Logo Przewdonik Katolicki

Medialny detoks - od zaraz

Łukasz Kaźmierczak
Fot.

Z amerykańską dziennikarką Teresą Tomeo, o kulisach funkcjonowania mediów i ich negatywnym wpływie na nasze życie, rozmawia Łukasz Kaźmierczak

 

Mówi Pani o sobie: „Kobieta wyzwolona przez Chrystusa”. Mocne słowa.

– Owszem, mówię tak, bo ponowne odkrycie Boga było dla mnie bardzo silnym przeżyciem, które całkowicie wywróciło do góry nogami moje wcześniejsze życie. Do tego stopnia, że porzuciłam zupełnie pracę w świeckich mediach.

 

Jak daleko zdążyła Pani wcześniej zboczyć z właściwego kursu?

– Bardzo daleko. Przyjęłam wiele wyzwolonych poglądów świata zewnętrznego, uznawałam je za normalne, oddychałam nimi na co dzień. Byłam wojującą feministką zapatrzoną w swoją karierę, popierającą nieograniczone prawo do aborcji, antykoncepcji i tzw. samorealizacji. Sprawy wiary nie interesowały mnie w ogóle. Ja, wychowana w porządnej katolickiej rodzinie, nie byłam w stanie odróżnić już nawet Nowego Testamentu od Starego.

 

Za to miała Pani sławę, pieniądze, wpływy…

– Ale mimo to nie byłam wcale szczęśliwa. Media w USA są bardzo wymagające i zaborcze. Jako dziennikarz jesteś cały czas pod ciśnieniem, presją, żeby robić coraz więcej i więcej, a szefowie i tak nigdy nie są usatysfakcjonowani. Musisz pracować często 24 godziny na dobę, nie widując rodziny, nie mając życia prywatnego. A jednak mimo tak wielkiej dyspozycyjności zostałam w końcu zwolniona z pracy. Bóg pokazał mi wyraźnie i namacalnie, że nie mogę pokładać nadziei w ziemskich dobrach i zaszczytach.

 

Złapał Panią za rękę?

– Powiedziałabym raczej, że walnął mnie w głowę. Jestem z pochodzenia Włoszką, upartą i twardogłową, konieczny był więc silny bodziec. Kiedy zostałam zwolniona z pracy, opuściło mnie wielu przyjaciół, którzy nie chcieli być kojarzeni z kimś, kto nie jest już „człowiekiem sukcesu”. W pewnym momencie nie byłam już w stanie sama sobie z tym poradzić, popadłam w depresję. Któregoś dnia spojrzałam na krzyż wiszący na ścianie w moim pokoju i wtedy w rozpaczy poprosiłam Boga, żeby wrócił do mojego życia… I wysłuchał mnie.

 
Cud, że ten krzyż tam wisiał…
– Tak, to ciekawe, jakoś nigdy nie zdjęłam go ze ściany…
Oczywiście ten powrót do pełnej normalności był długim, kilkunastoletnim procesem. Przez jakiś czas pracowałam jeszcze w świeckich mediach, ale nie potrafiłam już dłużej tkwić w rzeczywistości, w której granica między podawaniem informacji a serwowaniem opinii zacierała się coraz bardziej  W końcu przecięłam ten węzeł i zajęłam się tym, co robię do dzisiaj: uświadamianiem i przestrzeganiem ludzi przed olbrzymim i często negatywnym wpływem mediów na nasze życie.
 
„Media są czwartą władzą” – to nie jest tylko pusty, wyświechtany slogan?
– Nie, to szczera prawda. To media sągłównym sprawcą prawdziwej burzy cywilizacyjnej, jaka przetoczyła się przez zachodnie społeczeństwa w okresie ostatnich 20 lat. Bóg i tradycyjne wartości chrześcijańskie zostały za sprawą medialnych komunikatów dosłownie wyparte z naszej świadomości. W ich miejsce pojawiły się treści pełne przemocy i propagujące rozwiązły styl życia. Dziś to kult zewnętrznego piękna, antykoncepcja, aborcja i „wolność wyboru” stały się „kwintesencją” amerykańskiego stylu życia.
 
