Logo Przewdonik Katolicki

Designerskie znaczy drogie

Natalia Budzyńska

Książka Marcina Wichy Jak przestałem kochać design jest odpowiedzią na hasło Zakochaj się w designie. Przypomina nam o tym, że to modne ostatnio słowo powinno dotyczyć funkcjonalności, a nie ceny.

Okładka zapowiada, że to książka bardzo antydesignerska. Na białym tle widnieją zwykłe czarne litery napisane najzwyklejszym fontem. Autor wie, o czym pisze – sam jest grafikiem i projektantem, od urodzenia wzrastał w trosce o estetykę otoczenia za sprawą ojca architekta. Nie napisał książki wykładu, zebrał po prostu luźne przemyślenia na temat tego, co dzieje się dzisiaj w środowisku designerów. Czasami powraca do dawnych czasów, kiedy zamiast designerów byli projektanci, a na design mówiono wzornictwo. No ale to kojarzyło się raczej z fabryką i przemysłem, a teraz ma kojarzyć się ze sztuką i być „art.”. Designerskie mogą więc być buty i sukienka, wazon i krzesło, sztućce i ekspres do kawy, kanapa i lodówka. Wszystko, co ma odpowiednie logo i co kosztuje więcej niż przeciętnie oraz zostało kupione bezpośrednio u artysty lub w jego sklepie. Wicha bezkompromisowo rozprawia się z modą na designerstwo, pisząc: „W Polsce 'design' to sfera ludzkiej działalności polegająca na Rzucaniu Świata na Kolana za Pomocą Dywanika z Filcu Inspirowanego Sztuką Ludową”.
 
Ma być unikatowo
Festiwalowe szaleństwo dotknęło także sferę designu. Przez dwa lata jak grzyby po deszczu wyrosły nowe imprezy: Poznań Design Days, Łódź Design Festival, Wroclove Design, Gdynia Design Days, Wawa Design Festiwal, Design Attack. To tendencja światowa, bo istnieją także Paris Design Week, Vienna Disign Week, Tokyo Design Week itd. Kolorowe magazyny rozpisują się o sukcesach polskich młodych projektantów, którzy tworzą przedmioty i meble dostępne w niewielkiej liczbie egzemplarzy i często inspirowane czasami PRL-u. Ten modny trend wraz z folkowymi akcentami wciąż się utrzymuje na szczycie zainteresowania wśród rodzimych projektantów. Elementy ludowe, sklejka i prostota to hasła przewodnie designerskiego przedmiotu. Podczas odbywającego się w maju Wanted Design Festival NYC pokazano minimalistyczne meble polskiego projektanta Pawła Grobelnego. Doskonale odzwierciedlają współczesny sposób myślenia o designie: niezbyt funkcjonalne, nad wyraz oryginalne prototypy, unikaty, które nigdy nie będą produkowane na skalę masową. Słownik języka polskiego mówi, że designer to projektant przedmiotów użytkowych. Zawsze był anonimowy. Dzisiaj uważa się, że anonimowość mu szkodzi. Po latach przymusowej sklejki i kamionki zachłysnęliśmy się Ikeą. Teraz klient nie chce być jednym z wielu, zamiast sieciówek i masowości wybiera – owszem sklejkę – ale kilka razy droższą. I z nazwiskiem. Jakim? O tym uczą się już dzieci – w książeczce dla najmłodszych o historii designu zostały pokazane przedmioty z odpowiednimi podpisami. Uważa się, że dziecku niezbędna jest wiedza o tym, kto zaprojektował taką a nie inną wyciskarkę do cytrusów. Niepotrzebna zaś jest mu wiedza na temat tego, że designer projektuje także ławki szkolne i tornistry czy drabinki na placu zabaw – jak zauważa Marcin Wicha.
 
Ma być ładnie
O tym jest książka Jak przestałem kochać design. Jak każe nam się zapomnieć o misji projektanta. Wmawia się nam, że polski design jest obecnie tak wybitny, tymczasem wciąż nie możemy wpisać pełnego nazwiska adresata w formularzu przesyłki poleconej, musimy się schylać przy biletomatach, nasze dzieci uczą się z kiczowatych elementarzy upstrzonych kolorami, a oznaczenia przy autostradach lubią wprowadzać nas w błąd. Oto poziom polskiego projektowania – pisze Wicha. O masowej produkcji decydują urzędnicy, którzy chcą po prostu „coś ładnego”. Nie interesują ich nieczytelne formularze (a przecież ktoś je zaprojektował!), oni chcą wydać miliony na logo. Nie tak dawno internet obiegły informacje na temat nowego logo naszego kraju, o „sprężynce” z dużą dozą szyderstwa wypowiadali się internauci na wszystkich serwisach społecznościowych. Logo u znanych artystów pozamawiały też ministerstwa i miasta. Dlaczego w Polsce jest brzydko? Wicha jest bezwzględny: projektant dzisiaj najczęściej jest na usługach zleceniodawcy, ma robić tak, „żeby było ładnie”, a im ładniej, tym lepiej, im więcej elementów, to też lepiej, a kolory wybiera żona prezesa. Żyjemy w kraju „pastelozy”, przekoloryzowanych budynków i niefunkcjonalnej przestrzeni.
„Mam designofobię” – mówi autor. I rzeczywiście, ogląda świat z perspektywy, którą przeciętny człowiek pomija. No chyba, że zaczną boleć go plecy, gdy siedzi na ławce w parku. Wicha opisuje świat przedmiotów, które nas otaczają, i ludzi, którzy je zaprojektowali. Z wdzięczną ironią opisuje swoje doświadczenia z pracy w reklamie, wspomina dawne dobre czasy polskiej szkoły plakatu, analizuje wypowiedź Grażyny Kulczyk na temat wpływu architektury Starego Browaru na jednostkę z piwem w ręku. Nostalgicznie zauważa, jak wiele  przedmiotów znika z naszej przestrzeni. Znikają radia, budziki, zegarki, magnetofony, plakaty, albumy fotograficzne. Komputery i smartfony stają się wielką szafą z zakładkami.
 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki