Pod plakatem przeprowadzony 2 marca wywiad z protorejem Wsiewołodem Czaplinem. Szef wydziału ds. Kontaktów Kościoła ze Społeczeństwem Patriarchatu Moskiewskiego tłumaczy w nim, że Rosja ma we współczesnym świecie szczególną misję do spełnienia. Dlaczego? Bo „rosyjski chrześcijański patriotyzm ma głębokie duchowe korzenie. Rosja w cudowny sposób nawet w czasach radzieckich chroniła chrześcijańską cywilizację”, przekonuje duchowny. Jak? Po prostu, gdyby Hitler podbił Związek Sowiecki albo gdyby zapanowała w jego miejsce liberalna demokracja, Rosja nigdy nie byłaby wielka i wolna. Według Czaplina to właśnie sowiecki żołnierz i sowieckie władze pozwoliły uchronić wartości, które przygotowały kraj do chrześcijańskiego odrodzenia. Nie chrześcijaństwa w stylu zachodnim, ale własnego, oryginalnego. Dlatego jak wyjaśnia Czaplin, „Rosja jest trzecim Rzymem, jedynym nieujarzmionym centrum cywilizacji zdolnej tworzyć cywilizację chrześcijańską”. „Dlatego rosyjski patriotyzm to nie szowinizm ani zew krwi, ani pozbawione krytyki, emocjonalne przywiązanie do miejsc rodzinnych. To przede wszystkim poczucie wagi tej unikalnej chrześcijańskiej misji, do wykonania której – jestem przekonany – został stworzony rosyjski naród. (…). Dlatego rosyjska Cerkiew zawsze była nastawiona patriotycznie” – konkluduje kapłan.
Dodajmy: patriotycznie i państwotwórczo. Tak jak za carskich czasów Cerkiew w sposób oczywisty stała się ideologicznym filarem rosyjskiego reżimu – i to filarem w ostatnich latach wyraźnie wzmacnianym. Nadaje ona wybranemu w demokratycznych wyborach (przy wszystkich zastrzeżeniach do rosyjskich głosowań) politykowi stygmat boskości. Nie przypadkiem w lipcu 2011 r. główny ideolog Kremla, autor słynnego pojęcia „suwerenna demokracja”, Władysław Surkow, oznajmił bez najmniejszego wahania, że Władimir Putin to mąż opatrznościowy, posłany Rosji przez Boga na trudne czasy. Cerkiew nie zaprotestowała, odwrotnie – swymi działaniami i mitem trzeciego Rzymu wspiera jak może imperialne dążenia rosyjskich władz. Najprawdopodobniej u podstaw leży ta sama przyczyna – dużo łatwiej podporządkowywać sobie ludzi, jeżeli się im wytłumaczy, że mają do spełnienia jakieś nadzwyczajne zadanie, postawione przed nimi czy to przez Boga, czy przez wstające z kolan imperium.
Dyplomacja pielgrzymkowa
Warto wiedzieć, że obecny patriarcha Cyryl od lat odgrywał istotną rolę w walce o podporządkowanie Kijowa. Słynna był jego dziesięciodniowa wizyta na Ukrainie w 2009 r. Odwiedził wówczas nie tylko wschodnią część kraju, ale także Ukrainę Zachodnią. Jednym z głównych celów było wyciszenie niepodległościowych nastrojów, które zaczął przejawiać podporządkowany Patriarchatowi Moskiewskiemu kler (na Ukrainie istnieją trzy Cerkwie prawosławne: prozachodnie Patriarchatu Kijowskiego i powstała na emigracji Ukraińska Cerkiew Autokefaliczna oraz Ukraińska Cerkiew Patriarchatu Moskiewskiego). Cyryl dużo mówił o „wspólnym dziedzictwie” i „wspólnym przeznaczeniu prawosławnych Rosji i Ukrainy”. Natomiast towarzyszący patriarsze ojciec Andrej Kurajew bez ogródek groził Ukraińcom wojną domową, jeżeli w kraju pojawi się choćby jeden kościół prawosławny w pełni niezależny od Moskwy.
Nie wiadomo jak przyjęli te pouczenia podporządkowani Cyrylowi ukraińscy duchowni, ale kijowscy politycy nie ukrywali dezaprobaty dla faktu, że jak to określił wówczas dyplomata Ołeksandr Palij, „rosyjski patriarcha zaprezentował się nie jako duchowny, ale jak przedstawiciel kremlowskich władz, czym dowiódł, że Kreml wykorzystuje Kościół jako narzędzie w swoich grach”.
Potwierdził to potem zresztą sam Cyryl, który wróciwszy do Moskwy, natychmiast zdał relację ze swojej „pielgrzymki” ówczesnemu prezydentowi Dmitrijowi Miedwiediewowi.
