Logo Przewdonik Katolicki

Czarne chmury

Renata Krzyszkowska
Zdaniem ekspertów burz nie przybywa, za to stają się one coraz gwałtowniejsze Fot. Balazs Kovacs Images

Podczas burz w powierzchnię ziemi w ciągu godziny może uderzać nawet 10 tysięcy piorunów. Zdaniem meteorologów nawałnice będą coraz gwałtowniejsze.

Polską stolicą burz wydaje się Lublin, który leży w centrum obszaru największego ryzyka rażenia piorunem. Tak duże ryzyko występuje w prawie całej południowo-wschodniej Polsce, czyli w rejonie wyżynno-górskim. Bardziej urozmaicona rzeźba terenu sprzyja tu powstawaniu lokalnego zróżnicowania pogody. Południowe zbocza gór łatwiej się nagrzewają, co sprzyja powstawaniu burz wewnątrzmasowych. Bardziej pionowe ukształtowanie terenu sprzyja mechanizmowi wznoszącemu ciepłych mas powietrza. Od dawna wiadomo, że burze są związane z pionowym ruchem powietrza, któremu musi towarzyszyć odpowiednia zawartość pary wodnej, z której tworzą się chmury. Każda z nich zbudowana jest z wody w trzech stanach skupienia: pary wodnej, kropelek wody i kryształków lodu. Ich ruch względem siebie prowadzi do powstania zjawisk elektrycznych, czyli błyskawic i towarzyszących im grzmotów.
 
Frontowe przepychanki
– Zasadniczo mamy dwa mechanizmy powstawania burzy. W pierwszym obserwujemy szybki wymuszony ruch powietrza ku górze. Jest to związane z przemieszczaniem się frontu atmosferycznego, czyli cienkiej, kilkusetmetrowej warstwy przejściowej powietrza rozdzielającej dwie masy powietrza różniące się temperaturą. Ta linia frontowa jest bardzo stroma, co wymusza szybkie wznoszenie się powietrza. Takie burze zdarzają się w ciągu całego roku, ale najczęściej latem, i przechodzą przez cały kraj jednym pasmem – mówi Michał K. Kowalewski, klimatolog z Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej w Warszawie. Taka sytuacja miała miejsce na przykład w lipcu tego roku, gdy burze zaczęły się na zachodzie, po 12 godzinach przeszły przez Polskę centralną, by po kolejnych godzinach przejść nad wschodem naszego kraju.
Drugi mechanizm to wspomniane już tzw. burze wewnątrzmasowe. – Ruch powietrza ku górze jest związany z nagrzewaniem się powietrza od gorącego gruntu, którego temperatura rośnie pod wpływem promieni słonecznych. Są to burze typowe dla pory ciepłej. Oba te mechanizmy mogą się wspomagać. Stąd nie każdy front atmosferyczny chłodny w zimnej porze roku pociąga za sobą burzę. Za to takie działanie ma często front chłodny w porze ciepłej, bo wtedy oba wspomniane mechanizmy występują jednocześnie – mówi Michał K. Kowalewski.
 
Grom z jasnego nieba
Ruch cząsteczek pary wodnej, kropli wody i kryształków lodu w chmurze powoduje powstawanie ładunków elektrycznych, czyli chmura zyskuje swój potencjał. Jeśli będzie on większy niż izolacyjność powietrza, dochodzi do wyładowania atmosferycznego, czyli widowiskowego pioruna. Te najbardziej spektakularne wyładowania to te między chmurą a ziemią. Widzimy piękne zygzaki na niebie, błyskawice i słyszymy huk. Już harcerze wiedzą, że jeśli zobaczymy błyskawicę i zaczniemy odliczać od jednego w górę aż do usłyszenia grzmotu i podzielimy to przez trzy, to wiemy, ile kilometrów od nas jest burza. Prędkość dźwięku w powietrzu to 340 m/s, więc do pokonania kilometra dźwięk potrzebuje trzech sekund.
Wydawać by się mogło, że do wystąpienia burzy niezbędne są chmury. Otóż niezupełnie. Czasami wystarczy tylko nagromadzenie się zróżnicowanych ładunków elektrycznych w powietrzu, aby doszło do wyładowania. Mówi się wtedy o gromie z jasnego nieba, ale zjawisko to występuje niesłychanie rzadko.
 
Burza jak sprężyna
Zdaniem ekspertów burz nie przybywa, za to stają się one coraz gwałtowniejsze. Od dawna istnieje duża grupa zwolenników teorii, że wszystko przez wzrost stężenia gazów cieplarnianych w atmosferze, które działają jak dach szklarni gromadzący ciepło wewnątrz. Choć gazy te były w atmosferze od zawsze, w ostatnich dziesięcioleciach ich ilość wzrosła. Najpopularniejszym gazem cieplarnianym jest para wodna, ale zalicza się do nich także te, w których powstawaniu ma udział  człowiek, jak np. dwutlenek węgla. Wraz z przybywaniem gazów cieplarnianych wzrasta nie tylko temperatura powietrza, ale także jego pojemność energetyczna. Wiąże się to z tym, że w powietrzu może być zawarta większa ilość energii. Do jej rozładowania dochodzi właśnie w czasie burzy, które przez to są bardziej gwałtowne. – Jeśli atmosferę przyrównać do sprężyny o długości metra, to przed 50 laty przy ówczesnej wartości pojemności energetycznej powietrza można było ją naciągnąć maksymalnie do 1,5 metra. Po jej puszczeniu skracała się z jakąś określoną energią. Dziś w wyniku wzrostu wartości pojemności energetycznej powietrza można ją naciągnąć do dwóch metrów. Po jej puszczeniu ilość wyzwolonej energii jest proporcjonalnie większa. Burze są właśnie takim symbolicznym puszczeniem sprężyny. Dziś są bardziej gwałtowne, z większymi opadami, silniejszym i bardziej porywistym wiatrem, silniejszymi wyładowaniami atmosferycznymi i większym gradem. Oczywiście gwałtowne burze były zawsze. Przed II wojną światową w Polsce w okolicach Lublina trąba powietrzna przewróciła pociąg towarowy. Dziś te zjawiska są jednak częstsze – mówi Michał K. Kowalewski.
 
Podstawowe zasady
Każdego roku w Polsce od porażenia piorunem ginie kilka osób, a kilkadziesiąt jest rannych. By w czasie burzy nie poraził nas piorun, unikajmy przebywania na otwartej przestrzeni, nie chowajmy się pod drzewami ani żadnymi metalowymi czy drewnianymi konstrukcjami. Jeśli burza zastanie nas na polu czy łące, spróbujmy ukryć się w zagłębieniu terenu, np. w rowie. Nie należy kłaść się na ziemi, lecz przykucnąć, tak by dotykać ziemi złączonymi stopami (możemy też usiąść np. na plecaku). Jeśli jesteśmy w grupie, należy się rozdzielić na odległość nawet kilkudziesięciu metrów. Pamiętajmy, by odrzucić od siebie wszystkie metalowe przedmioty, jak kije golfowe, wędki, rower, nawet pasek ze sprzączką, dla bezpieczeństwa także telefon komórkowy. – Telefon jest bardzo niewielkim urządzeniem o małej mocy i prawie obojętnym potencjale. Jeżeli ktoś rozmawiał przez telefon i został porażony przez piorun, to prawdopodobnie gdyby w tym samym czasie nie miał przy sobie tego urządzenia i tak byłby trafiony, bo wpływ na to miały zupełnie inne czynniki – tłumaczy Michał K. Kowalewski. Bardziej niebezpieczne jest rozmawianie przez telefon stacjonarny, który jest jakimś kablem połączony z siecią; w momencie uderzenia pioruna użytkownicy będący akurat na linii mogą zostać poszkodowani. Jest jednak tyle urządzeń przed tym zabezpieczających jak np. odgromniki, że przy poprawnie wykonanej instalacji zagrożenie jest bardzo małe.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki