Logo Przewdonik Katolicki

Styczniowi powstańcy

Monika Białkowska
Fot.

Pierwotnie ta niewielka, mosiężna trąbka miała służyć leśnikom, żeby nie pogubili się i mogli porozumiewać ze sobą na odległość. Ale w styczniu 1863 roku pomagała już nie leśnikom, ale powstańcom, którzy postanowili zawalczyć o wolną Polskę.

 
Trąbkę odnaleziono w zbiorowej mogile powstańców znajdującej się we wsi Myszaków nieopodal Zagórowa. To właśnie tam rozegrała się ostatnia, przegrana bitwa powstańczego oddziału, uformowanego przez Pankracego Wodzińskiego. Polskich jeńców Rosjanie przetrzymywali w pobliskiej stodole, a później powiesili ich na dębie – tym samym, pod którym później spoczęli.
Sygnałówka i inne pamiątki po powstaniu styczniowym znajdują się dziś w Muzeum Regionalnym w Słupcy. Sama zaś Słupca świętuje właśnie 150-lecie powstania, które krwawo przetoczyło się przez okoliczne ziemie.
 
W czerni
Całej historii powstania styczniowego opowiedzieć tu nie sposób. Trwający ponad półtora roku narodowy zryw Polaków przeciwko carskiej Rosji miał charakter wojny partyzanckiej, nic więc dziwnego, że zamiast nazw wielkich formacji zachowały się w ludzkiej pamięci nazwiska jego bohaterów. Powstanie zakończyło się klęską Polaków, wielu zginęło, tysiące zostały zesłane na Sybir. Nie tylko kobiety, ale nawet i dzieci, i lalki nosiły czarne stroje, czarne były szale na głowach, nawet kwiaty na kapeluszach. Żałobną biżuterię wykonywano z wulkanicznej lawy i oksydowanego srebra, a zdobiono ją patriotycznymi motywami orła w koronie lub krzyżami z napisem: „Boże, zbaw Polskę”. Bransolety wzorowano na kajdanach zesłańców. Władze carskie rozumiały, co się dzieje, i próbowały z tym walczyć, publikując w gazetach instrukcje o konieczności noszenia kolorowych kapeluszy, zabraniając białych i czarnych woalek, rękawiczek, chust czy sukien. Prawo noszenia czerni miały tylko te kobiety, które rzeczywiście utraciły mężów lub któregoś z rodziców. Zarówno żałoba narodowa, jak i to, jak obawiał się jej carski rząd, świadczą o wadze powstania styczniowego w świadomości Polaków: walczyli w nim przecież nie jacyś tam obcy żołnierze, ale bliscy: synowie, mężowie, sąsiedzi.
 
Weteran Mateusz
Mateusz Meland urodził się w Słupcy w kwietniu 1863 r. Jego ojciec był szewcem, który swego syna uczył fachu, Kiedy wybuchło powstanie, Mateusz zostawił warsztat ojca i wraz z innymi ochotnikami ze Słupcy poszedł do oddziału Ludwika Mierosławskiego. Niestety bardzo szybko oddział ten został rozbity, ponosząc klęskę w lutowych bitwach pod Krzywosądzą i Nową Wsią. W kwietniu Mateusz ponownie zaczął walczyć, tym razem u boku Leona Younga de Blankenheima – wziął udział w bitwie pod Nową Wsią i pod Brdowem. I znów powtórzyła się historia: pod Brdowem jego dowódca zginął, a oddział został rozbity.
Powstanie upadło, a Mateusz wrócił do rodzinnej Słupcy. Żenił się aż trzy razy, gdyż żony umierały. Doczekał się trojga dzieci. W 1924 r. uznany został za weterana powstania styczniowego, otrzymał wysoką, kombatancką rentę i Krzyż Niepodległości z Mieczami oraz awans na porucznika. Jako weteran miał prawo nosić specjalny, granatowo-fioletowy mundur, wzorowany na powstańczej czamarze, i rogatywkę zdobioną srebrnym orłem albo biało-czerwoną kokardą.
Mieszkańcy Słupcy wspominali go jako „żywą legendę”, człowieka skorego do opowieści, pogodnego i zrównoważonego. Mateusz Meland, słupecki weteran powstania, doczekał Polski wolnej od zaborów – zmarł w lutym 1935 r.
 