Rosyjskie interesy reprezentuje także Cerkiew prawosławna na Białorusi. Jej metropolitą został rok temu rodowity Rosjanin, nieznający białoruskiego, wyznaczony na to stanowisko przez Moskwę.
Filar Putina
Właściwie to wszystko nie powinno specjalnie dziwić, jeżeli dodamy, że po upadku ZSRR w archiwach KGB znaleziono teczkę Cyryla, z której wynikało, że obecny patriarcha Moskwy i Całej Rusi pracował dla tej organizacji pod pseudonimem „Michałow”. W tej sytuacji fakt ścisłej współpracy cerkiewnych władze z Kremlem staje się absolutnie zrozumiały.
W każdym razie za rządów Władimira Putina Rosyjski Kościół Prawosławny zyskał właściwie pozycję Kościoła państwowego.
Ten stosunek Kościoła i państwa, to poczucie wyjątkowości i misji nie jest zresztą w Rosji niczym nowym. Sięga co najmniej początku XIX w., gdy po raz pierwszy minister oświaty Mikołaja I Siergiej Uwarow stworzył pojęcie trzech podstaw rosyjskiej siły. Były to prawosławie, samodzierżawie i wyjątkowa rosyjska ludowość. Najwyraźniej Rosji nigdy nie wystarczał sam podbój sąsiednich krajów, chciała go jeszcze ubrać w szaty religijnej misji. Misji ważnej, bo i wtedy, i obecnie Cerkiew prawosławna przedstawia się jako jedyny prawdziwy dyspozytariusz Chrystusowych nauk.
Kilka lat temu słuchałam wystąpienia protoreja Czaplina w petersburskim teatrze, gdzie odbywał się konkurs prawosławnych pieśni wielkanocnych. Przekonywał wówczas zebranych, że tylko w prawosławiu Zmartwychwstanie uważane jest za największe święto chrześcijańskie, dla katolików jakoby ważniejszym świętem miało być Boże Narodzenie. Zapytałam go potem, dlaczego mówił nieprawdę. Stwierdził, że wszyscy o tym wiedzą.
Warto dodać, że było to w tym samym roku, gdy patriarcha Cyryl odwiedzał z bratnią wizytą polskich hierarchów i wiele mówiło się o zbliżeniu Kościołów prawosławnego i katolickiego, we wspólnej walce z zepsuciem współczesnego świata.
Kilka miesięcy po tej wizycie, czyli w 4 listopada, w telewizyjnym przemówieniu wygłoszonym z okazji narodowego święta upamiętniającego wyrzucenie Polaków z Kremla, Cyryl przekonywał wiernych, że to właśnie Polska próbowała narzucić świętej Rusi obce jej, zachodnie wartości.
Ostatnia deska ratunku
Problem polega na tym, że współczesny świat, a szczególnie rozszalały liberalizm, daje rosyjskiej Cerkwi do ręki dodatkową broń.
Liberalny, żeby nie powiedzieć libertyński Zachód z jego konsumpcjonizmem, zwalczaniem chrześcijańskich wartości, usuwaniem symboli religijnych, dominacją najdziwniejszych ideologii trudno uznać za wzór godny naśladowania. Obrona praw człowieka kojarzy się już nie tyle z wolnością osobistą jednostki, ile ze zgodą na kolejne „parady równości”. W imię demokratycznych swobód zakazuje się ulicznych szopek i noszenia w pracy krzyża na szyi.
W tej sytuacji bardzo łatwo jest wytłumaczyć sprawującym władzę w Rosji byłym kagiebistom, że rosyjski prezydent i Cerkiew prawosławna to jedyny ratunek dla chrześcijańskiej cywilizacji
W cytowanym na początku wywiadzie protorej Czaplin obiecuje, że napełniona duchem misyjnym Rosja uratuje umierającą zachodnią cywilizację, gdyż Europa swój kapitał duchowy roztrwoniła.
To, że sama Rosja toczy w tej chwili, absolutnie niechrześcijańską, agresywną wojnę z sąsiednim „braterskim, słowiańskim” narodem Moskiewskiej Cerkwi nie przeszkadza. Odwrotnie, ostro napomina tych swoich duchownych, którzy na Ukrainie opowiadają się po stronie niepodległego państwa. Kijów, uważany za kolebkę słowiańskiego prawosławia, ośmielił się zbuntować przeciw „Świętej Rusi”, trzeba go więc nauczyć rozumu i przywrócić na łono kochającej Moskwy. Dla jego własnego dobra, w końcu Moskwa to trzeci Rzym, a czwartego nie będzie.