Opowieść wigilijna to jedno z ważniejszych przedstawień, jakie w swoim repertuarze ma teatr „Gwiazdki Niepokalanej”, działający przy Ośrodku Szkolno-Wychowawczym, prowadzonym przez siostry służebniczki.
Prawda i gra
Trochę żałuję, że na próbę trafiam za wcześnie, całe dwa tygodnie przed pierwszym spektaklem. Wprawdzie wszyscy znakomicie znają swoje role i do perfekcyjnego tańca również brakuje bardzo niewiele, ale nie ma jeszcze kostiumów. Są już wymyślone, trzeba tylko poprosić pracującą przy ośrodku szwaczkę o ich użycie. Ten niepozorny na pierwszy rzut oka teatr okazuje się bardzo profesjonalny: ma podest sceniczny ze zdalnie sterowaną kurtyną i kokpit do obsługi technicznej – to stąd zarządza się akustyką i wizualizacjami. Jest mikser, jest nagłośnienie z mikrofonami nagłownymi i pojemnościowymi, wytwornice dymu, jest nawet klimatyzacja. Siostry razem z dziećmi przygotowały już całą scenografię ze stołem, krzesłami, drzwiami i szafą, w której pojawiać się będzie duch. Pani Asia przyszła specjalnie na próbę, żeby dopilnować ostatnich choreograficznych szlifów. W role dorosłych wcielają się nauczyciele i wychowawcy, w role dzieci – dzieci. Dobrze czują się ze sobą. Patrzę na pana Piotra, informatyka, który wciela się w rolę kancelisty Boba. Swojego teatralnego syna, małego Tima, podnosi wysoko do góry, śmieją się do siebie i trudno rozeznać, co tu jest tylko grą, a co już prawdziwą relacją.
Dzieci uleczone
Każde przedstawienie grane tu jest przy pełnej publiczności i uwieczniane na nagraniach.
Teatrem opiekuje się s. Małgorzata Kąkol, która jest tu reżyserem, scenarzystą i kimś w rodzaju matki dla wszystkich młodych aktorów. Spośród sześćdziesięciorga dzieci przebywających w ośrodku około dwudziestu pięciu zaangażowanych jest w „Gwiazdki Niepokalanej”. To bardzo dużo. – Widzimy, jak dobrze teatr działa na dzieci – mówi s. Małgorzata. – Nieśmiałe się otwierają i zaczynają wierzyć w siebie, inne zaczynają lepiej układać sobie relacje w grupie. To prawdziwa terapia przez sztukę, naprawdę działa.
Patrzę na dzieci i myślę, że gdybym nie wiedziała, gdzie jestem, nie domyśliłabym się, jak trudną mają za sobą historię. Do ośrodka trafiają przecież dzieci, kierowane tu wyrokami sądowymi, z rodzin, które nie mogły lub nie chciały podjąć nad nimi opieki. Patrzę na roześmiane buzie, na dzieciaki przytulające się do siostry albo z przejęciem rozprawiające między sobą przy rekwizytach, a s. Małgorzata opowiada ich historie. Że mama i tata na ulicy mogą ramieniem się o kogoś otrzeć i nie rozpoznają, nawet się nie obejrzą. Że kogoś rodzina zastępcza po dziesięciu latach z powrotem do ośrodka oddała, bo się znudził. Że ktoś inny sam z rodziny zastępczej chciał wrócić, bo krzyczeli i telefon odebrali, i tam był sam, a tu jest cała gromada dzieciaków. Że ktoś ma cukrzycę, bardzo silną, cztery razy dziennie musi przyjmować insulinę, ale na szczęście jest pan doktor, który nawet w środku nocy odbiera telefony.
Goście, goście
W ośrodku są dzieci w intelektualnej normie, zagrożone niedostosowaniem społecznym i dzieci wymagające edukacji specjalnej. Wszystkie chodzą do szkoły poza ośrodkiem. – Mieliśmy taką sytuację, że z jednego chłopca wyśmiewano się w szkole, że nie ma prawdziwego domu. Porozmawiałyśmy wtedy z nauczycielami i cała klasa przyszła do nas w odwiedziny. Dostali herbatę i ciasto, zobaczyli miejsca do nauki i do zabawy i przestali się wyśmiewać. Sami mówili, że to jest świetne miejsce – wspomina s. Małgorzata.
Mamy i taty nikt wprawdzie nie zastąpi, ale placówki tego typu są często jedyną szansą dla dzieci: szansą na normalny i bezpieczny rozwój. Miejsce już na pierwszy rzut oka robi dobre wrażenie: ustrojone świątecznymi girlandami i światełkami, z dziećmi uśmiechającymi się do sióstr i wychowawców. Wyniki zewnętrznych wizytacji również są bardzo dobre, s. Małgorzata opowiada, że z samego kuratorium dzwonili, żeby pogratulować. A przecież nikt dzieci do tych wizytacji specjalnie nie przygotowywał, mogły mówić i pisać wszystko, tym bardziej że ich odpowiedzi wędrowały prosto do komputerowej bazy danych. Żadne nie powiedziało na siostry i ośrodek złego słowa.
Ośrodek jest placówką niepubliczną, katolicką, realizującą program wychowawczy według myśli bł. Edmunda Bojanowskiego. Każde z dzieci otrzymuje w nim zakwaterowanie, wyżywienie oraz pomoc w nauce i rehabilitacji. Każde ma swoje miejsce do indywidualnej nauki i każde – oczywiście w miarę możliwości ośrodka – może realizować swoje pasje. –
Chomik i inne prezenty
Niedawno jedna z dziewczynek dostała chomika – opowiada s. Małgorzata. – Mieszka on teraz w klatce tuż przy łóżku. Fajny jest, można go pogłaskać czy przytulić. Dzieciak nie ma nikogo do kochania, nie ma mamy ani taty, to jak mu jeszcze takiego chomiczka odmówić?
Rodzina, jeśli tylko zechce, może dzieci odwiedzać w ośrodku. Ale dzieci mają również zaprzyjaźnione z nimi rodziny, które zabierają je czasem do siebie na spacery albo na święta. – To są często ludzie, którzy zaprzyjaźniając się z dzieckiem, zapominają o własnych kłopotach – śmieje się s. Małgorzata. – Dawniej rozmawiali o tym, co ich boli i co to może być za choroba, a teraz mówią o odrabianiu lekcji i nauce wierszy na pamięć. To robi dobrze i dzieciom, i im samym.
Część dzieci na Boże Narodzenie wyjeżdża, ale dużo zostaje. – To spora grupa, dwadzieścia pięć osób – mówi siostra Małgorzata. – Robimy wtedy normalną wigilię, przecież jesteśmy ich jedyną rodziną! Jest duży stół, opłatek, dwanaście potraw, śpiewanie kolęd i prezenty pod choinką. Dzięki pomocy sponsorów i zaprzyjaźnionych rodzin prezenty dla dzieci nie są jałmużną – dostają naprawdę to, co sobie wymarzą i o co proszą.
Własna droga
Przed próbą Opowieści wigilijnej przy siostrze siada Diana. Na scenie gra zjawę z przeszłości, małą siostrę Ebenezera Scrooge’a. „Gwiazdki Niepokalanej” współpracują z gnieźnieńskim Teatrem im. Aleksandra Fredry, dzięki czemu mali aktorzy występują również w dziecięcych rolach na deskach prawdziwego teatru. Gdy w Gnieźnie wystawiana jest Opowieść wigilijna, mała Diana swoją rolę ducha siostry gra w prawdziwym teatrze. Dziś jest po prostu szczęśliwą, uśmiechniętą dziewczynką, nieco stremowaną tym, że na próbie obecna jest pani redaktor z prawdziwej gazety. Ale kto wie, może kiedyś, dzięki teatrzykowi i siostrom mała Diana znajdzie swoją drogę i zostanie sławną aktorką?
RAMKA
Historia magicznej opowieści
Opowieść wigilijna, najbardziej bodaj znana na świecie historia związana z Bożym Narodzeniem, powstała z bardzo prozaicznego powodu. Karol Dickens napisał ją, gdy jego żona spodziewała się kolejnego dziecka, a on nie miał czym spłacić długów.
Był rok 1843. Królowa Wiktoria, z pochodzenia Niemka, przywiozła zwyczaj ubierania świątecznego drzewka. Pojawiały się pierwsze świąteczne kartki pocztowe. Ludzie żyli bardzo ubogo, z ciężkiej i słabo opłacanej pracy w nowoczesnych fabrykach.
Książka ukazała się w pierwszych dniach grudnia. Spodziewanych zysków wprawdzie Dickensowi nie przyniosła, ale stała się sławna, a poruszeni jej treścią pracodawcy sami proponowali swoim pracownikom wolne dni z okazji Bożego Narodzenia i przyznawali im podwyżki. To właśnie ten sukces zmotywował Dickensa do dalszego pisania, dzięki czemu świat poznał między innymi Olivera Twista, Magazyn osobliwości czy Davida Copperfielda.