Logo Przewdonik Katolicki

Trudności dnia codziennego

Natalia Budzyńska
Fot.

Dziesięć energetycznych utworów ubranych w rockowe brzmienia rodem z lat osiemdziesiątych. Teksty jak zawsze trafnie opisujące problemy, z którymi boryka się młode pokolenie. I pokazujące, gdzie szukać ratunku. ToPetarda nowa płyta Arki Noego.

Dziesięć energetycznych utworów ubranych w rockowe brzmienia rodem z lat osiemdziesiątych. Teksty jak zawsze trafnie opisujące problemy, z którymi boryka się młode pokolenie. I pokazujące, gdzie szukać ratunku. To Petarda – nowa płyta Arki Noego.

Dzieci zupełnie nie różnią się od dorosłych – zawsze przychodzi mi do głowa taka konkluzja, gdy słucham płyt Arki Noego. Problemy mamy takie same. Może gdyby te piosenki śpiewane były przez dorosłego wydawałyby się banalne i puściłabym je mimo uszu. Naturalne, nieszkolone, żywiołowe głosy dziecięce sprawiają, że przyjmuję prawdę. Tak, boję się śmierci, chcę być idealna, tęsknię za miłością, ciągle upadam, chcę, żeby wyszło na moje, walczę z bliskimi o swoje, przekraczam granice, potrzebuję pomocy. Piosenki Arki Noego mają jednak to do siebie, że nie oskarżają. Pokazują kierunek, ratownika, jedynego, który daje prawdziwe szczęście. 

 

Na żywioł

Arka Noego w 2000 r. to był powiew Ducha Świętego w polskim Kościele. Żaden dziecięcy zespół nie śpiewał tak prostych i prawdziwych tekstów przy akompaniamencie rockowo-folkowej muzyki. Młodzi rodzice z ulgą masowo kupowali płyty zespołu, oglądali z dziećmi kolejne odcinki Ziarna, programu, w którym emitowane były teledyski. Epoka wyszkolonych dziecięcych zespołów śpiewających wydumane i infantylne teksty religijne przy akompaniamencie syntezatorów skończyła się. Nareszcie dziecko mogło być sobą: rozwrzeszczane, zwariowane, nieugrzecznione. Koncerty Arki Noego to pokaz niesubordynacji w granicach normy: dzieci śpiewają, ale kiedy akurat nie mają mikrofonu to czasem trudno utrzymać je w dyscyplinie. Są normalne: czasem mają dosyć i schodzą ze sceny, przeważnie mówią to, co myślą i pokazują focha, kiedy nie mają humoru. Ta szczerość to wielki atut: wierzę im. Nikt ich nigdy nie szkolił, nie ustawiał głosu, śpiewają, jak potrafią – bez zbędnych wielogodzinnych prób. Koncerty to dla nich przygoda. Autokar, który czasami jedzie na koncert przez pół dnia to wielki plac zabaw, a czasem plac kłótni. Dla każdego dziecka ten „arkowy” czas to wielka szkoła poznawania siebie i akceptacji innych. Przez zespół przewinęło się już kilkadziesiąt osób, ci pierwsi mają już rodziny, dzieci, niektórzy także swoje zespoły. Przecież od pierwszej płyty Arki Noego A gu gu minęło 14 lat. Nie do wiary. Miałam to szczęście, że mogłam patrzeć z bliska, jak powstał ten niezwykły zespół, znałam wtedy wszystkie dzieci, które tam śpiewały. Dzisiaj widzę, jak występuje na scenie kolejne pokolenie. Pamiętają państwo dziewczynkę z warkoczykami, która śpiewała Przebaczone winy, darowane długi? Na koncercie w poznańskiej Arenie podczas promocyjnego koncertu najnowszej płyty na scenie świetnie się czuł jej dwuletni synek, prywatnie wnuczek Roberta Friedricha.

 

Na rockowo i na poważnie

 

 Petarda to dziesiąta płyta w dorobku Arki Noego. Od ostatniej autorskiej płyty zatytułowanej Gadu Gadu minęło sześć lat. Celowo nie liczę wydanej w 2011 r. płyty Pan Krakers – znalazły się na niej covery polskich zespołów z lat 90., takich jak Dezerter, Kult, Perfect, Izrael, Brygada Kryzys, Armia. Od początku miałam wrażenie, że ten pomysł miał zadowolić głównie samych muzyków, bo to piosenki z ich młodości, oraz rockową publiczność, bo punkowe teksty śpiewane przez dzieci mogły wydać im się urocze. Ponieważ wybór utworów był ciekawy i atrakcyjny, a piosenki energetyczne, dzieciaki bawiły się świetnie. Młodzież na Przystanku Woodstock, gdzie Arka została zaproszona na scenę główną, również. Pomysł był rzeczywiście przebiegły: covery punkrockowe przyciągnęły widownię, która chwilę potem wysłuchała koncertu ewangelizacyjnego. Ja jednak czekałam na Arkę, która przyniesie Dobrą Nowinę w charakterystycznej dla siebie stylistyce. Nie zawiodłam się. Tym razem jednak najpierw zwróciłam uwagę na muzykę. Przypomniały mi się czasy, gdy słuchałam w moim pierwszym magnetofonie kasetowym płyt zespołów Judas Priest czy Iron Maiden. Robert Friedrich i jego koledzy, muzycy z zespołu Luxtorpeda, chyba mieli podobnie, to ich muzyczna sentymentalna podróż w przeszłość. Mam wrażenie, że tworząc muzykę świetnie się bawili. A więc Dobra Nowina przekazana została tym razem w stylu angielskich zespołów heavymetalowych z lat 80. Proszę się nie bać – po latach ta stylistyka okazuje się bardzo przystępna i rozrywkowa. No i teksty – jak zwykle uniwersalne, błyskotliwe i trafiające w sedno. Bo najtrudniej jest problem nazwać, a młody człowiek ma ich wiele: wydaje mu się, że nie jest taki, jaki być powinien, szczególnie w czasach Top Model i superbohaterów, nie potrafi zapanować nad złymi emocjami, których potem żałuje, wszyscy dookoła i jego natura każą mu walczyć o swoje, bywa samotny i opuszczony. Na to wszystko jest lekarstwo: Petarda, która proponuje przypomnieć sobie, że Bóg to ktoś, kogo spotyka się właśnie w takiej codzienności. I to On nadaje tej – czasem trudnej – codzienności sens. 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki