Książki kulinarne zmieniają się na naszych oczach, dziś to coś więcej niż tylko zbiór przepisów. Zmienił się sposób pisania o jedzeniu, bo zmieniło się podejście do przygotowywania posiłków. Nie chodzi o to, żeby się najeść, ale żeby miło spędzić czas.
Celebrujemy wyśmienite, najlepiej regionalne jedzenie w dobrym towarzystwie, a fast foody odchodzą do lamusa. Ta tendencja zaczyna być coraz bardziej widoczna także na rynku wydawniczym. Książki kucharskie jako zbiór przepisów okraszonych zdjęciami potraw nadal są chętnie kupowane, ale w ostatnich latach jesteśmy świadkami niezwykłej popularności literatury kulinarnej. Można powiedzieć, że książka kucharska ewoluowała od anonimowych przepisów, przez zbiory autorskie, a potem tematyczne aż po autobiograficzne opowieści, w których przepis wprawdzie gra ważna rolę, ale na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie jedynie dodatku. Literaturę kulinarną proponują więc wydawnictwa specjalizujące się w literaturze ambitnej, a jej miejsce nie jest na półce w kuchni, ale w salonie, obok Marqueza, Pamuka czy Miłosza. Zmieniają się też programy kulinarne: nie zobaczymy już wystylizowanej w studiu telewizyjnym kuchni i kucharki w białym kitlu odmierzającej miarką 150 gramów cukru. Robert Makłowicz jeździ po całym świecie z przenośnym palnikiem i na brzegu morza serwuje regionalną kuchnię, a brytyjska gwiazda po Oksfordzie, Nigella Lawson, oblizuje palce umazane surowym ciastem. Ważna jest osobowość, a nie sterylność. Dziś, żeby zainteresować czytelnika i widza, trzeba sprzedać trochę swojego życia. Najłatwiej przychodzi to blogerom, bo taka właśnie jest natura bloga. Okazuje się, że najpopularniejszymi blogami nie są wcale pamiętnikarskie opowieści o sobie, ale zwierzenia kulinarne. Według platformy Blox.pl, w najpopularniejszej dwudziestce blogów kilkanaście najbardziej poczytnych dotyczy przygotowywania potraw! Blogiem Roku 2012 został blog kulinarno-filmowy „From movie to the kitchen”, w którym autorka analizuje dania, desery i drinki pokazywane w serialach i w filmach, podając dokładne przepisy. Blogów kulinarnych jest tak dużo, że kilka lat temu powstał specjalny serwis o nazwie durszlak.pl, który jest rodzajem przeglądarki przepisów zamieszczanych na blogach rozsianych po całej sieci. O jedzeniu się więc mówi i pisze coraz więcej. Pichcenie przestało być synonimem kury domowej, teraz najmodniejsza pani domu powinna wykazać się jakimś oryginalnym daniem przyrządzonym samodzielnie. Potem wystarczy zaprosić znajomych i wspólnie biesiadować.
O jedzeniu
Książki kucharskie, choć traktowane niezbyt poważnie, mają swoją ciekawą historię. Warto spojrzeć na nie bez drwiny, bo są ważnymi świadectwami kultury niematerialnej. Pierwszy zachowany zbiór przepisów z Europy pochodzi z II w. p.n.e. i jest to traktat o jedzeniu napisany w formie dialogu pod tytułem Uczta mędrców Atenajosa. Jednak aż do XVIII w. większość książek dotycząca przygotowywania potraw spisywana była dla dworskiego i klasztornego użytku. Zwykłe panie domu tajniki kulinarne przekazywały sobie ustnie i przez praktykę. W wieku XIX zaczęły powstawać książki pisane przez kobiety dla kobiet, ale to w XX w. nastąpił prawdziwy wysyp książek kucharskich. Najpierw był związany z wprowadzeniem różnych unowocześnień sprzętu kuchennego. Książki kucharskie pisali nie tylko mistrzowie, ale także wydawały je szkoły gospodarstwa domowego czy producenci kuchenek i przetworzonej żywności. Trudne czasy powojenne sprawiły, że potrzebne były przepisy na dania szybkie i tanie. Kobiety nie miały czasu na długie gotowanie w kuchni – pracowały zawodowo, więc sztuka kulinarna zaczęła podupadać. Jedzenie stało się tylko koniecznością. Świat się zmienił, wszyscy się spieszyli i ten pośpiech spowodował, że łatwiej było zjeść w stołówce, barze, a później w jakimś fast foodzie, niż przyrządzać jedzenie w domu. Nasze babcie gotowały, bo trzeba było nakarmić liczną rodzinę. Nasze matki nie miały nic przeciwko karmieniu nas przetworzonymi półproduktami: sos z paczki, mrożone pierogi i zupa w kartonie. My odkrywamy radość z gotowania i jedzenia najprostszych potraw w gronie przyjaciół. Poznajemy zwyczaje kulinarne innych regionów, sadzimy na balkonie bazylię i smażymy tradycyjne konfitury.
Wieś toskańska, wieś francuska
Już nawet nie chcemy być jak Nigella Lawson, słynna kulinarna gwiazda brytyjskich programów telewizyjnych. Teraz marzymy o życiu Frances Maves lub Marleny di Blasi. Ta pierwsza, amerykańska poetka i profesor uniwersytetu, zasłynęła autobiograficzną powieścią pt. Pod słońcem Toskanii. Później nakręcono według niej film, który wciąż cieszy się wielką popularnością. Przepiękne krajobrazy Toskanii i włoska kuchnia! W kolejnej swojej książce, Codzienność w Toskanii, już całkowicie poświęciła się włoskiej sztuce kulinarnej, a przepisy przeplatała opisami włoskiej architektury. Inna Amerykanka, Marlena di Blasi, wyszła za mąż za rodowitego wenecjanina i zamieszkała – oczywiście w Toskanii. Jest autorką poczytnej książki Tysiąc dni w Toskanii, w której opisuje życie na toskańskiej prowincji i poznawanie tradycyjnej kuchni. Nie da się jeść bez towarzystwa, więc to także opowieść o ludziach, mieszkańcach wioski, o sztuce przyjaźni i drobnych codziennych przyjemnościach. Jej kolejne książki, Smaki południowej Italii oraz najnowsze Smaki północnej Italii, są zbiorem przepisów regionalnej kuchni z dodatkiem anegdot i kulinarnych ciekawostek. Autorka przekonuje czytelników, że „najlepsza droga do poznania jakiegoś miejsca wiedzie przez jego zwyczaje kulinarne”. Od kilku lat zajmuje się z mężem organizacją kulinarnych wycieczek po Umbrii i Toskanii. Coraz bardziej pożądaną filozofię życia bez pośpiechu i zgodnie z naturalnym rytmem natury propaguje seria Dolce Vita wymyślona przez Wydawnictwo Czarne. W jej ramach pojawiły się między innymi takie tytuły jak Świnia w Prowansji Georgeanne Brennan, o życiu na zapadłej francuskiej wsi, W miasteczku długowieczności Tracey Lawson, w której autorka szuka w kuchni regionalnej przepisu na długowieczność mieszkańców włoskiej wioski, czy Język baklawy autobiograficzna powieść Diany Abu-Jaber, Amerykanki poszukującej swoich korzeni w Jordanii, także w jej kulturze kulinarnej. „Moje dzieciństwo składało się z opowieści – wspomnień i historii z życia ojca oraz mitów i legend, które podsuwała mi do czytania matka. Opowieści te często były w jakimś sensie o jedzeniu, a w jedzeniu zawsze chodzi o coś więcej: o łaskę, tożsamość, wiarę, miłość” – pisze autorka.
Slow Food i siostra Anastazja
Współczesna literatura kulinarna hołduje filozofii slow food. Co to takiego? Dziś to organizacja, ale najpierw był to regionalny ruch, który nawoływał do „ochrony prawa do smaku”. Slow Food ma swój manifest, w którym określa nasze czasy jako podporządkowane cywilizacji przemysłowej i zniewolone przez prędkość. Lekarstwem na to jest powrót do tradycyjnych smaków przygotowywanych według starych receptur i spożywanie ich w gronie rodziny i przyjaciół według hasła: spokój, odpoczynek, gościnność. Organizacja Slow Food dba o promocję regionalnych produktów żywnościowych i tradycyjnych metod ich wytwarzania, lobbuje na rzecz zmian w polityce rolnej w celu wsparcia dla farm organicznych, protestuje przeciwko modyfikacji żywności, używaniu pestycydów i sztucznych dodatków. Tęsknota za tradycyjną zdrową kuchnią sprawiła, że tak chętnie jadamy u zakonników. Książki o zakonnych dietach i rekolekcje z postem według zakonnych przepisów są coraz bardziej popularne. Do klasztoru św. Hildegardy w Rüdesheim w Niemczech przybywają tłumy, aby w tamtejszym sklepie zakupić produkty wytworzone z orkiszu oraz książki tej świętej mistyczki opisujące dokładnie wpływ pożywienia na ciało i umysł. W Polsce za to sukces odnosi choćby kuchnia siostry Anastazji czy Leonili. Wydawnictwo WAM wydało kilka książek z ich przepisami, które sprzedają się w milionowych nakładach, co rzadko zdarza się w przypadku jakiejkolwiek innej książki w Polsce. To rzeczywiście fenomen. Siostra Anastazja – podobnie jak Nigella Lawson – nie przestrzega żadnej diety. Czerpie radość z gotowania i jedzenia. Pochodzi ze Zgromadzenia Córek Bożej Miłości i od lat gotuje i piecze dla krakowskich jezuitów. W czym tkwi jej fenomen? Jedna z czytelniczek napisała, że „największą siłą receptur jest prostota, z jaką zostały opisane. Żadnych specjalistycznych zwrotów, przyrządów, które same nazwy mogą onieśmielić i oszołomić młodego adepta sztuki cukierniczej. Proste, oczywiste zwroty, składniki, które bez problemu znajdziemy w pobliskim sklepie, masa przydatnych rad i oczywiście – wyśmienity smak”. I o to chodzi.