Co „Nieszablonowy Pan Misiak” – a tak mówią o Księdzu – przygotował na tegoroczny Wielki Post?
– Do kościoła przy dźwiękach marsza żałobnego wkracza orszak pogrzebowy. Ksiądz, grabarze, trumna, za nią żałobnicy. W ławkach konsternacja. Tak wygląda początek rekolekcji wielkopostnych dla młodzieży gimnazjalnej.
Niezłe. I co dalej?
– Grabarze otwierają wieko trumny, w środku leży młoda dziewczyna z pętlą na szyi. Po chwili wstaje i zaczyna mówić oskarżycielsko do żałobników: obiecywaliście mi, że alkohol oderwie mnie od problemów, a on sprawił, że zatraciłam się w nim. Obiecywaliście, że narkotyki spowodują, że będę bardziej na topie, a one przyczyniły się do tego, że nie mogłam odnaleźć prawdziwej siebie. Obiecywaliście, że seks da mi poczucie własnej wartości, a on odebrał mi godność. Wszystko to doprowadziło do mojej największej tragedii. Ale dziś to już nie ma żadnego znaczenia. Dziś mnie już nie ma…
Po co Ksiądz to zrobił?
– To nie jest jakaś sztuka dla sztuki ani tanie efekciarstwo. W Pabianicach, gdzie przez ostatni rok pełniłem posługę duszpasterską, w krótkim odstępie czasu targnęło się na swoje życie kilkudziesięciu młodych ludzi w wieku od kilkunastu do dwudziestu kilku lat. Przyczyną były najczęściej rozmaite uzależnienia. Pabianice to zresztą dziś jedno z głównych polskich centrów „dopalaczy”. I dlatego trzeba było jakoś wstrząsnąć tymi młodymi, sięgnąć po radykalne środki. Ta scenka miała uderzyć w tę część młodzieży, która nie szanuje swojego czasu na ziemi, która ulega złym wpływom, która gdzieś się zwyczajnie zagubiła.
I to działa?
– Owszem, działa. Bardzo często podczas rekolekcji czy akcji ewangelizacyjnych sięgam po różnego rodzaju scenki rodzajowe, pantomimy, żywe obrazy, bo one najmocniej zapadają w pamięć. Po każdej takiej akcji widzę wzrost zaangażowania w życie wspólnot parafialnych, a przede wszystkim dużo głębokich nawróceń, mierzonych dobrymi spowiedziami.
Och, spowiedź też bywa u Księdza nietypowa.
– Raz w tygodniu, czasami częściej, chodzę wokół kościoła lub w jego otoczeniu, oferując wiernym „spacery uzdrowienia”. Można wówczas przyłączyć się do mnie i wyspowiadać się. Dla niektórych jest to bardzo wygodna i mniej stresująca forma – właśnie taka bezpośrednia rozmowa ramię w ramię, niekoniecznie na klęczkach, bez presji kolejki, bez decybeli organowych. Z takiej formy sakramentu pojednania korzysta wiele osób, czasami kończę dopiero po pierwszej w nocy. Spowiadam do ostatniego chętnego.
„Rozmowa, spowiedź, modlitwa wstawiennicza. W te wieczory mam szczególny czas dla Ciebie” – zachęca Ksiądz. Mało kto dziś tak mówi.
– To niestety prawda. A przecież czas jest potrzebny także do nawrócenia, do spotkania z Bogiem. Tego nie można wymusić, przyśpieszyć, zmieścić w urzędowe ramy czasu. Człowiek, który szuka prawdy, chce zadawać pytania, czasami zatrzymać się, zwolnić i musi mieć taką możliwość. Dlatego nieraz na portalach społecznościowych zamieszczam wpisy, zapraszające do spowiedzi, informując, gdzie i w jakich godzinach jestem do dyspozycji wiernych. Podaję też swój numer telefonu z adnotacją, że odbiorę go o każdej porze dnia i nocy.
To taki Księdza duszpasterski styl?
– Ja w ogóle mam głębokie przekonanie, że pomysły duszpasterskie sprawdzają się najczęściej wtedy, kiedy są osadzone w realiach współczesnego świata. I dlatego warto sięgać po świeckie środki i metody, a czasami wystarczy po prostu zmiana miejsca, kontekstu. Klasyczne nabożeństwa majowe czy czerwcowe można przecież przeprowadzić nie tylko w kościele, ale także w piaskownicy, na osiedlowym boisku, wśród blokowisk i wtedy one przyciągają na nowo, działają z nową mocą. Czasami jednak nie warto działać na siłę, za wszelką cenę wychodzić na zewnątrz. I tak jest chyba w przypadku Drogi krzyżowej.
A to dlaczego?
– Droga krzyżowa wymaga szczególnego skupienia, a ulica niesie ze sobą jakiś element rozproszenia. Warto jednak pracować nad samą formą Drogi. Niedobrze kiedy jest ona czytana „od ambony”. Prowadząc Drogę krzyżową, zawsze zapraszam wszystkich ludzi, żeby nie stali w miejscu, tylko kroczyli za krzyżem od stacji do stacji, kontemplując Mękę Pana Jezusa. Nie mam przygotowanych na kartce rozważań, pod każdą stacją to już Pan Bóg daje odpowiednie przykłady, myśli, nieraz nawet parę sekund zamilczenia. Rozważając kolejne stacje, staram się mówić o tym, jak Pan Jezus cierpi dzisiaj, teraz, w podobnych sytuacjach, w naszej rzeczywistości. I wtedy naprawdę jest to takie namacalne odczuwanie Męki Pańskiej. Wtedy naprawdę płaczemy w kościele, towarzyszymy Jezusowi nie tylko formalnie, ale także i sercem.
Słyszałem o jeszcze jednym pomyśle Księdza na tegoroczny Wielki Post.
– Rzeczywiście, u jego progu Pan Bóg bardzo konkretnie wskazał mi na słowa z Księgi Izajasza, gdzie wybiera taki oto post: „Rozerwać kajdany zła, rozwiązać więzy niewoli, wypuścić wolno uciśnionych i wszelkie jarzmo połamać”. To nasunęło mi pomysł całodobowej adoracji tuż przed 8 marca w intencji godności kobiety. Hasłem i zaproszeniem do wzięcia w niej udziału miała być prowokacyjna ulotka, na wzór tej, którą kiedyś kolportowała Fronda: zarys kobiecej sylwetki z napisem „Dziewczyny czekają na twoją modlitwę 24 h”. Zależało mi na tym, żeby zaprosić ludzi do wyzwolenia się z niewoli nieczystości, pornografii, prostytucji i innych zdrad, ponieważ ten problem dotyka dziś bardzo wielu osób. Tym razem jednak jeszcze się nie udało i ten pomysł musi trochę poczekać na swoją realizację.
Za to jałmużna nie musi czekać.
– To znakomite, nie tylko wielkopostne, ćwiczenie, które świetnie rozwija duchowo. Ja sam praktykuję taką zasadę, że jeżeli czegoś nie używam przez rok, to muszę to wydać, ponieważ nie jest mi to niezbędne. W zeszłym tygodniu przyszło na plebanię kilkanaście osób i w ten sposób zniknęło z mojej półki około 300 książek. Ale kiedy jeden pan sięgnął po taki kapitalny słownik biblijny z komentarzami – drogą i cenną rzecz – odruchowo powiedziałem: O nie, nie, to nie. A potem miałem wyrzuty sumienia: Dlaczego to ma zostać? Bo kosztuje 200 zł? Ale po pięciu minutach przyszedł jakiś inny pan i wziął do ręki ten sam słownik. Wtedy już powiedziałem: Bardzo proszę, jest pana.
Bóg zatem mnie upomniał, pokazując wyraźnie, że niby chcę się poddać oczyszczeniu z dóbr doczesnych, ale jednak nadal jestem przywiązany do nich. Dlatego cieszę się bardzo, że ostatecznie wydałem ten słownik.
Dobrze, że ten drugi ktoś się pojawił.
– O tak, Bóg dał mi drugą szansę. On zawsze ją daje…
Warto zatem „Podzielić się szafą”?
– Wymyśliłem te akcję, ale właśnie na takiej zasadzie, że nie oddajemy rzeczy, ubrań, których nie potrzebujemy. Przeciwnie – dajemy nasz ukochany markowy ciuch, z którym najtrudniej się rozstać. Bo dopiero to nam uświadamia, jak bardzo przywiązujemy się do materii, robiąc sobie z niej jakiegoś bożka. Sam to przeżywałem i dobrze wiem, jak to działa.
Ale takie rozdawnictwo to oczywiście tylko przenośnia. Pan Bóg wzywa mnie bowiem do tego, żebym przez jałmużnę wyzwalał się z grzechów. A więc jeżeli post ma być dla mnie faktycznie czasem obumierania i rodzenia się na nowo, to muszę mieć odwagę zadać Bogu pytanie: Panie, gdzie mogę obumrzeć? I jeśli tylko naprawdę dam na to zgodę, to później okazuje się, że to były błogosławione decyzje, które dają nowe życie, nowe łaski i nowe błogosławieństwa. Tracimy z dóbr doczesnych, ale stajemy się piękniejsi, dostajemy więcej cierpliwości, pokory, ducha ofiarności. To jest czysty zysk.
ks. Michał Misiak – kapłan archidiecezji łódzkiej, zaangażowany duszpasterz młodzieży, znany z wielu niekonwencjonalnych pomysłów ewangelizacyjnych. Był m.in. twórcą pierwszych Chrystotek, czyli Dyskotek dla Jezusa, pomysłodawcą Chrześcijańskiej Akademii Parkour oraz ewangelizatorem ulicznym w zaułkach Łodzi, Bełchatowa i Pabianic. Jednym z jego najbardziej znanych pomysłów ewangelizacyjnych był spacer po miejskich ulicach z lustrem opatrzonym napisem: „Oto oblicze tego, kogo kocha Bóg” i zachęcanie napotkanych ludzi do przeglądania się w nim.