W publicznej debacie o służbie zdrowia dominują dziś pieniądze, kontrakty, recepty, a o sprawie relacji lekarz – pacjent mówi się coraz mniej albo wcale. Nikt z nas nie ma chyba wątpliwości, że coraz bardziej takiej rozmowy potrzebujemy. I my pacjenci, i nasi lekarze.
W filmie Pora umierać z 2007 r. jest scena, w której lekarka w przychodni zwraca się do bohaterki granej przez Danutę Szaflarską w sposób bezosobowy i mało przyjazny: „Niech się rozbierze i położy”. W odpowiedzi słyszy z ust starszej pani: „Niech się pocałuje w d… ”. Ten filmowy fragment to jednak nic w porównaniu z rzeczywistymi sytuacjami, jakie mają miejsce w gabinetach lekarskich. „Lekarka złapała mnie za kaptur od kurtki, rzuciła o ścianę, potem pchnęła na podłogę” – cytował niedawno wypowiedź pewnej pacjentki jeden z dzienników. „Nazwała mnie k...” – tłumaczyła lekarka. Psycholodzy są zgodni, że z powodu trudnej sytuacji ekonomicznej kraju poziom frustracji w społeczeństwie rośnie, co na pewno powoduje także napięcia na linii lekarz – pacjent. Kontaktów z chorymi na pewno nie ułatwiają lekarzom ich warunki pracy, narzucona „papierologia”, wyśrubowane limity przyjęć pacjentów, brak czasu i przygotowania psychologicznego, stres czy wypalenie zawodowe. Porozumienia nie ułatwiają też sami chorzy, którzy coraz częściej się zdesperowani i rozgoryczeni kolejkami do specjalistów czy przesuwaniem zabiegów z powodu wyczerpania limitów. Lekarze, zwłaszcza ze szpitalnych oddziałów ratunkowych, skarżą się na coraz bardziej agresywnych pacjentów, nierzadko musi interweniować policja.
Nie tylko słowa
Niestety, kontakt lekarza z pacjentem coraz częściej nabiera cech relacji handlowej. W naszym kraju miejsce służby zdrowia przejął bowiem rynek usług medycznych. Lekarz musi się dziś bardziej zastanawiać, na jakie badania i leczenie może sobie pozwolić jego szpital, niż nad tym, jaka terapia byłaby u danego chorego najskuteczniejsza. Prof. Wiesław Jędrzejczak, konsultant krajowy w dziedzinie hematologii, na łamach „Gazety Prawnej” opowiadał w zeszłym roku, jak zdarzyło mu się uciekać na parking przed agresywną rodziną chorego, któremu musiał odmówić konkretnego leczenia, gdyż szpital nie otrzymałby za niego zwrotu pieniędzy z NFZ. Problem jest już tak poważny, że niektóre okręgowe izby lekarskie organizują szkolenia, podczas których personel medyczny dowiaduje się m.in. jak asertywnie rozmawiać z pacjentami, nie wzbudzając przy tym agresji. Niestety, choć na studiach przyszłych lekarzy uczy się, jak przeprowadzać wywiad lekarski, to jednak mało mówi się o tym, jak nawiązywać kontakt z chorym, jak przekazywać złe wiadomości czy motywować do leczenia. A przecież na komunikację z pacjentem nie składają się tylko słowa, ale przede wszystkim mowa ciała, gest, postawa, uśmiech lub jego brak. Na niektórych uniwersytetach medycznych w naszym kraju studenci przez 6 lat studiów mają zaledwie kilkanaście godzin psychologii. To zdecydowanie za mało.
Bez szczerego kontaktu
Problemy w komunikacji z pacjentami to nie tylko polska specjalność. Amerykańscy specjaliści z Dartmouth College wykazali, że tamtejsi lekarze przykładają zbyt małą wagę do rozpoznania preferencji pacjenta co do wyboru leczenia. Na przykład mylnie zakładają, że dla większości pacjentek z rakiem piersi priorytetem jest zachowanie piersi, podczas gdy badania wykazały, że zależy na tym jedynie 7 proc. chorych kobiet. Lepsza komunikacja mogłaby zapobiec takim nieporozumieniom. Badacze znaleźli dowody na to, że opracowanie sposobu leczenia zgodnie z preferencjami pacjenta jest równie ważne, co postawienie diagnozy.
W ubiegłym roku ukazały się wyniki badań przeprowadzonych w 12 krajach przez brytyjską sieć prywatnych lecznic „The Bupa Health”. Wynika z nich, że połowa ankietowanych pacjentów odczuwa stres przed rozmową z lekarzem. Niekomfortowo czują się, na przyklad zadając pytania. Większość ankietowanych Brytyjczyków nie darzy też lekarzy zaufaniem, dlatego woli szukać porad w internecie. Jest tak źle, że tamtejsze stowarzyszenie pacjentów wydało specjalną ulotkę edukującą, jak rozmawiać z lekarzem i żądać więcej informacji na temat swoich praw i stanu zdrowia.
Spojrzeć w oczy, wziąć za rękę
Niestety, także w naszym kraju wielu lekarzy, nawet jeśli ma czas, nie podejmuje prób wytłumaczenia pacjentowi przebiegu i zasadności proponowanej terapii, rokowania czy możliwych efektów ubocznych leczenia. To może niewiarygodne, ale są lekarze, którym z trudem przychodzi nawet spojrzenie pacjentowi w oczy. Podczas wizyty lekarskiej unikają wzroku chorego. Im trudniejsza sytuacja terapeutyczna, tym więcej lęków i niepewności ze strony lekarza. Chce on zachować dystans, bo wtedy czuje się bezpieczniej. Na oddziałach szpitalnych wciąż można usłyszeć, jak personel medyczny zwraca się do ludzi starszych, zwłaszcza słabiej słyszących, per babcia czy dziadek. Wielu lekarzy nie rozumie, że niegrzeczne jest nie tylko bezosobowe „niech wejdzie”, ale nawet zwracanie się do pacjenta po nazwisku w bezpośredniej rozmowie np. „niech pani usiądzie pani Kowalska”. Zdaniem dr. Wiesława Skrzyńskiego, specjalisty psychologii klinicznej z Kliniki Chorób Wewnętrznych i Hematologii Wojskowego Instytutu Medycznego w Warszawie, choroba, a zwłaszcza pobyt w szpitalu, to dla wielu pacjentów ogromny stres i aby oswoić pacjenta z tą niezwyczajną dla niego sytuacją potrzebny jest szczery i bliski kontakt. Tu pojawia się jednak problem i nie do tyczy on tylko braku czasu na serdeczną rozmowę. Dziś już chyba każdy lekarz zgadza się z twierdzeniem, że chory to podmiot, osoba psycho-fizyczno-społeczno-duchowa, którą należy traktować całościowo. W praktyce jednak nadal można spotkać lekarzy, którzy wolą podchodzić do leczenia w sposób tradycyjny, czyli autorytarny. To lekarz decyduje, co pacjent ma wiedzieć o swojej chorobie i diagnozie, a im mniej wie, tym mniej ma wątpliwości co do leczenia, nie zadaje pytań i nie szuka odpowiedzi, na przykład u tzw. autorytetów, co jest na rękę niektórym lekarzom. W ich opinii dobry pacjent to ktoś, kto bez szemrania poddaje się leczeniu, za dużo nie myśli, nie pyta, nie jest dociekliwy, o nic nie prosi. Zwolennicy tego modelu nawet dysponując czasem, nie traktują chorego po partnersku, nie okazują empatii, nie potrafią zaangażować pacjenta w proces leczenia.
W Katowicach rozpoczęto właśnie badania, które mają za zadanie „wyłapanie” tych wszystkich błędów i trudności w komunikacji. Zarówno lekarze, jak i pacjenci będą wypełniać ankiety, badacze będą się też przysłuchiwać, jak lekarze rozmawiają między sobą o pacjentach np. w czasie odpraw lekarskich, jak komunikują się z pacjentami przy szpitalnym łóżku czy w przychodniach. Projekt realizują wspólnie Uniwersytet Śląski w Katowicach oraz Samodzielny Publiczny Szpital Kliniczny nr 5 Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach. Efektem badań ma być publikacja poświęcona sposobom komunikowania się lekarza z pacjentem. Może dzięki nim niewiele się jeszcze zmieni, ale na pewno jest to krok w dobrym kierunku.