Piorunek
Inna barwna postać powstania nie pochodziła ze Słupcy, ale aż z ziemi lwowskiej. Józef Tarejwo urodził się w Prenach k. Mariampola w 1832 r. Miał ponad 20 lat, kiedy wstąpił do zakonu ojców kapucynów w Lubartowie i przyjął imię Maksymilian. W roku 1860 otrzymał święcenia kapłańskie i zaczął wygłaszać głośne na całą Warszawę kazania narodowo-wyzwoleńcze. Mówił, że Polska jest Winnicą Chrystusową, atakowaną przez „heretyckich schizmatyków” (Rosjan); działał na rzecz organizacji patriotycznych, starał się o złagodzenie kar więźniom. Taka działalność nie mogła umknąć uwadze zaborcy – o. Maksymilian został przeniesiony do opactwa w Lądzie, za przemywanie do cel więźniów zagranicznej prasy. Tak trafił na ziemię słupecką.
Kiedy wybuchło powstanie, o. Tarejwo przyłączył się najpierw do oddziału Kazimierza Mielęckiego, a później gen. Edmunda Taczanowskiego. Nosił tam pseudonim „Dąb” albo „Piorunek” – co może być świadectwem jego niebanalnej postury czy temperamentu. „Piorunek” był przede wszystkim kapelanem, odbierał przysięgi od żołnierzy, ale również koordynował działania kurierskie oraz pomagał w przemycaniu broni i zaopatrzenia dla powstańców. Został ranny w bitwie pod Ignacewem i musiał wycofać się z frontu walk, trafił do Śremu na leczenie, następnie wrócił do Lądu. W nocy z 15 na 16 czerwca 1864 r. został aresztowany przez naczelnika wojennego w Słupcy, niejakiego Wiskoskiego. Postawiono mu zarzut podżegania do ambony oraz o mordowanie niemieckich kolonistów – zarzut o tyle niesprawiedliwy, że Tarejwo uczestniczył wprawdzie w polowych sądach nad kolonistami współpracującymi z Rosją, ale starał się łagodzić zasądzane na nich wyroki. O. Maksymiliana przetransportowano do więzienia w Koninie, a następnie skazano na śmierć przez powieszenie. Egzekucji dokonano na błoniach nad Wartą w Koninie. Tarejwo był do końca świadomy i choć grano mu utwór Boże, chroń cara, on umarł krzycząc: „Niech żyje Polska”.
Miejsce, na którym umarł o. Maksymilian, stratowano końmi, a żołnierze pełnili tam straż przez cały tydzień, żeby uniemożliwić Polakom otoczenie go czcią. Okoliczni mieszkańcy zabrali ciało kapłana i pochowali na parafialnym cmentarzu. Co działo się z nim dalej – nie jest pewne. Według tradycji mieszkańcy Lądu, którzy chcieli, żeby zakonnik spoczął na ich terenie, wykradli ciało z Konina i pochowali przy ścianie północnej opactwa. W tym miejscu ułożono płytę i posadzono cztery drzewa. Czy tak było rzeczywiście, być może kiedyś pokażą dokładniejsze badania. Dziś faktem jest, że kiedy w poł. XX w. prowadzono w Lądzie wykopaliska, w miejscu rzekomego pochówku o. Maksymiliana znaleziono resztki sosnowej trumny.
 
Francuz wśród powstańców
Oryginalną postacią powstania na ziemiach słupeckich był Francuz Émile Faucheux, syn fabrykanta wełny z Algieru. Do powstania zgłosił się z grupą francuskich ochotników. Brał udział w formowaniu się powstańczych oddziałów w zaborze pruskim. Miał być szefem sztabu jednej z kolumn, które miały wkroczyć do Królestwa w kwietniu 1863 r. Oddział ten stacjonował w Słupcy i liczył niewiele ponad 30 osób. Obejmując dowództwo nad nim, Faucheux wyposażył go w broń i wzmocnił tak, że pod koniec kwietnia roku 1863 liczył już 223 ludzi, w tym około 60 z samej Słupcy. Oddział Francuza uczestniczył między innymi w zwycięskiej bitwie pod Pyzdrami – ale sam Émile został ciężko ranny w udo, zdał dowództwo swojemu zastępcy i został przewieziony do Gorazdowa. Zmarł po 1864 r.
 
Znaki, ślady
W słupeckim muzeum znajdują się pamiątki po powstańcach. Jest wspomniana wcześniej trąbka sygnałowa. Jest modlitewnik z 1861 r., ze śladami krwi. Należał on do powstańca rannego w kwietniu 1863 r. w bitwie pod Pyzdrami. Według tradycji mógł to być modlitewnik samego Mateusza Melanda, który otrzymał go od rannego kolegi.
Jest jeszcze drewniany krzyżyk z wykonaną z kości postacią Chrystusa. Z tyłu krzyżyka znajduje się schowek służący do przenoszenia korespondencji między więźniami, byłymi powstańcami. Krzyżyk najprawdopodobniej powstał na Syberii, mógł należeć do powstańca Leona Parysa, ojca późniejszego burmistrza Słupcy w latach dwudziestolecia międzywojennego.
Do pamiątek w 150-rocznicę wybuchu powstania styczniowego dołącza pamiątkowa tablica, umieszczona na ścianie kościoła pw. św. Wawrzyńca. Słupca pamięta i chce pamiętać o swoich żołnierzach, walczących w wielkim, choć przegranym powstaniu.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki