Od początku istnienia fotografii usiłowano wpłynąć na rzeczywistość, wprowadzając do realnego świata zarejestrowanego na błonie elementy nieistniejące. Te prymitywne próby wzbudzają dziś co najwyżej uśmiech politowania, ale pokazują, jak silne są dążenia człowieka do konfabulacji. Pierwsze fotomontaże nie miały na celu kreacji artystycznej, ale bardzo często... oszustwo. Zachowało się na przykład wiele zdjęć, których zadaniem było udowodnić istnienie duchów. Magiczna technika, znana tylko wybranym, pokazywała to, czego ludzkie oko nie mogło dostrzec. To były czasy mody na seanse spirytystyczne i rzeczywistość nadprzyrodzoną. Zjawa ze świata zmarłych w formie ektoplazmy objawiała się w całej okazałości na fotografiach, które stawały się tym samym dowodem na jego istnienie. W XIX w. panowała także makabryczna moda na portrety bez głowy, a raczej z trzymaną własną głową w ręku. Słynne jest zdjęcie przedstawiające mężczyznę żonglującego głowami ludzkimi albo fotografia dwugłowego mężczyzny. Niektórzy fotografowie, jak na przykład Gustave Le Gray, nakładali na siebie kilka negatywów, otrzymując niezwykły malarski efekt swoich zdjęć chmur i morskich pejzaży. Dziś takie działanie moglibyśmy porównać do obróbki fotografii w Photoshopie, graficznym programie komputerowym, którym poprawiane są niemal wszystkie zdjęcia.
Wycinanie i wklejanie
Od manipulacji w celu oszukania widza lub zawładnięcia jego wyobraźnią, fotomontaż przeszedł drogę do stania się idealnym środkiem artystycznego wyrazu dla sztuki początków XX w. Najpierw ukochali go dadaiści. Wycinali zdjęcia z gazet, mieszali je i przypadkowo łączyli w absurdalne obrazy, które niosły jednak konkretne treści. Ze sztuki niskiej powstawała nowa wartość, działająca na emocje i wyobraźnię mas. Dekonstrukcja rodziła konstrukcję. Elementy pewnej całości umieszczone w zupełnie nowym kontekście, z którym pozornie nic nie miały wspólnego, rodziły nowe przesłanie rozbicia mieszczańskiego, nudnego świata. „Cięcie nożem kuchennym Dada przez ostatnią weimarską, spasioną piwem epokę kulturalną Niemiec” – oto tytuł jednego z fotomontaży Hannach Höch z 1919 r. Dla artystów awangardy lat 20. XX w. fotomontaż stał się wręcz idealnym językiem wypowiedzi. Korzystali z niego artyści we Francji, Rosji i Niemczech, choć ich cel był inny. Surrealiści i dadaiści dekonstruowali rzeczywistość, by zdobyć nowe środki wyrazu artystycznego i działać na wyobraźnię. Konstruktywiści rosyjscy odnaleźli w fotomontażu środek do walki politycznej i agitacyjnej.
W służbie ideologiom
W Polsce fotomontaż pojawił się dość szybko, bo niemal równocześnie z pracami niemieckich i rosyjskich konstruktywistów. Na nich się też wzorował. Pierwszym polskim artystą, który zastosował fotomontaż był lewicujący Mieczysław Szczuka. Nazywał on tę technikę „poezjoplastyką”, „nowoczesną epopeą”, „najbardziej skondensowaną formą poezji”. Prace Szczuki zamieszczało czasopismo konstruktywistów i awangardy „Blok”, jego fotomontaże znalazły się na okładkach tomów poetyckich Sterna i Jasieńskiego Ziemia na lewo oraz Dymów nad miastem Broniewskiego. Politycznie zaangażowane fotomontaże Teresy Żarnowerówny publikowała lewicowa „Dźwignia”. Nowy świat, niosący ze sobą wiarę w miasto, maszynę i masy, potrzebował języka buntu, a jeszcze wtedy fotomontaż takim właśnie był. Dekadę później stał się modny i wyszedł poza język awangardy i lewicy. Artyści chętnie ilustrowali tą techniką artykuły w gazetach, między innymi w popularnym „Tajnym Detektywie”. Po fotomontaż wreszcie sięgnęła też skrajna prawica.
Zrodzony z ducha awangardy artystycznej, chętnie wykorzystywany w propagandzie i reklamie w II połowie XX w. fotomontaż uwolnił się od służby ideologiom i stał się na krótko sztuką uwalniającą wyobraźnię. Dzisiaj fotomontaż znajduje się daleko od obu tych dróg, choć na fali sentymentu do modernizmu, która daje się odczuć na wielu płaszczyznach, także ta forma wypowiedzi staje się coraz bardziej popularna. Wciąż jednak jest to nisza.
Sztukę fotomontażu u samych jego początków pokazuje wystawa „Pomiędzy fikcją a rzeczywistością” w Muzeum Plakatu w Wilanowie. Wystawa może stać się wspaniałą inspiracją, bo nigdy potem nie stosowano tak ciekawych rozwiązań formalnych jak w fotomontażu lat 30. XX w. Plakaty społeczne, reklamowe, a nawet ideologiczne wciąż działają i zaskakują wysokim poziomem artystycznym, od którego współczesna sztuka masowa i popularna zupełnie się odzwyczaiła.
Dostępność komputerowych programów sprawia, że zapanowała iluzja, iż fotomontażem i manipulacją obrazem może zająć się każdy. Jesteśmy zalewani miliardami pikseli, które niczego sobą nie niosą, żyjemy na pseudoartystycznym śmietniku. Manipulacja obrazem ma teraz zupełnie inny cel, szkoda czasu na intelektualny wysiłek prowadzący do zaskakujących skrótów i kombinacji elementów. Kreatywność nie jest dzisiaj w modzie, choć jeszcze nigdy nie mieliśmy do dyspozycji takich technik.