Można na nie wyjść w każdym momencie i przejść tyle, ile się potrzebuje. Bo na nich nie jest ważne dotarcie do celu, ale już samo wyruszenie. Na nich liczy się włączenie w wielkim dziele pielgrzymowania takiego, jakim było ono na początku – kiedy ludzie różnych stanów, królowie i skazańcy, musieli po prostu iść: do Rzymu, do Ziemi Świętej, do Santiago de Compostela.
Camino
Camino de Santiago (Droga św. Jakuba) w niczym nie przypomina dobrze nam znanych jasnogórskich pielgrzymek. Istnieje od ponad tysiąca lat. Nie ma wyznaczonego jednego, obowiązującego szlaku. W drogę wyruszyć można w każdej chwili i z każdego miejsca. Camino zaczyna się na progu własnego domu.
Celem drogi św. Jakuba jest katedra w Santiago de Compostela, w której spoczywa św. Jakub Apostoł. Kult w tym miejscu zaczął się bardzo wcześnie – pierwszy udokumentowany pielgrzym przybył do Santiago w 950 r. Ludzie wyruszali na pielgrzymkę, by umocnić swoją wiarę, odbyć pokutę, wypełnić śluby, prosić Boga lub dziękować za spełnienie ślub. Pielgrzymowali rycerze i delegaci miast, błagający o odsunięcie klęsk i chorób. Pielgrzymowali wreszcie święci: Franciszek z Asyżu i Elżbieta Portugalska, Brygida Szwedzka i Ignacy Loyola. Goethe pisał nawet, że to „drogi św. Jakuba ukształtowały Europę”.
Nasze drogi
Współcześnie szlak Jakubowy odżywa. Coraz więcej ludzi chce wyjść w drogę, niekoniecznie w tłumie młodzieży. W całej Europie oznacza się trasy, które łączą się w wielką mapę dróg. Kiedyś mówiono, że wszystkie drogi prowadzą do Rzymu. Spojrzywszy na europejską mapę dróg św. Jakuba, nie można oprzeć się wrażeniu, że wszystkie drogi prowadzą do Santiago de Compostela. Odcinki takich dróg znajdują się również na terenie archidiecezji gnieźnieńskiej. Jeden z nich wiedzie przez Mogilno, Gniezno, Ostrów Lednicki, Murowaną Goślinę i dalej, w stronę Słubic i do Niemiec. Drugi przez Ląd i Miłosław w stronę Głogowa i Zgorzelca. Trzeci wiedzie przez Wągrowiec. Wystarczy się rozejrzeć, żeby dostrzec tablice i naklejki z charakterystyczną muszlą na błękitnym tle – drogowskazy dla Jakubowych pielgrzymów.
Szlaki wyznaczają ludzie, zakochani w idei Jakubowego pielgrzymowania i zarażający nią innych. Współpracują ze sobą i korzystają z europejskich funduszy, żeby włączyć polskie miasteczka w europejskie szlaki św. Jakuba – bo bez współpracy ludzi z różnych krajów drogi Jakubowe nie mogłyby istnieć. Wyznaczają trasy i je oznaczają. Przygotowują lokalne społeczności na widok nietypowych pielgrzymów, idących pojedynczo czy małymi grupami, bez księdza, gitar i mikrofonów. Dbają, by pątnicy mieli gdzie zatrzymać się na nocleg i żeby kościoły na szlaku nie były zamknięte na cztery spusty. Troszczą się, żeby szlaki prowadziły przez tereny przyjazne człowiekowi, drogami bez pędzących samochodów. Na terenie naszej archidiecezji o Jakubowe drogi dba Stowarzyszenie „Światowid” z Łubowa.
A jednak idą
Jakubowi pielgrzymi spotykają się z wieloma trudnościami. Nie wszyscy ich rozumieją i traktują jak włóczęgów – bo jakże to tak, pielgrzymować bez księdza? Cały swój bagaż trzeba nieść ze sobą. Czasem trudno jest znaleźć drogę, kiedy oznakowania zostaną skradzione. Bywa, że brakuje bazy noclegowej i pątnicy zmuszeni są nocować w hotelach – w Europie to lokalne społeczności dbają o to, by zapewnić pątnikom nocleg za półdarmo. Na polskich odcinkach pielgrzym zmierzyć się też musi z samotnością, co w Europie zdarza się już rzadziej, tamtejsze pątnicze szlaki są bardziej uczęszczane, a ludzie na takich pielgrzymów bardziej otwarci.
A jednak – idą. Nawet jeśli nie docierają do Santiago, nie ma to większego znaczenia. Ważna jest pielgrzymka, choćby wieść miała tylko z Gniezna do Murowanej Gośliny. Byle wyjść. Byle przeżyć ją porządnie, głęboko, w postawie zawierzenia Bogu, który człowieka prowadzi. To nie cel, ale droga zmienia człowieka. Pozwala mu uporządkować życie, zrozumieć. Zderza człowieka z ciszą, w której można otworzyć się na Boga. – Potwierdzam to całym swoim Jakubowym doświadczeniem – mówi ks. Marek Kurzawa. – Na Camino mamy do czynienia z najwyższej klasy pielgrzymami. Oni nie idą jak stado baranków w grupie, która ma swojego przewodnika, ochronę, transport bagaży, kaznodzieję, rekolekcjonistę i całą logistykę. Pielgrzym Jakubowy jest zdany na siebie od początku do końca drogi. Jest zdany na siebie – i na Boga.
Pielgrzym
Kim zatem jest Jakubowy pielgrzym? To człowiek, który chce doświadczyć duchowej przemiany. Zaopatrzony w specjalny paszport i symbol swojego pielgrzymowania – muszlę – wychodzi z domu. I choćby nie miał czasu na pielgrzymowanie, choćby nie było go stać na to, by dotrzeć do Santiago, choćby sił mu wystarczało na wędrówkę zaledwie jedno- czy dwudniową – samym już wyjściem z domu włącza się w wielowiekową tradycję dróg Jakubowach, dróg które mają moc przemieniać życie. I kto wie, czy wyjście w taką drogę nie wymaga dziś większej odwagi, niż pójście po prostu na Jasną Górę? Bo tamta droga jest trudna, ale wydeptana i oswojona, a tu człowiek zmierzyć się musi nie tylko ze swoją słabością, ale i z całym zdziwionym światem…