Logo Przewdonik Katolicki

Wielkanoc u medalistek z Londynu

Michał Bondyra
Fot.

Pierwsza paraolimpijski brąz wystrzelała z łuku, druga olimpijski krążek z tego samego kruszcu wywalczyła, zmagając się z wodą i wiatrem na żaglówce. Milena Olszewska i Zofia Klepacka-Noceti to dwie znakomite sportsmenki, które prócz londyńskich medali łączy coś jeszcze rodzinne, tradycyjne i pełne wiary przeżywanie Wielkanocy.

 

Pierwsza paraolimpijski brąz wystrzelała z łuku, druga  olimpijski krążek z tego samego kruszcu wywalczyła, zmagając się z wodą i wiatrem na żaglówce. Milena Olszewska i Zofia Klepacka-Noceti to dwie znakomite sportsmenki, które prócz londyńskich medali łączy coś jeszcze – rodzinne, tradycyjne i pełne wiary przeżywanie Wielkanocy.
  
Święta Wielkanocne obie spędzą z najbliższymi. Milena Olszewska tradycyjnie już w domu rodzinnym w wielkopolskim Czarnkowie, Zosia Klepacka-Noceti w swoim domu pod Warszawą. – W domu mamy niepisany podział obowiązków w kuchni: mama zajmuje się potrawami większego kalibru, siostra wypiekami. Dla mnie pozostaje to, co jest najbardziej żmudne: przygotowanie dodatków, sosów, krojenie sałatek i przystrajanie zarówno stołu, jak i potraw – mówi brązowa łuczniczka igrzysk paraolimpijskich, która zastrzega, że często do domu ze zgrupowań czy z Gorzowa Wielkopolskiego, gdzie trenuje i pracuje, do domu przyjeżdża na ostatnią chwilę, więc w większość prac zaangażować się nie może. Na ostatnią chwilę nie będzie za to zjeżdżać na święta Zosia Klepacka-Noceti.
Znakomita żeglarka wyprawiać je będzie we własnym domu. Czeka ją więc bardzo dużo pracy, tym bardziej że prócz rodziny zaproszeni zostali też przyjaciele. – Te wspólne święta będą czymś wyjątkowym, a takie spotkania całej rodziny przy jednym stole są dla mnie bardzo istotne – nie kryje ekscytacji wspólnym świętowaniem. Jest to tym bardziej zrozumiałe, że dotąd brązowa żeglarka ostatnich igrzysk spędzała ten czas we Francji wspólnie z trenerami i innymi zawodniczkami, przygotowując się do kolejnych trudnych sezonów żeglarskich. – Mimo cieplejszej aury, wody, plaży i palm, no i codziennych treningów zawsze staraliśmy się choć na chwilę poczuć atmosferę domowego śniadania wielkanocnego – wspomina.
 
„Mocno lany” dyngus
Zosia jako dziecko Święta Wielkanocne spędzała przy ul. Marszałkowskiej na warszawskiej Pradze. – Świętowaliśmy razem z rodzicami, siostrami i braćmi. Przychodzili też wujkowie i ciocie. Byli też zapraszani przyjaciele – wraca do przeszłości. Z tamtego czasu pamięta rodzinną atmosferę. Pamięta też „mocno lanego” dyngusa. – Biegaliśmy po podwórku z wiadrami, a było to centrum Warszawy. Do domu wracaliśmy przemoczeni od stóp do głów i nikogo to nie dziwiło. Nie było afer, że cali byliśmy mokrzy, że będziemy chorzy – wspomina, dodając, że dziś dzieciaki mają mniej swobody i wyobraźni. – Swojego synka uczę jednak, by zachowywał tradycje. A że wokół nas teraz są same jednorodzinne domy, podwórka i ogrody, więc śmigusa-dyngusa obchodzimy z sąsiadami zawsze bardzo mokro – śmieje się znakomita żeglarka. Oblewanie wodą w Czarnkowie pamięta też Milena. – Pamiętam również zająca, który zostawiał nam słodycze, a których musieliśmy szukać. Najbardziej jako dziecko lubiłam jednak, gdy na śniadanie wielkanocne zabieraliśmy nasz koszyk ze święconką i wyjeżdżaliśmy do rodziny – powraca do dawnych lat, ubolewając, że tamte tradycyjne polskie zwyczaje teraz w jej rodzinie zostały nieco uśpione. – Pewnie wrócą dopiero wtedy, gdy w naszej rodzinie pojawią się kolejne dzieci – mówi z nadzieją.
 
Specjalistki „od krojenia”
Na świątecznym stole u obu pań nie zabraknie tradycyjnych potraw. – Jajka to chyba najważniejszy element kulinarny tego święta – śmieje się Klepacka, wymieniając pozostałe: sałatkę jarzynową, mięso w galarecie, swojskie wędliny i kiełbasy oraz śledzie. – Wszystko to musi być podawane koniecznie z chrzanem – przekonuje. Pytana o to, które z potraw przygotowuje sama, zaczyna się śmiać: „Mogę pokroić wędliny, przygotować sałatkę i ugotować jajka”. Po chwili już nieco poważniej dodaje, że przygotowanie bardziej wykwintnych dań pozostawia rodzicom. – Oni są wyśmienitymi kucharzami – tłumaczy krótko. Tradycyjnie jest też w czarnkowskim domu Olszewskich. Jest żurek, biała kiełbasa, jajka, wielkanocna babka i mazurek. – Najbardziej czekam właśnie na mazurka, bo jest to ciasto, które w naszym domu robi się tylko raz w roku – nieco nostalgicznie przyznaje Milena. Ona podobnie jak Zosia także jest specjalistką od krojenia i mieszania potraw. Jest jednak coś, co w domu robi najlepiej. – To sos tatarski i farsz do jajek – mówi z dumą.
 
Tradycjonalistki
Zosię i Milenę różni podejście do przygotowywania pisanek. Zosia maluje je sama. – Do kolorowania używam barwników lub cebuli, a wzory wyskrobuję na skorupkach własnoręcznie – objaśnia. Milena chciałaby malować pisanki sama, ale na razie rzadko jej to wychodzi. – Co roku obiecuję sobie, że tym razem przygotuję je samodzielnie, szukam sposobów na barwienie jajek, odpowiednich farb, a później zostawiam ich malowanie na ostatnią chwilę i w rezultacie z braku czasu ratuję się gotowymi wzorami i ozdobami – przyznaje lekko skruszona. – Mam jednak nadzieję przygotować je w tym roku od początku do końca sama – deklaruje stanowczo. W koszyku zarówno u Zosi, jak i u Mileny nie może zabraknąć baranka. – Zawsze jest to baranek z lukru – mówi żeglarka. – U mnie baranki tradycyjnie są z masła, a przygotowuje je moja młodsza siostra, która w ich robieniu zdążyła się już naprawdę dobrze wyspecjalizować – mówi z kolei znakomita łuczniczka. W ich koszykach i w tym roku nie zabraknie też innych tradycyjnych potraw: soli, chleba, babki, wędlin czy kiełbas. – Bardzo cenię sobie nasze polskie tradycje, a przygotowywanie święconki tak właśnie traktuję – tłumaczy brązowa medalistka igrzysk paraolimpijskich, dodając jednak, że na pewno nie jest to dla niej punkt kulminacyjny świąt. – Nie uczestniczymy też w konkursie piękności koszyków – przyznaje. Święconkę jako stały element tradycji i symbolikę Świąt Wielkanocnych traktuje też Zosia Klepacka-Noceti. – Tradycja w tych świętach jest piękna, dlatego że łączy wielu różnych ludzi – tłumaczy nieco filozoficznie.
 
Głęboko i z wiarą
– Święta Zmartwychwstania przeżywam indywidualnie i głęboko, a dzielenie się święconym jajkiem – podobnie jak niekiedy chlebem – wiąże się dla mnie ze wspólnotą i braterstwem. Pokazuje mocną i trwałą więź między ludźmi – Zosia właśnie w ten sposób doświadcza najważniejszych chrześcijańskich świąt. Świadomie czas ten przeżywa także Milena. Jak sama mówi jest tak już od czasu, gdy była nastolatką. – Już wtedy bardziej świadomie zaczęłam przeżywać nie tylko Wielkanoc, ale i poprzedzające je Triduum Paschalne. Pewnie dlatego, że byłam już wówczas zaangażowana we wspólnotę młodzieżową przy kościele i parafialną scholę – przyznaje. Nastoletnia Milena wraz z koleżankami była odpowiedzialna za oprawę muzyczną całego Triduum. – Przez wspólne spotkania i próby lepiej przygotowywaliśmy także samego siebie – tłumaczy. Nic dziwnego, że na pytanie, czym dla niej są Święta Wielkanocne odpowiada bardzo teologicznie: „trwaniem i pełnym nadziei oczekiwaniem”. Przygotowanie wewnętrzne zaczyna od Gorzkich żali. – Bardzo lubię w nich uczestniczyć i cieszę się, że w tym roku sezon zaczynam dość późno, przez co żadne zawody nie kolidują mi z niedzielnymi nabożeństwami – cieszy się. Potem już tradycyjnie w gorzowskiej parafii św. Stanisława i św. Antoniego uczestniczy w rekolekcjach. – Ulubioną ich formą były dla mnie rekolekcje wyjazdowe, ale dawno już w nich nie uczestniczyłam. Korzystam teraz z rekolekcji internetowych, ale raczej jako uzupełnienie tych w realu – tłumaczy. W Triduum uczestniczy już w rodzinnej parafii pw. Jezusa Chrystusa Najwyższego Kapłana w Czarnkowie. – Zawsze wydaje mi się niepojęte, że naprawdę możemy czuwać razem z Jezusem w Ogrójcu, być z Nim pod krzyżem, aż w końcu eksplodować radością przy Jego zmartwychwstaniu – kończy niepełnosprawna łuczniczka, która na londyńskiej paraolimpiadzie wystrzelała brąz.
 

 

Milena Olszewska ma 29 lat. Jest osobą niepełnosprawną po amputacji nogi. Uprawia łucznictwo klasyczne. Na co dzień trenuje w Starcie Gorzów Wielkopolski. W 2009 r. na mistrzostwa świata wraz z polską drużyną zajęła piąte miejsce. W 2012 r. wygrała Międzynarodowe Mistrzostwa Anglii i zajęła drugą lokatę w Pucharze Świata. Ubiegły rok ukończyła jako druga łuczniczka rankingu światowego. W debiucie na igrzyskach paraolimpijskich w Londynie sięgnęła po brązowy medal.
 
 
Zofia Klepacka-Noceti ma 27 lat. Uprawia windsurfing. Na co dzień trenuje w YKP Warszawa. W 2007 r. została mistrzynią świata w klasie RS:X. Po wicemistrzostwo globu sięgnęła dwukrotnie: w roku 2011 i 2012. Czterokrotnie była też mistrzynią świata kategorii juniorek i młodzieżowej. W trzecim swoim starcie olimpijskim w ubiegłym roku w Londynie stanęła na najniższym stopniu podium, zdobywając brązowy medal (wcześniej w Atenach była dwunasta, a w Pekinie – siódma). 

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki