Młode pokolenie nie rozumie, że kiedyś ktoś mógł Pałacu nienawidzić. Można się nawet dziwić, że nie tak dawno, bo kilka lat temu, ówczesny minister Radosław Sikorski nawoływał do wyburzenia budynku, choć ten był już wpisany na listę zabytków. Podobnie jak kilka innych budynków-przedstawicieli architektury socrealistycznej, bo do niej też już mamy dystans. Już nie wydaje nam się tak koszmarna, obciążona symbolem zniewolenia i poddaństwa Związkowi Radzieckiemu. Stała się raczej egzotyczna. W czasach PRL Pałac zwany Pekinem straszył. W filmach i literaturze, wielokrotnie przywoływany, był przez twórców często wyśmiewany, ale zawsze z nutą grozy. Dopiero teraz Pałacem umiemy się bawić. Został odczarowany – mówi Beata Chomątowska, autorka świetnej książki Pałac. Biografia intymna. To nie jedyna pozycja przygotowana przez wydawnictwa z okazji 60. urodzin Pałacu. Zbiór reportaży zatytułowany Jako dowód i wyraz przyjaźni pod redakcją Magdaleny Budzińskiej i Moniki Sznajderman zapowiada Wydawnictwo Czarne. Z kolei pozycja Pałac w Warszawie prof. Waldemara Baraniewskiego to owoc wieloletnich badań na temat symbolicznej funkcji tej części Śródmieścia. Lekturę urozmaica imponująca dokumentacja fotograficzna. Jedno jest pewne: Pałac fascynował, wciąż fascynuje i fascynować najprawdopodobniej nie przestanie.
Nowe pałace, nowe zamki!
„Musimy budować Warszawę jutra, przewidując, iż w tym stanie będzie ona przez setki lat naszą stolicą. (…) Zapomnijmy, a raczej nie wzorujmy się na przeszłości, nie była ona zbyt piękna ani zbyt wesoła. Nie żałujmy starych pałaców – tak jak nie będziemy żałować ich dawnych mieszkańców. Budujmy nowe pałace, nowe zamki, nowe domy dla społeczeństwa całego, nie dla jednostek. Nowe pałace – teatry, muzea, kina, domy kultury!” – oto fragment memoriału wystosowanego przez jednego z warszawskich architektów do Bolesława Bieruta. Pałac ma dwa prototypy, które nigdy nie powstały, istniały tylko w planach i makietach. Jeden jest polski z 1934 r., nazwany Wieżą Niepodległości, smukły i wysoki, ustawiony na makiecie po prawej stronie Wisły, zwieńczony nadajnikiem radiowym i górujący nad miastem. Drugi jest sowiecki i nazywał się Pałac Rad. Neoklasycystyczny projekt zwieńczony gigantyczną postacią Lenina z wyciągniętą ręką błogosławiącą mieszkańców Moskwy. W 1937 r. rozpoczęto jego budowę, która nigdy nie wyszła poza fazę wykopów i umocnień. Za to po wojnie architekci z Biura Odbudowy Stolicy też zaczynają planować nowy pałac. Miałby być Narodowym Domem Kultury i stanąć przy ul. Marszałkowskiej. Przypominał Moskiewski Uniwersytet Techniczny, który przytłacza ogromem w zastępstwie Pałacu Rad. Moskwa miała tych klonów już kilka, gdy polscy architekci przyjechali podglądać radzieckich kolegów przy pracy.
21 lipca 1952 r. został wmurowany kamień węgielny pod najwyższy budynek w Polsce Ludowej, a praca trwała już od dwóch miesięcy. Przez lata mówi się, że Pałac stanął w miejscu całkowicie zburzonych po powstaniu domów. Nieprawda, wiele budynków zachowało się, burzono je dopiero potem. Przedwojenne kwartały ulic przestały istnieć w 1946 r. Radzieccy architekci pod wodzą Lwa Rudniewa, autora projektu Moskiewskiego Uniwersytetu Technicznego, wyruszyli w objazd po Polsce. Uważali, że Pałac powinien posiadać cechy narodowe, więc chcieli zapoznać się z architektonicznym dziedzictwem kraju. Przy budowie pracowali oficjalnie tylko robotnicy z ZSRR, wielu z nich zmarło na skutek wypadków. Czarna legenda mówi, że tych, którzy upadli z wysokości na świeżo wylany beton, nie wyławiano. 21 lipca 1955 r. Pałac Kultury i Nauki, który w międzyczasie przybrał imię Józefa Stalina, został przekazany polskiemu społeczeństwu.
Centralna oś stolicy
Antropolodzy kultury trafnie wskazują na Pałac jako nową świątynię, która wraz z socjalistycznymi obrzędami wytyczała centrum mikrokosmosu komunistycznego. Pałac górował nad miastem, wyznaczał jego serce, przypominał o tym, kto tu naprawdę rządzi. Onieśmielał ogromem, sprawiał, że zwykły mieszkaniec czuł się w jego cieniu trochę zagubiony. Trzeba pamiętać, że kiedy Pałac został wybudowany, znacznie przewyższał wszystkie budynki Warszawy i był widoczny z każdej strony, zupełnie jak klasztor na Jasnej Górze – dodają niektórzy. Główne wejście wraz z trybuną i placem Defilad ma budowę ołtarzową. Planowano, by przed Pałacem stanął kamienny Stalin, niczym Chrystus przed budynkami sakralnymi. Ostatecznie Bierutowi nie spodobał się żaden projekt i pomysł zaniechano. A jednak świecki ołtarz, przy którym sprawowali swe obrzędy najwyżsi dygnitarze komunistycznej Polski, został sakralizowany i to przez polskiego papieża. W 1987 r. Jan Paweł II na placu Defilad celebruje Mszę św.; a kiedy umiera, światła w pałacowych oknach ułożą się w znak krzyża.
I nastały czasy odbrązawiania tej świeckiej katedry. Najpierw zostaje obrzydzona i poniżona przez bazar, który narodził się u jej stóp. Brudny, chaotyczny, szemrany handel w cieniu budynku bez przyszłości. Tak się przynajmniej wydawało, a głosy za wyburzeniem tego symbolu znienawidzonej władzy słychać było ze wszystkich stron. Dwie dekady potrzebne były, byśmy zaakceptowali Pałac, a nawet go pokochali. Miejskich legend, które krążą wokół budynku, jest wiele, a co jedna to ciekawsza. O podziemnej linii kolejowej (nieprawda), o kilku kondygnacjach piwnic (prawda), o samobójcach (prawda), o podziemnych przejściach prowadzących do budynku Komitetu Centralnego (nieprawda), o schronach atomowych z bezpośrednią linią telefoniczną do radzieckiego przywódcy (nieprawda), no i o zabetonowanych trupach (być może prawda). Wydany w czerwcu Spacerownik po Pałacu Kultury i Nauki szczegółowo opisuje te miejsca, a trwająca do końca lipca wystawa oryginalnych pałacowych pamiątek przeniesie młodych ludzi w upiorną, choć dziś tylko ośmieszaną, przeszłość. No i kto by pomyślał, że po sześćdziesięciu latach bryła Pałacu będzie częściej kojarzona z Warszawą niż Syrenka?
Korzystałam z książki Beaty Chomątowskiej, Pałac. Biografia intymna wydanej przez Znak.