanych ze względu na jego późniejsze przeznaczenie. Zbyt duże trzeba było rozłupać pięciokilogramowymi młotami.
Wielu więźniów spodziewało się, że może zwyczajnie nie dożyć końca swojej kary, choć dni spędzone w Piechcinie czas kary skracały: po wypracowaniu trzech ton ponad normę dziennie, każdy dzień liczony był jak dwa dni w zwykłym więzieniu. Skazany na 10 lat mógł liczyć, że już po pięciu latach pracy w obozie będzie mógł wrócić do domu. Jeśli przeżyje. Śmierć mogła przynieść ciężka praca, ale też częste w kamieniołomach wypadki: łatwo było spaść ze ściany w przepaść, przynieść mogły rozbijane ściany. Kilka osób zginęło, gdy przewożący je zamknięty na kłódkę samochód wpadł do wody. Jednego z osadzonych kleryków rozszarpały staczające się z pochylni żelazne wózki, wyładowane kamieniami.
 
Po dwóch stronach Polski
Trudna, choć w zupełnie inny sposób, była również praca strażników. Trzeba pamiętać, że w przeciwieństwie do wojennych obozów koncentracyjnych, tu teoretycznie trwał pokój, a strażnicy i osadzeni byli członkami jednego narodu.
Strażnicy pochodzili z różnych stron kraju, niekoniecznie z najbliższej okolicy. Byli tacy, którzy przyjeżdżali z Trzemeszna, Pakości, Inowrocławia czy nawet Torunia, zwabieni obietnicą przydziału na mieszkanie, towar tak bardzo deficytowy w tamtych czasach. Pracowali na dwie zmiany. Konwojowali więźniów z baraków w Bielawach do kamieniołomów w Piechcinie, a następnie pilnowali, by nikt z nich nie uciekł w trakcie pracy. Nie wolno im było się z więźniami kontaktować, jednej i drugiej stronie groziła za to surowa kara.
Kim byli więźniowie w Piechcinie? Jakich „wrogów ludu” trzeba było tak zdecydowanie odizolować od reszty społeczeństwa i pracą nawracać na socjalizm? Pierwszą z grup byli członkowie organizacji niepodległościowych, którzy nie złożyli broni po wojnie wierząc, że są w stanie zwalczyć obejmujących władzę komunistów. Później dołączyli do nich chłopi, którzy sprzeciwiali się akcji skupu zboża i nie chcieli państwu oddać płodów swojej ziemi lub po prostu nie wywiązali się z obowiązkowych dostaw – zdecydowana większość z 245 chłopów, często bardzo młodych, nie miała nawet sądowego wyroku. Niewielką, ale zauważalną grupę stanowili inni „wrogowie” ludowej władzy, Świadkowie Jehowy. Oczywiście wśród osadzonych nie brakowało również pospolitych przestępców, złodziei, zabójców czy mężczyzn, unikających płacenia alimentów. Więźniowie polityczni i kryminalni umieszczani byli w oddzielnych celach tak, by polityczni nie wpływali wychowawczo na kryminalnych. Zdarzało się, że więźniom politycznym pozwalano wykonywać inne prace, jeśli zgodne były z ich zawodem, a niezbędne w obozie, na przykład przy naprawie butów.
W tak zróżnicowanej społecznie grupie trudno było o spokój. Nie brakowało donosicieli, którzy informując o przewinieniach innych, spodziewali się łagodniejszej kary dla siebie.
 
Obozowa codzienność
Pierwsza brama. Za nią budynek zbrojowni i pomieszczenie dla strażników. Druga brama, tuż za nią budynek administracji obozu, potem kuchnia, świetlica, łaźnia, ośrodek zdrowia, kotłownia i magazyn żywnościowy. Wszystko ogrodzone kolczastym drutem, ze „zwyżkami”, czyli ambonami do obserwowania terenu. Kilka psów i „pole śmierci”, czyli kilkumetrowy pas ziemi bezpośrednio przy płocie, do którego więźniom nie wolno się było zbliżyć. Tak wyglądał obóz w 1951 r., kiedy drewniane baraki zastąpiono już murowanymi.
Dzień w Piechcinie przebiegał według stałego rytmu. Według wspomnień dawnych więźniów budzono ich o 4 rano, potem inspekcja baraków, praca, wieczorny apel. Na śniadanie i kolację czarny chleb i kawa. Na obiad brukiew i kapusta z robakami. Od czasu do czasu pojawiała się kasza z „rybą” – z rybimi łbami i ogonami. Tłuszczów więźniowie nie otrzymywali żadnych. Dawni strażnicy zapewniają, że wyżywienie było dobre: tylko ci, którzy nie wyrobili normy w pracy, otrzymywali odpowiednio zmniejszone racje żywnościowe.
Spanie dla więźniów przygotowane było w dwuizbowych barakach, na trzypiętrowych łóżkach. W każdym baraku znajdował się tylko jeden piec, przez co zimą było przeraźliwie zimno. Warunków do mycia praktycznie nie było. Przez pierwszy rok istnienia obozu lekarz pojawiał się w nim sporadycznie, w 1952 r. pojawił się lekarz – więzień.
Z Piechcina nie uciekł nikt. Próbowało wielu, ale nikomu się nie udało, a surowe kary skutecznie odstraszały kolejnych śmiałków. Ograniczano widzenia i korespondencję z rodziną, zakazywano zakupów w kantynie, umieszczano w karcerach i izolatkach, gdzie na siedzącego nieruchomo więźnia przez kilka godzin kropla po kropli kapała woda.
 
Żałobne syreny wolności
5 marca 1953 r. zmarznięci, głodni i zmęczeni pracą więźniowie stali przy swoich stanowiskach pracy, słuchając głosu żałobnych syren. Umarł Stalin. Kilka miesięcy później zmienił się naczelnik obozu i poprawiły się nieco warunki życia i pracy. W 1952 i 1956 r. ogłoszono amnestie, więc liczba osadzonych malała. W czerwcu 1956 r. tych, którzy pozostali, przewieziono do więzień w Potulicach i Toruniu. Dziś po dawnym obozie nie ma już w Piechcinie śladu – poza pamiątkową tablicą w miejscowym kościele…
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki