„Pójdźmy wszyscy do stajenki!”, zachęca nas skoczna kolęda. A więc pójdźmy, powitajmy Maleńkiego, a przy okazji zobaczmy największy w Europie żłóbek zbudowany w kościele.
Bożonarodzeniowy żłóbek w poznańskim kościele ojców franciszkanów naprawdę robi wrażenie, urzekając jednocześnie swoim pięknem, na które składa się ogrom różnorodnych elementów tworzących jednak kompozycyjną całość. Wypełnia on całkowicie bardzo okazałe prezbiterium barokowej, XVIII-wiecznej świątyni pw. św. Franciszka Serafickiego przy pl. Bernardyńskim w Poznaniu. Jego kubatura wynosi prawie 5 tys. metrów sześciennych, a wszystko wsparte jest na ważącym ok. 4 tony rusztowaniu. Niebo nad tym poznańskim Betlejem, które „zaludnia” blisko 400 rozmaitych figur, rozpościera się na wysokość kilkunastu metrów. W Polsce porównywalnych rozmiarów, choć mniejszy, żłóbek znajduje się w przyklasztornym kościele franciszkanów w Katowicach Panewnikach. W innych krajach Europy nie ma natomiast tradycji budowania w świątyniach tak dużych konstrukcji. Nie o bicie rekordów tu jednak chodzi.
Na wzór św. Franciszka
W pielęgnowaniu tradycji stawiania w kościołach w okresie Bożego Narodzenia żłóbków franciszkanie odgrywają szczególną rolę. Zapoczątkował ją bowiem ich założyciel. To właśnie św. Franciszek w 1223 r. w grocie położonej niedaleko miejscowości Greccio we Włoszech odtworzył stajenkę betlejemską. Była to pierwsza żywa szopka na świecie, z wołem, osłem i figurą Dzieciątka Jezus. I co jest najważniejsze, to właśnie w tej scenerii świętował ze swoimi współbraćmi i okolicznymi mieszkańcami Boże Narodzenie. Tam też celebrowano Mszę św., dziś nazywaną w Polsce Pasterką, podczas której św. Franciszek, jako diakon, wygłosił kazanie. W ten sposób pragnął przybliżyć ludziom tajemnicę wcielenia Syna Bożego, która jest istotą tych świąt i realia, w jakich się ono dokonało. Nie były to więc zwykłe jasełka czy znane już wcześniej misteria bożonarodzeniowe, ale okazja do adorowania Jezusa obecnego w Eucharystii i jednocześnie wspominania Jego narodzenia.
– Wzorem dla nas i podstawowym celem, wokół którego tworzymy całą scenografię żłóbka, jest właśnie koncepcja św. Franciszka. Tak jak on, chcemy w ten sposób przybliżać ludziom Ewangelię i pomagać im wejść głębiej w tajemnicę wcielenia – tłumaczy o. Dobiesław Nieradzik, gwardian poznańskiego klasztoru franciszkanów, a jednocześnie główny inicjator i twórca żłóbka w jego obecnym kształcie. Zwraca przy tym uwagę, że grota betlejemska w Greccio powstała na trzy lata przed śmiercią św. Franciszka. – To jakby podkreślenie w materialny sposób tego, czym wcześniej żył: tajemnicy wcielenia Syna Bożego oraz, poprzez stygmaty, które otrzymał, tajemnicy odkupienia. W ten sposób wskazał nam najważniejsze sprawy w historii naszego zbawienia – zaznacza franciszkanin.
Najważniejsze osiągnięcie
O. Dobiesław wyjaśnia jednocześnie, że zewnętrzna atrakcyjność poznańskiego żłóbka i rozmach, z jakim jest robiony, owszem, ma przyciągać i zaciekawiać, ale może również stanowić wstęp do ważnej katechezy i pogłębionej refleksji. – Najpiękniejsze jest to, że kiedy minie już swoisty „boom na żłóbek” w okolicach Bożego Narodzenia, cały czas przychodzą do naszego kościoła ludzie na modlitwę. Klękają lub siadają w ławkach na dłuższą lub krótszą chwilę i adorują Jezusa. A sprzyja temu usytuowanie groty nad ołtarzem i tabernakulum. Średnio w ciągu dnia w kościele zawsze jest ok. 10 osób i to nasze najważniejsze osiągnięcie – stwierdza gwardian. Do franciszkanów przy pl. Bernardyńskim przychodzą też całe grupy przedszkolne i szkolne. Nierzadko można tu zobaczyć również rodziców czy dziadków cierpliwie odpowiadających na pytania swoich dzieci lub wnuków i objaśniających im poszczególne elementy żłóbka. Co po chwilę słychać też wówczas szepty podekscytowanych maluchów odkrywających właśnie nowe elementy scenografii.
Tę fascynację rozumie i w pewien sposób podziela również o. Dobiesław, dla którego, jak przyznaje, tworzenie żłóbka jest po prostu pasją. – W naszym poznańskim klasztorze mieszkam od 1997 r. Sześć lat wcześniej uczestniczyłem już jednak w budowaniu tu żłóbka, stąd też miałem pewne pomysły na jego rozwinięcie, zagospodarowanie wolnej przestrzeni prezbiterium wokół groty – wspomina. Tak przez kolejne lata pod jego okiem rozwijała się cała koncepcja franciszkańskiego żłóbka i rozrastały rusztowania podtrzymujące całą konstrukcję.
Co roku nieco inaczej
Jednak historia żłóbka „u bernardynów”, jak zwyczajowo nazywa się w Poznaniu ten kościół, jest o wiele dłuższa. Pierwsza duża szopka, zajmująca mniej więcej połowę prezbiterium, została tu wzniesiona w 1953 r. Według kroniki klasztornej bowiem właśnie na ten rok przygotowano figury wielkości człowieka. Wówczas też stworzono pewien schemat, powielany w zasadniczej części w kolejnych latach. Jedynie na początku lat 80., przez trzy lata ograniczono się do znacznie skromniejszej szopki. W tym czasie trwał remont prezbiterium, którego sklepienie, prowizorycznie tylko odbudowane po wojnie, wymagało gruntownego odnowienia. Jednym z kluczowych momentów w historii żłóbka była zmiana rusztowania drewnianego, które po półwieczu zaczynało się po prostu rozsypywać, na metalowe. Przy tej okazji zostało ono również znacznie rozbudowane i podwyższone. Jednak same figury były mniejsze. Stare, jak przyznaje o. Dobiesław, nadawały się już do renowacji, a w sprzedaży dostępne były tylko 130-centymetrowe. Obecnie wykorzystywane są już odnowione, zabytkowe figury i św. Józef znów jest rosłym, mającym 180 cm wzrostu mężczyzną. Franciszkanie starają się też co roku dokładać do żłóbka nowe elementy, odkładając z kolei inne czasowo do magazynu. Tak więc za każdym razem wygląda on nieco inaczej. – Teraz troszkę podnieśliśmy cały tył żłóbka, żeby lepiej wyeksponować przestrzeń za samą grotą betlejemską. Przygotowaliśmy też nową konstrukcję podtrzymującą niebo. Stopniowo wprowadzamy także nowe technologie: sterowniki uruchamiające poszczególne urządzenia, wydajniejsze i oszczędniejsze reflektory ledowe, inwestując przy tym w elementy ruchome, których jest już ponad dwadzieścia – wymienia gwardian.
Po dwie godziny dziennie
Tegoroczny żłóbek, jak zdradzają jego twórcy, będzie miał akcenty polskie, mające uświadomić nam, że Chrystus rodzi się wszędzie i w każdym czasie. Niezmienna pozostanie jednak główna sceneria miasteczka w Judei, w Ziemi Świętej. Nie zabraknie również procesji przedstawicieli różnych narodowości z całego świata, ukazującej ewangeliczną prawdę, że wszystkie narody ziemi przychodzą do Chrystusa. Choć i tu o. Dobiesław nie wyklucza wprowadzenia pewnych modyfikacji. – Podstawowa koncepcja każdego kolejnego żłóbka rodzi się już przed rozebraniem poprzedniego, trzeba bowiem wtedy pewne rzeczy zwymiarować i wkomponować w szkielet rusztowania. Jednak niektóre jego elementy powstają „na gorąco”, kiedy pojawiają się nowe pomysły lub trzeba wcześniejsze plany zweryfikować na etapie ich realizacji – wyjaśnia franciszkanin, dodając, że cała ta wielka budowa mogłaby być ukończona w 2–3 tygodnie. Jednak w rzeczywistości prace trwają zdecydowanie dłużej ze względu na to, że w kościele trwa całodzienna adoracja Najświętszego Sakramentu, dyżury w konfesjonale i nabożeństwa. – Pracujemy tylko dwie godziny dziennie, od 19.00 do 21.00, ale w tym czasie wspiera nas też spora grupa poznaniaków. W sumie w ciągu całej budowy przewija się przez nią ok. 80 osób pomagających dłużej lub krócej, zależnie od swoich możliwości. Efekt końcowy, który możemy podziwiać w Boże Narodzenie, jest więc naszym wspólnym dziełem – zaznacza o. Dobiesław Nieradzik.