Koniec każdego roku kalendarzowego, styczeń i początek lutego, to czas odwiedzin duszpasterskich, nazywanych kolędą. W jaki sposób powinniśmy się do tej wizyty przygotować?
– Kolęda już od dawna wpisała się w życie Kościoła w Polsce. Myślę, że odwiedziny duszpasterskie, aby były owocne, potrzebują przygotowań nie tylko ze strony ludzi świeckich, ale także ze strony nas, kapłanów. Jeśli chodzi o kwestię przygotowania do tych odwiedzin ze strony ludzi świeckich, to bardzo ważne jest zrozumienie istoty wizyty kolędowej. To dostrzeżenie wartości wspólnej modlitwy i wypraszania Bożego błogosławieństwa dla mieszkańców każdego konkretnego domu. Kolęda jest jednak także okazją do porozmawiania na temat życia religijnego rodziny, postawienia pytań, które w czasie przeżywania codzienności mogły się pojawić. Myślę, że te pytania mogłyby objąć również szerszy zakres życia Kościoła – począwszy od parafii, a skończywszy na życiu Kościoła powszechnego. Oczywiście, trzeba jasno powiedzieć, że nie na wszystkie pytania można podczas tej wizyty odpowiedzieć. Czasami potrzeba zwyczajnie więcej czasu. Niemniej, w czasie kolędy można ukazać istotę sprawy, która – być może przez osobę pytającą – nie była zauważana.
Tyle ludzie świeccy. A kapłani?
– Myślę, że nasze duszpasterskie przygotowanie powinno mieć najpierw wymiar duchowy, a więc modlitewną prośbę do Pana Boga o światło i moc Ducha Świętego, by te odwiedziny były przeżyte przez obydwie strony nie tylko radośnie, ale przede wszystkim z pożytkiem duchowym.
Spoglądając dalej, w czasie wizyty kapłana święcone są nasze mieszkania. Jakie znaczenie ma ten gest i co on powinien oznaczać dla domowników?
– Kolęda przede wszystkim jest związana z modlitwą uwielbienia Pana Boga, ale i prośby. Wiemy, że wszystko – to, kim jesteśmy i co posiadamy – w pierwszym rzędzie otrzymujemy właśnie od Boga. Prośba o Jego błogosławieństwo jest tęsknotą ludzkiego serca, by Pan, który dał nam to dobro w postaci rodziny i domu, zechciał umocnić swoją łaską błogosławieństwa oraz zachował od wszelkich szkód i niebezpieczeństw. Tak więc to żywy, obecny Pan, kroczący z nami przez życie, ma nas chronić jak Ojciec swoje dzieci. I to jest znamienna różnica błogosławieństwa kolędowego osób i domów, od guseł i zabobonów, jakie dziś wielu uprawia za pomocą grzechu bałwochwalstwa. Mam na myśli kamienie energetyczne, dzwonki mające odstraszać złe duchy czy odpromienniki, które mają zmieniać aurę i atmosferę w domu.
Kiedy mamy już określony cel po obu stronach – a sprawą nadrzędną jest błogosławieństwo osób, rodzin – co zrobić, aby właśnie tak tę wizytę kolędową rozumieć, aby otwierały się drzwi nowych domów?
– Myślę, że wciąż trzeba przypominać o pewnej bardzo istotnej prawdzie. Bóg nie jest tylko w niebie, a więc gdzieś ponad nami. To przecież „Bóg z nami”, który jest, był i nieustannie przychodzi do każdego z nas. Niestety modna dziś opcja „jestem wierzący, ale niepraktykujący”, często prowadzi do sytuacji, że ludzie nie odczuwają obecności i bliskości Boga, a co za tym idzie postrzegają kolędę jedynie w wymiarze wizyty – „ksiądz przyszedł, pomodlił się, pokropił wodą święconą, porozmawiał przez chwilę, wziął kopertę i wyszedł”. Ale nawet jeśli właśnie takie myślenie dominuje, nie można zapominać, że kolęda jest czasami jedyną okazją do spotkania tych właśnie ludzi, którzy z różnych przyczyn nie praktykują spotkania z Chrystusem w Eucharystii. Jest szansą dania świadectwa, że ja jako człowiek, grzesznik, kochany i obdarowany przez Boga miłością i przebaczeniem, spotkałem Go na swojej drodze życia nie tylko jako osobę historyczną, ale jako osobę żywą, która do nas przychodzi i idzie z nami przez życie. Bez pomocy Ducha Świętego nie wierzę, że drzwi pozamykane będą się otwierać. Mam przekonanie, że im bardziej ta liczba pozamykanych domów wzrasta – pozamykanych z woli „ja nie chcę przyjąć kapłana” – tym bardziej trzeba prosić Ducha Świętego o ożywienie serc tych ludzi. Zawsze staje mi przed oczyma postać bł. Jana Pawła II, który w Warszawie, w pełnej emocji i wiary modlitwie prosił Boga „Niech zstąpi Duch Twój….” i wiemy, co później się działo w naszym kraju.
Zatem kolęda to dzisiaj wyzwanie czy zadanie?
– Myślę, że trochę jedno i drugie. Jak bowiem ukazać katolikom żyjącym w wolnych związkach, że takie życie przynosi poważne szkody w życiu duchowym, w relacji do Boga i do siebie nawzajem. Jak przypominać rodzicom, że po Bogu są w życiu dziecka najważniejsi, że przy całym szacunku do ich ciężkiej pracy, zabiegania, to oni powinni dać dobre świadectwo życia i miłości do Boga i ludzi. My na katechezie czy na kazaniach dla dzieci nie zastąpimy świadectwa życia duchowego rodziców.
Może utkwiły Księdzu w pamięci jakieś szczególne sytuacje w czasie kolędowania?
– Trochę ich zapamiętałem, w większości są bardzo miłe i serdeczne, czasem jednak trudne... Pamiętam pewną historię. Na jednej z parafii w mieszkaniu w bloku na parterze spotykam zapłakaną panią, która po cichu, przepraszając, prosi, aby nie śpiewać kolędy, gdyż od kilku dni jej mąż jest w stanie agonalnym i sytuacja ta jest dla niej bardzo męcząca i rzecz jasna trudna. Przestałem zatem śpiewać i poprosiłem panią, abyśmy razem we wspólnej błagalnej modlitwie westchnęli do Matki Bożej z prośbą, żeby wypełniła się w tym wszystkim wola Boża. Pobłogosławiłem mieszkańców, mieszkanie i wyszedłem za drzwi. Proszę sobie wyobrazić, nie zdążyłem dojść do drzwi już otwartych przez sąsiadów mieszkających naprzeciw, kiedy zza drzwi niedawno zamkniętych słyszymy przeraźliwy krzyk. Wróciłem szybko do tego mieszkania, a ta pani, krzycząc, mówi, że właśnie mąż odszedł. Tak więc na kolędzie, jak w życiu, mieszają się radości i smutki nas wszystkich, pielgrzymujących razem przez ziemię, do domu naszego Ojca.
Wyszliśmy od zagadnienia wizyty duszpasterskiej, a więc okazji do spotkania z kapłanem oraz otrzymania łask płynących z Bożego błogosławieństwa. W diecezji na co dzień pełni Ksiądz posługę egzorcysty, dlatego chciałbym zapytać, jak patrzy Ksiądz na codzienność z perspektywy tej przecież niełatwej posługi?
– Widzę wielką szansę dla każdego z nas. Przez proste modlitwy, prace i dobroć serca powołani jesteśmy do tego, aby okazać miłość Bogu, który dał nam się poznać przez wiarę, a teraz pragnie nas i naszej prostej dziecięcej miłości. Nie możemy dać Bogu, czego by nie miał, to On daje nam wszystko, co nam potrzeba. My jedynie mamy odpowiedzieć miłością na Miłość. Myślę, że tego w codzienności mamy się tutaj uczyć i praktykować.
Czym dla Księdza jest zło? Na co powinniśmy być wyczuleni?
– To pytanie nie na tak krótką rozmowę. Zawęźmy je zatem do dwóch prawd. Po pierwsze, ojcem wszelkiego zła jest diabeł. Duch prosty, stworzenie Boże, który kiedyś był stworzeniem pięknym i dobrym. Jednakże sam, dokonując złego wyboru w swojej wolności, którą otrzymał od Boga, stał się złym i od tego zła nie chce się odwrócić, nie chce się go wyrzec. Co gorsza, stając się złym, sam namawia do grzechu stworzenia, które nie są duchami prostymi, ale podobnie jak on wyszły z Bożych rąk i mają nadal wolną wolę – ludzi. I tu dotykamy drugiej prawdy. Pokusa, która – nieodparta – prowadzi do grzechu, jest propozycją złych duchów pod adresem naszej wolnej woli i decyzji człowieka, którą podejmie. Pan Bóg daje nam rozum oświecony i umocniony Jego łaską, abyśmy – mając rozeznanie – dokonali dobrych wyborów. Aby tak było, wybory te muszą za fundament posiadać prawdę i miłość, które będą wspomagały naszą wolną wolę atakowaną przez pokusy, aby mimo trudności z miłości do Boga wybierać dobro, a unikać zła.
Gdzie najczęściej wchodzimy na złą drogę, balansując na granicy dobra i zła?
– Wejście na drogę zła zazwyczaj dokonuje się we wnętrzu człowieka, kiedy ten nie jest dość roztropny, silny i zaczyna przyglądać się pokusie, zamiast od razu ją odrzucać. Często złe duchy wykorzystują przeciwko człowiekowi jego tęsknoty, nieuporządkowane pragnienia, zranienia zadane przez innych bądź samemu sobie, ludzką głupotę, która wcale nie jest brakiem wiedzy tylko często brakiem roztropności, rozsądku i trzeźwego myślenia.
Wyczytałem, że posługa egzorcysty jest powierzana przez biskupa kapłanom odznaczającym się „pobożnością, wiedzą, roztropnością i nieskazitelnością życia oraz przygotowanym do tego zadania”. Są to trudne wymagania?
– Człowiek powinien od siebie wymagać. Tak naprawdę miłość jest bardzo wymagająca, dlatego jest trudna, ale zarazem piękna, gdyż jest siłą, która nas wznosi na szczyt człowieczeństwa. Doskonałą miłość i szczyt człowieczeństwa pokazuje nam Chrystus z krzyża. Myślę, że właśnie dlatego zostały postawione takie wymagania przed kandydatami do tej posługi. One również zostały złożone wobec każdego kapłana, niezależnie od tego, czy jest mianowanym egzorcystą, czy nie. Jest to posługa trudna, dlatego często sam jestem penitentem do spowiedzi, widząc swoją małość i grzeszność.
Na czym polega codzienna posługa egzorcysty oraz w jaki sposób ją rozumieć, aby nie doszukiwać się w niej taniej sensacji?
– Zauważam trochę niepokojący fakt, że ta posługa urasta do najważniejszej w Kościele – a tak nie jest. Najważniejsze w Kościele jest głoszenie Ewangelii, gdyż wiara rodzi się ze słuchania, a tym, co się słyszy, jest słowo Boże. Również udzielanie sakramentów świętych, w których przychodzi sam Chrystus. Przez nie udziela wiele, które przyjmującym są potrzebne.???autor wyj. Więc posługa egzorcysty nie jest na pierwszym miejscu, jest jednak pomocą w tym, aby pęta przekleństw, magii, czarów, zaklęć, zostały pozrywane. By te osoby w ten sposób doświadczone z radością, w pokoju, dalej uczestniczyły w życiu sakramentalnym Kościoła. Sakramenty zatem są sercem Kościoła i krwiobiegiem. Posługa egzorcysty jest wyrzuceniem za pomocą Bożej łaski tych pęt i sił diabelskich, które nie wiążą duszy, a ludzkie ciało i materię, jakimi ten człowiek się posługuje. Mam na myśli chociażby dom czy mieszkanie.
Kiedy powinniśmy szukać pomocy u kapłana egzorcysty?
– Ratunku trzeba najpierw szukać w konfesjonale przez spowiedź – najlepiej generalną. Jeśli po spowiedzi i Komunii św. nadal nie ma spokoju i różne okoliczności, zdarzenia przekonują osobę do tego, aby podejrzewać, że coś może być na rzeczy, to wtedy należy szukać konsultacji i rozmowy z egzorcystą. Nigdy nie egzorcyzmuję bez spotkania i rozmowy – rozeznania, co może być przyczyną takiego stanu rzeczy.
Czy może Ksiądz powiedzieć coś o skali tego zjawiska? Czy problem narasta? Jak często Ksiądz egzorcyzmuje?
– Problem niestety narasta. Tam, gdzie zamiera wiara, rodzi sie zabobon. Z jednej strony widać to u ludzi, którzy są często znudzeni darem sakramentów i bycia w Kościele. Zaczynają eksperymentować z czymś nowym, co ma posmak tajemniczości i szczypty niezdrowej ciekawości w sferze, która dotyka spraw duchowych. Problem zatem nie leży w liczbie egzorcystów, lecz w przeżyciu wraz z Kościołem nowej ewangelizacji tych osób, aby na nowo odkryły świeżość i piękno Chrystusowej Ewangelii. Egzorcyzmuję przynajmniej raz w tygodniu, a zdarza się częściej, po kilka przypadków jednego dnia.
Jak bronić się przed wpływem szatana? Czego unikać?
– Jedyną obroną przeciwko atakom złych duchów jest łaska Boża, o którą z wiarą warto nieustannie prosić Boga. Druga sprawa to roztropność i ostrożność w podejmowaniu decyzji o praktykowaniu nowości w sferze duchowej w postaci wywoływania duchów, tarota czy innych bałwochwalczych czynów, które są obrzydliwością w oczach Pana, jak jest napisane w Księdze Powtórzonego Prawa.