Panie Prezesie, w jaki sposób zdefiniowałby Pan dobrze prowadzoną politykę historyczną?
– Powiedziałbym, że jest to rozumne wykorzystywanie przeszłości oraz całego doświadczenia historycznego dla potrzeb teraźniejszości i przyszłości. I oczywiście każda z tych sfer musi być zdefiniowana przez państwo, ale nie tylko przez nie, ponieważ politykę historyczną tworzą w jakimś stopniu także podmioty społeczne, samorządy, instytucje kultury itd. Jest to więc kwestia zdefiniowania, do jakich elementów przeszłości chcemy sięgać i dlaczego są one dla nas dziś i w przyszłości potrzebne. Tyle teoretyczna definicja.
To teraz przekujmy ją na praktykę. Zacznijmy od tego, że polityka historyczna, tak jak polityka energetyczna, musi chyba kosztować.
– I to także jest argument, dlaczego państwo powinno musi być wiodącym – choć na pewno nie jedynym – czynnikiem w kreowaniu i w realizacji polityki historycznej. Tak ważne projekty jak np. budowa nowych muzeów są po prostu bardzo kosztowne i często to państwo stanowi jedyny podmiot, który może je sfinansować. Podobnie, jeśli mówimy o realizowaniu pewnych założeń polityki historycznej poza granicami naszego kraju – tutaj również wiodącym podmiotem muszą być instytucje państwowe. Wiele można oczywiście zdziałać entuzjazmem, pracą społeczną, poświęceniem i zaangażowaniem, ale bez znaczących nakładów nie jest możliwe prowadzenie polityki historycznej z prawdziwego zdarzenia.
Pytam o to, choćby w kontekście braku jakichkolwiek zadośćuczynień dla naszych sybiraków. Bo to także jest polityka historyczna, prawda?
– Oczywiście. Zadośćuczynienia, rekompensaty, odszkodowania – to wszystko są elementy polityki historycznej, ale też – podkreślę to jeszcze raz – są one skierowane nie tylko do przeszłości. One bowiem świadczą o tym, czy rzeczywiście budujemy państwo prawa i jak ważną kategorią jest dla nas elementarna sprawiedliwość. Ten problem dotyczy zresztą bardzo wielu grup osób, które do dziś mają poczucie opuszczenia przez państwo, ot choćby bohaterów opozycji antykomunistycznej, z których wielu znajduje się w szczególnie trudnej sytuacji materialnej. Chodzi zatem przede wszystkim o naprawienie krzywd przeszłości, ale także ma znaczenie dla tego, jakie dzisiaj państwo budujemy i jakie ono będzie w przyszłości.
Mam wrażenie, że nasze państwo tę historyczną sferę działalności w ostatnich latach bardzo zaniedbało…
– Z jednej strony realizowane są nadal ważne projekty, takie jak Europejskie Centrum Solidarności czy Muzeum II Wojny Światowej, a z drugiej w zawieszeniu pozostają od lat inne bardzo istotne przedsięwzięcia, np. budowa Muzeum Historii Polski. Wydaje mi się, że podstawowym problemem jest tutaj brak jakiejś generalnej strategii państwa polskiego i to niezależnie od tego, kto aktualnie sprawuje władzę. Brakuje wyznaczenia celów w tym zakresie. I tak jak mamy pewne cele w polityce bezpieczeństwa, tak również powinniśmy mieć na poziomie państwowym i ponad podziałami politycznymi określone cele polityki historycznej.
Jaka jest w tym procesie rola IPN?
– Instytut Pamięci Narodowej stara się być aktywny na bardzo wielu polach. W wymiarze wewnętrznym nasza troska o przeszłość służy dzisiaj nie tylko samej wiedzy o przeszłości, ale również sprawiedliwości wobec ofiar – zarówno tej symbolicznej, jak i bardziej wymiernej, związanej ze ściganiem sprawców zbrodni przeszłości. To jest także element łączący się ze sferą edukacji obywatelskiej. Bo wiedza o przeszłości w naszym głębokim przekonaniu służy budowaniu lepszej przyszłości, oparciu jej na konkretnych wartościach.
Oprócz tego staramy się działać na tych polach, które wprost nie wynikają z naszej ustawy – tutaj przede wszystkim trzeba wymienić projekt poszukiwania miejsc pochowania ofiar terroru komunistycznego. To są oczywiście tylko przykładowe sfery, nasza aktywność jest dużo większa, także w wymiarze zewnętrznym.
Zewnętrznym?
– Mam tu na myśli ważną działalność poza granicami kraju, nakierowaną na informowanie społeczeństw innych państw o naszej historii i prostowanie nieprawdziwych informacji oraz krzywdzących stereotypów.
W 2008 roku śp. prezes Janusz Kurtyka mówił w wywiadzie dla „Przewodnika Katolickiego”: „IPN jest organizatorem wielkiego społecznego procesu, zmierzającego do przywrócenia pamięci historycznej totalnie zafałszowanej w okresie komunistycznym”.
– I to jest definicja prawdziwa pod każdym względem, tzn. my, realizując naszą misję, staramy się współpracować z różnymi podmiotami, zarówno z organizacjami społecznymi, jak i ze szkołami oraz z innymi instytucjami państwowymi. Z dzisiejszej perspektywy można by podać jeden bardzo konkretny przykład na to, że owo współdziałanie przyniosło rzeczywisty efekt i trwałą zmianę stanu świadomości społecznej. Myślę tu oczywiście o historii Żołnierzy Wyklętych.
Faktycznie, to niewątpliwy sukces.
– A przecież jeszcze 10 lat temu była ona znana jedynie nielicznym, dzisiaj zaś jest bardzo ważnym elementem zbiorowej świadomości i zbiorowego wyobrażenia o przeszłości. Ta zmiana jest już trwała. W toku jest natomiast proces przypominania zapomnianych, często bezimiennych do dziś, bohaterów Solidarności i opozycji antykomunistycznej.
Nie wszystko jednak udało się zmienić. Zna Pan sondaże opinii dotyczące stanu wojennego…
– Znam i to jest z pewnością porażka, także Instytutu Pamięci Narodowej. Bo mimo wielu wysiłków i odwoływania się do faktów, nadal wielu ludzi uważa, że stan wojenny był niezbędny i stanowił „mniejsze zło”. A to jest historyczny fałsz. Pocieszające jest jednak to, że jeśli popatrzymy na rozkład opinii w zależności od wieku, widać, iż młode pokolenie jest bardziej otwarte na prawdę o stanie wojennym i okolicznościach jego wprowadzenia. Zapewne więc w dłuższej perspektywie czasowej także i to postrzeganie się zmieni.
Podnoszą się również głosy, że za dużo już gloryfikowania u nas tej „samobójczej bohaterszczyzny”…
– Tutaj musimy rozróżnić dwie podstawowe sfery. Jedna z nich to sfera dyskusji o przeszłości, która jest rzeczą naturalną – i to jest też bardzo pożyteczne, bo jeśli myślimy o współczesnym państwie polskim, to patrząc na nasze dzieje, analizując je krytycznie, różniąc się w ocenie różnych wydarzeń, możemy tylko na tym bardzo wiele zyskać.
A druga sfera?
– Jest nią sfera pamięci i przypominania o często całkowicie zapomnianych bohaterach. Ona jest, moim zdaniem, równie, a być może nawet bardziej istotna, bo patrząc na życie tych bohaterów – często naprawdę bardzo heroicznych postaci – szukamy przede wszystkim tego, co ich motywowało do działania, czyli wskazujemy na wartości, które im towarzyszyły. Bo mimo że dziś żyjemy w innej rzeczywistości, są to wartości uniwersalne, których nieustannie potrzebujemy. Inne narody robią dokładnie to samo i to jest zupełnie naturalne – poszukiwanie w przeszłości ważnych punktów odniesienia.
Bo dzięki temu łatwiej „przezwyciężać traumy historyczne”? To Pańskie słowa.
– Tak, to jest niezbędne. Myślę, że czasami niedoceniamy i – tak bardzo zaaferowani codziennością – nie zauważamy jak mocno to półwiecze między 1939 a 1989 rokiem nas przeorało i jak wiele jest właśnie traum oraz spraw, które muszą stać się publiczne. Niekiedy ten proces mierzenia się z przeszłością bywa bolesny, bo dotyka się także ran, ale moim zdaniem jest to niezbędne: te rany trzeba oczyścić, żeby się zabliźniły, nawet jeśli to boli.
Mam wrażenie, że swoistym symbolem sporów wokół polskiej polityki historycznej stała się słynna „Łączka”.
– Nie zgodzę się z taką opinią. Wydaje mi się, że wokół tych prac związanych z poszukiwaniami miejsc pogrzebania ofiar terroru komunistycznego panuje w większości konsensus społeczny. One nie są publicznie krytykowane. Oczywiście istnieją problemy natury prawnej związane z tym, że takiego stanu, który jest w tej chwili na Łączce czy na Służewie, czyli umieszczenia nowych nagrobków na terenie dawnych pochówków więziennych, nikt w polskim prawie nie przewidział. Ale ja mam nadzieję, że zapowiadana nowelizacja przepisów niedługo wpłynie do parlamentu i że także ten problem zostanie rozwiązany.
W jednym z niedawnych wywiadów mówił Pan jednak, że w Polsce jest wiele osób, którym nie odpowiada projekt poszukiwania szczątków ofiar komunizmu.
– Owszem, natomiast one nie zabierają głosu publicznie. Ja nie znam żadnego poważnego wystąpienia przeciwko tym pracom ekshumacyjnym, podobnie jak nie słyszałem, aby jakakolwiek grupa polityczna czy społeczna zdecydowała się zaprotestować przeciwko owemu projektowi. A to także pokazuje, jak wielka jest siła tego bezprecedensowego przedsięwzięcia.