Taki przekaz serwowany jest także Polakom. Tylko że my nie mieliśmy czasu nauczyć się „obsługi” mediów.
– W Stanach Zjednoczonych jest w gruncie rzeczy podobnie. Owszem, złe treści były tam sączone od wielu lat, ale tak naprawdę eksplodowały na wielką skalę nagle, w latach 90. Myślę, że Amerykanie też nie byli na to gotowi. W efekcie rodziny amerykańskie mają dziś naprawdę olbrzymie problemy związane z negatywnym wpływem mediów na ich życie. Kiedy zaczęłam zbierać informacje i statystyki na ten temat, przeżyłam szok. To są wstrząsające dane.
 
Jakieś przykłady?
– Proszę bardzo. Z raportu Kaiser Family Foundation z 2010 r. wynika, że młodzi Amerykanie obcują z mediami przeciętnie 53 godziny tygodniowo, dorośli 40 godzin – czyli tyle, ile większość z nas pracuje. W tym samym roku Amerykańska Akademia Pediatrii podała, że 75 proc. programu nadawanego w porze największej oglądalności zawiera treści erotyczne, a odniesienia do seksu pojawiają się nawet osiem do dziesięciu razy na godzinę.
Z kolei raport Parents Television Counsil z 2008 r. wskazał, że telewizja amerykańska poświęca w tzw. prime time więcej czasu na promowanie rozwiązłości i cudzołóstwa niż na ukazywanie normalnego pożycia małżeńskiego i wierności w małżeństwie.
 
Porażające.
– Idźmy dalej. Raport Komisji Senatu USA ds. Sądownictwa z 1999 r. podaje, że przeciętny Amerykanin przed ukończeniem 18. roku życia ogląda 200 tys. aktów przemocy w telewizji i jest świadkiem 16 tys. wirtualnych morderstw. 
Ponad tysiąc różnych badań przeprowadzonych przez amerykańskich naukowców w ciągu ostatnich 30 lat wykazało co najmniej luźny związek między przemocą w mediach a agresywnymi zachowaniami części dzieci. I tak dalej, i tak dalej.
Takie oto „wartości” przyswajają sobie za pośrednictwem mediów nasze dzieci.
 
Nie na darmo powtarza Pani to słynne zdanie: „Kto panuje nad mediami, ten panuje nad umysłami”.
– To zdanie ma tym mocniejszą wymowę, że mówimy o umysłach ludzi niemal całkowicie uzależnionych od mediów. Większość amerykańskich gospodarstw posiada po 3–4 telewizory i komputery. Statystyczna rodzina włącza telewizor zaraz po przebudzeniu. Wielu nie wyłącza go przez cały dzień. Telewizja staje się dla nich głównym wyznacznikiem rytmu dnia.
 
I podpowiada, jak myśleć, co jeść, w co się ubierać, jak oddychać…
– Co gorsza, ten przekaz jest wyjątkowo jednostronny. Według raportu Pew Research Center z 2004 r., pięć razy więcej amerykańskich dziennikarzy uważa się za liberałów niż konserwatystów, a odsetek osób wierzących jest wśród nich parokrotnie niższy niż w całym społeczeństwie. Tak samo te proporcje wyglądają w innych zachodnich społeczeństwach. A przecież to właśnie ci ludzie przygotowują dla nas serwisy informacyjne, redagują wiadomości, komentują wydarzenia.
I nie jest to wyłącznie kwestia mediów informacyjnych. To się przekłada również na programy rozrywkowe i filmy emitujące negatywne treści na temat rodziny, kobiety, Kościoła itp. Seks, przemoc, osobiste wyzwolenie – te hasła są powtarzane jak mantra. Mamy do czynienia z bezustannym medialnym bombardowaniem.
 
Jak mawiał klasyk: codziennie milion gwoździ w milion desek. 
– Oczywiście, bo im więcej razy powtarza się, że coś nienormalnego jest normalne, tym szybciej takim się ono zaczyna wydawać. W konsekwencji ludzie przestają rozumieć, co jest dobre, a co złe, bo w zasadzie wszystko staje się akceptowalne.
I codziennie ta granica przesuwa się niezauważalnie o kilka milimetrów dalej. Zupełnie jak w tej opowieści o żabie, którą wkłada się do wody i powolutku podgrzewa. Ona tego nie czuje i  nawet nie zauważa, kiedy zostaje ugotowana.
 
Powtarza Pani często, że szczególnym obiektem owego medialnego „gotowania” stały się kobiety.
–To jest ogromny problem. Według wszelkich dostępnych statystyk, to właśnie pod adresem kobiet kierowanych jest najwięcej negatywnych treści, podpowiadających im, kim powinny być, jak się zachowywać, jak powinna wyglądać ich kariera, życie seksualne i ideał szczęścia. Sprowadza się to w istocie do czynienia z nich wyzwolonych obiektów seksualnych, skupionych na osobistej karierze, dla których takie pojęcia jak mąż, dzieci i rodzina są tak naprawdę do niczego niepotrzebne.
 
Jesteśmy bezbronni wobec potęgi mediów?
– Nigdy nie jesteśmy bezbronni, bo przecież mamy Chrystusa. Dlatego tak ważne jest zakotwiczenie w wierze, ono pomaga odróżniać dobre treści od tych złych. Wiara otwiera nasze oczy na prawdę. Kościół dysponuje zresztą wspaniałymi instrukcjami „obsługi” współczesnych mediów. Przykładowo, w styczniu każdego roku Ojciec Święty wydaje Orędzie na Światowy Dzień Środków Społecznego Przekazu, które jest prostą, czystą instrukcją korzystania z  mediów.
 
Ale do tego potrzebny jest także „medialny detoks” – to Pani autorskie określenie. 
– Tak, musimy bezwzględnie pozbyć się wszystkich złych nawyków i pojęć serwowanych  przez dzisiejsze media i  wyrobić sobie zupełnie nowy styl obcowania z nimi. Po pierwsze uświadomić sobie, jak dużo „konsumujemy” mediów i jakiego rodzaju są to media – czy
przypadkiem nie takie, które odciągają nas od Boga i tradycyjnych wartości?
Następnie powinniśmy narzucić sobie jakieś ograniczenia korzystania z mediów, szczególnie jeżeli mamy w domu dzieci. Warto wyznaczyć sobie w codziennym planie dnia „terytorium wolne od mediów”, które pozwoli nam na chwilową choćby ucieczkę od wszechobecnego medialnego szumu. Bezwzględnie powinniśmy także wyrzucić telewizor z sypialni. I zasada naczelna: komputer i telewizor nie mogą stać się centrum naszego domu.
 
Najlepsze sito odcedzające medialne toksyny?
– Sądzę, że każdy chrześcijanin powinien intuicyjnie czuć, jakie treści są dla niego nieodpowiednie. Ja np. często stosuję zasadę: „Co obejrzałby Jezus?”. To najlepszy test pod słońcem.
 

Teresa Tomeo – wieloletnia reporterka i prezenterka amerykańskich stacji telewizyjnych, nazywana jedną z „telewizyjnych twarzy USA”. W 2000 r. zrezygnowała z pracy w mediach i założyła własną firmę zajmującą się komunikacją medialną oraz m.in. wykładami na temat świadomego korzystania z mediów. Prowadzi także swoje autorskie programy telewizyjne i radiowe w największej na świecie katolickiej sieci medialnej EWTN oraz współpracuje z katolickim tygodnikiem „Our Sunday Visitor”. Była jedną z 280 delegatek uczestniczących w lutym 2008 r. w watykańskim kongresie kobiet. Jest autorką kilku bestsellerowych książek, w tym najnowszej Twój Nowy Styl, wydanej kilka tygodni temu przez

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki