W Muzeum Historii Żydów Polskich została otwarta największa w Polsce wystawa multimedialna. W atrakcyjny sposób pokazuje tysiąc lat historii Żydów na ziemiach polskich – to pierwsze takie muzeum na świecie, które skupia się na życiu żydowskiej społeczności, a nie tylko i wyłącznie na traumie Zagłady.
Dla ocalałych Żydów z Izraela czy Stanów Zjednoczonych Polska jest grobem, nie lubią tu przyjeżdżać, powroty do miejsc, z których pochodzi i gdzie zginęła cała ich rodzina są zbyt bolesne. Doświadczenie Zagłady i powojenne często trudne doświadczenia, sprawiają, że Polska to kraj bólu i śmierci. To Auschwitz. Żydzi z całego świata odwiedzają tu miejsca związane z Zagładą, dla młodych z Izraela Polska to obozy koncentracyjne i, ewentualnie, krakowski Kazimierz, który powoli zamienia się w turystyczne centrum gastronomiczne. Ale i dla przeciętnego Polaka wiedza o życiu żydowskim w Polsce nie wykracza poza te ramy. Wystawa stała w Muzeum Historii Żydów Polskich, która stanie się z pewnością punktem obowiązkowym dla przyjeżdżających do Polski żydowskich wycieczek, to postrzeganie zmieni. Pomoże też Polakom zrozumieć, jak bardzo społeczność żydowska ubogacała naszą kulturę, gospodarkę i politykę, jak mocno była wrośnięta w polskie społeczeństwo i jak trudno było sobie wyobrazić, że na wiele dziesiątek lat może zupełnie zniknąć. Po marcu ’68 życie żydowskie w Polsce zaczęło całkowicie zamierać. Poeta Jerzy Ficowski pisał o krajobrazie Polski bez Żydów: „tylko harmider takiej ciszy… zbity tłum nikogo”. Zwiedzałam wystawę jeszcze przed oficjalnym otwarciem, w dniu przeznaczonym tylko dla środowisk żydowskich. Zostali zaproszeni Żydzi z polskich gmin, przyjechali też Żydzi z całego świata. To był bardzo symboliczny dzień dla wielu gości – w miejscu dawnego getta, na jego ruinach, naprzeciwko pomnika upamiętniającego śmierć polskich Żydów, stoi teraz budynek, który mówi o ich życiu. I to nie tylko tym dawnym życiu, sprzed Zagłady, także o tym, które toczy się dzisiaj.
Muzeum życia
Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN jest inne od tych, które powstały dotąd na świecie – do niego chce się wracać. Najsłynniejsze muzea: Holocaust Memorial w Waszyngtonie, Yad Vashem Museum w Jerozolimie, Żydowskie Muzeum w Berlinie czy Muzeum Żydowskie i Centrum Tolerancji w Moskwie to miejsca, w których koszmar Zagłady oddany jest z tak wielką siłą, że chce się zakryć oczy. Działa tam wszystko: począwszy od architektury, najczęściej betonowej i zimnej, przez rozwiązania aranżacyjne po eksponaty. Treść musi być tak przerażająca, bo Zagłada była horrorem. Muzeum POLIN jest inne, nie skupia się na pogromach i Zagładzie, nie taka jest jego rola. Tysiącletnia historia współżycia społeczności żydowskiej na ziemiach polskich to czas obfitujący w różne wydarzenia i aspekty: od współpracy i sąsiedztwa, po konflikty i izolację. Ta wystawa musiała powstać właśnie w Polsce, właśnie w Warszawie. Polska przez wieki była domem dla największej diaspory żydowskiej na świecie, nie ma takiego drugiego miejsca, w którym przez tyle wieków rozwijałaby się i kwitła kultura i religia żydowska. To dziedzictwo nie tylko ważne dla Żydów, ale także dla Polaków. „Nie ma historii Żydów europejskich bez Polski. Tak samo, jak nie ma dziejów Polski bez społeczności Żydów” – powiedział prof. Adam Daniel Rotfeld. I ta ogromna wystawa wydobywa na światło dzienne te wszystkie zapomniane wieki, kiedy razem budowaliśmy gospodarkę i kulturę. Prof. Dariusz Stoła, dyrektor Muzeum Historii Żydów Polskich mówił: „Historia polskich Żydów jest nieodłączną częścią historii Polski. Dla historyków i osób zainteresowanych tematyką żydowską to oczywiste, lecz prawda o wielobarwnej historii naszego kraju, w tym zwłaszcza o jej żydowskich rozdziałach, pozostaje nadal dla wielu nieznana. Z kolei dla wielu osób za granicą historia polskich Żydów ogranicza się do Zagłady – tak jakby tysiąc lat żydowskiego życia w Polsce było tylko wstępem do tej bezprzykładnej zbrodni”.
„Po-lin, Po-lin!”
Minęło dwadzieścia lat od powstania idei do otwarcia tej ekspozycji. Pomysł utworzenia Muzeum POLIN narodził się w Stowarzyszeniu Żydowski Instytut Historyczny i uzyskał uznanie w Polsce i na świecie. Był rok 1993. Budynek muzeum stanął w sercu przedwojennej dzielnicy żydowskiej, które później przemieniło się w getto, ruiny i cmentarzysko, na którym wybudowano powojenną dzielnicę Muranów. Budowę ukończono w 2012 r., natomiast od roku muzeum organizuje wystawy czasowe i objazdowe, koncerty, debaty, pokazy filmowe, spektakle, warsztaty. Jednak od początku było jasne, że sercem Muzeum POLIN będzie wystawa stała. Przygotowywał ją przez kilka lat międzynarodowy zespół naukowców i kuratorów. To ważne, że wystawa nie ma jednego kuratora, który swoją wizją zdominowałby przekaz. Powstał owoc wielogodzinnych dyskusji, starć i kompromisów, do jakich dochodzili historycy z różnych krajów, którzy patrzą na Polskę i jej dzieje z różnych perspektyw. Niewiele jest tutaj tradycyjnych muzealnych eksponatów, bo to muzeum inne niż te, do których jesteśmy przyzwyczajeni. To muzeum narracyjne, których bohaterem nie są przedmioty, a opowieść. Podzielone na osiem galerii, z których każda odpowiada konkretnemu okresowi w historii. Naszymi przewodnikami po tych czasach są konkretne osoby: ci, którzy w tamtych czasach żyli. Nie historyk, który opowiada o minionych wiekach, patrząc na nie z perspektywy czasu. Wsłuchujemy się w głosy żydowskich kupców, uczonych, rabinów, artystów, polityków, kronikarzy. Oglądamy dokumenty władców, biskupów, działaczy politycznych. Ale najpierw witają nas szklane tafle – multimedialny las – to zaproszenie: legenda o przybyciu i osiedleniu się Żydów w kraju Mieszka. Uciekali przed prześladowaniami z terenów Europy Zachodniej. Ptaki w naszych lasach śpiewały „Po-lin, Po-lin!” – to słowo w języku hebrajskim znaczy „Tu spocznijcie”. Tak brzmi od tego czasu hebrajska nazwa Polski. Stąd wyruszamy w podróż po żydowskiej Polsce.
Żydowski raj czy cmentarz?
Kupcy żydowscy przybyli na ziemie polskie już w X w., pod koniec średniowiecza Żydzi zamieszkiwali w ponad 100 miastach, ale już w XVII w. gmin było 1200! Patrzę na ogromny okrągły stół – interaktywny plan Krakowa i Kazimierza, zapoznaję się z warsztatem drukarskim, mogę nawet wydrukować stronę z szesnastowiecznej książki – tylko w Polsce żydowscy drukarze mogli drukować Talmud. W tym czasie Polska była nazywana żydowskim rajem, nigdzie w Europie Żydzi nie mieli takiej autonomii, nie doświadczali prześladowań więc chętnie się tutaj osiedlali. W podziemiach muzeum zbudowano miasteczko, które pokazuje życie codzienne Żydów: karczmę, typowy żydowski dom, szkołę i przepiękną synagogę: wnętrze i dach. To rekonstrukcja synagogi z Gwoźdźca, który znajduje się na terenie dzisiejszej Ukrainy. Już nie istnieje, ale nad jej kopią pracowało kilkuset wolontariuszy z całego świata pod okiem międzynarodowego zespołu historyków, architektów i artystów. Jej piękno zapiera dech w piersiach. To najbardziej spektakularny moment podczas zwiedzania. Ale są też inne: odtworzony dziewiętnastowieczny dworzec czy sala w jesziwie. Albo ulica powstała w miejscu, w którym przed zrujnowaniem getta przebiegała autentycznie ulica Zamenhofa, zamieszkana głównie przez Żydów. Chodzimy po bruku, wchodzimy do bram, w których wita nas następna ekspozycja. Możemy wybrać: chcemy być działaczem politycznym czy może artystą, interesuje nas życie społeczne gmin żydowskich czy religijne, a może po prostu kino? Intensywność życia społeczności żydowskiej w przedwojennej Rzeczypospolitej może zaskoczyć. Tę wielobarwność przerywa wojna – galeria jej poświęcona sprawia, że atmosfera staje się gęsta i duszna, strop się obniża, kluczymy po labiryntach, czujemy się klaustrofobicznie. Znów możemy wybrać perspektywę: spojrzeć na getto z okien przejeżdżającego przez nie tramwaju czy z ukrycia? A po wojnie: emigrować czy zostać? Wystawa bardzo uczciwie pokazuje momenty trudne dla naszej wspólnej historii, nie ukrywa i nie przemilcza, ale też nie bagatelizuje. Zwiedzam wystawę w małej kilkunastoosobowej grupie dziennikarzy, ma nam to zająć dwie godziny. Przewodniczka oprowadza nas od galerii do galerii, mam wrażenie, że przebiegamy przez nie, gdy chcę się zatrzymać przy jakimś multimedialnym stanowisku, okazuje się, że tracę grupę z oczu. Trzy godziny mijają jak chwila. Wiem, że muszę tam wrócić i to nie jeden raz. Jest tyle do zobaczenia, do przeczytania, do dotknięcia, do przemyślenia.