Logo Przewdonik Katolicki

Nasza solidarność z Kościołem Prześladowanym

Ks. Mariusz Pohl
Fot.

Od trzech lat w drugą niedzielę listopada Kościół w Polsce obchodzi Dzień Solidarności z Kościołem Prześladowanym. Inicjatywa wyszła od Stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie.

 Przed laty, w czasach reżimu komunistycznego w Polsce, również korzystaliśmy z pomocy organizacji Kirche in Not. Dziś jesteśmy po drugiej stronie: sami możemy nieść pomoc chrześcijanom w krajach, w których Kościół jest naprawdę prześladowany. Jest to bardzo istotna różnica i wyraźny znak, że jednak żyjemy w cywilizowanym kraju.

Kiedyś funkcjonowało przysłowie: lepiej, że ubodzy siedzą pod twoimi drzwiami, niż gdybyś ty miał siedzieć pod cudzymi drzwiami. Lepiej jest pomocy udzielać, niż jej potrzebować. Wielu z nas pamięta czasy prymasa StefanaWyszyńskiego, bł. ks. Jerzego Popiełuszki, o. Honoriusza Kowalczyka, a nawet księży: Niedzielaka, Suchowolca, Zycha i wielu innych, którzy jeszcze w 1989 r., po przełomowych wyborach, oddali życie w niewyjaśnionych okolicznościach. To były rzeczywiste, krwawe prześladowania, heroiczne świadectwo wiary i wierności Kościoła polskiego. Co prawda dotykały one tylko najbardziej gorliwych i świętych księży, ale ich śmierć była prawdziwym męczeństwem, które ubogacało i budowało naszą wiarę i Kościół polski.

Czy dzisiejsze szafowanie hasłami o prześladowaniu i dyskryminacji Kościoła w naszej ojczyźnie nie brzmi w tym kontekście fałszywie? Jak można porównywać syty i bogaty katolicyzm we współczesnej Polsce z latami komunizmu? Każdy może dziś mówić, pisać, publikować, rozpowszechniać co tylko chce. Nic za to nie grozi, nikt się nie naraża, nie ryzykuje życiem. Jest to sytuacja błogosławiona i powinniśmy Bogu gorąco dziękować za ten pokój i spokój. Ale podobnie jak ze zdrowiem: zdrowy nie ma pojęcia, jak komfortowo sobie żyje, dopóki sam nie zachoruje albo nie zetknie się z chorobą bliskiej osoby, tak też i my nie zdołamy docenić i uszanować błogosławieństwa wolności, dopóki nie uświadomimy sobie, że w innych krajach chrześcijanie są prześladowani, z powodu wiary tracą pracę, idą do więzienia, a nawet oddają życie za Chrystusa.

Widząc w wielu krajach Europy, a powoli także i w Polsce, wygodne, luźno wypełnione ławki w kościele, leniwie odprawiane nabożeństwa, znudzonych wiernych zmierzających spacerkiem na niedzielne Msze – aż się nie chce wierzyć, że na świecie co trzy minuty ponosi śmierć jeden wyznawca Chrystusa (rocznie daje to rzeszę 170 tys. męczenników – zapewne więcej niż sumarycznie przez pierwsze tysiąclecie chrześcijaństwa); 200 mln chrześcijan jest brutalnie szykanowanych i prześladowanych, a dalsze 350 mln doznaje dyskryminacji. To jest prawdziwy dramat i prawdziwe świadectwo. Dokonuje się to na oczach i za milczącym przyzwoleniem całego świata.

Dlatego trzeba znać proporcje i – zgodnie z II przykazaniem – nie nadużywać imienia, słowa „prześladowanie” nadaremno. To tylko nasza zgnuśniała religijność próbuje się sama dowartościować i „doprawić” pieprzem skarg na rzekome prześladowania wiary. Wiara jest prześladowana, ale w Indiach, Iraku, Sudanie, Egipcie, Arabii Saudyjskiej, Chinach, Pakistanie, Nigerii… Można by długo wyliczać, ale Polska na szczęście na tej liście nie ma.

Dlatego tym bardziej musimy wykorzystać swoje uprzywilejowanie i dar wolności. Najpierw przez to, że wykorzystamy szanse, jakie daje nam wolność wyznawania wiary. Wielu ludzi może się skarżyć, że tej wolności nie mamy, że pozbawiono nas dostępu do mediów, że nas nie szanują, wyśmiewają i nie chcą słuchać. No a czego byśmy się spodziewali i oczekiwali: chrześcijaństwa bez krzyża? Chrystus wyraźnie zapowiadał, że będą prześladowania, że będą nas zamykać w więzieniach, wodzić przed sądy, skazywać na śmierć. Prześladowanie i nienawiść ze strony świata jest niejako wpisana w samą istotę chrześcijaństwa. Do pewnego stopnia umiarkowane prześladowanie jest bardzo zdrowe dla życia wiary.

I właśnie takie czasy i warunki mamy! W Polsce główny problem Kościoła na pewno nie leży w prześladowaniach, tylko w naszej gnuśności, niewierności, wygodnictwie i oddaleniu od Ewangelii. Potrzebujemy odważnych, pomysłowych, zaangażowanych i pracowitych świadków wiary: ludzi, którzy się nie zawstydzą publicznie przyznać do Kościoła albo w eleganckiej restauracji przeżegnać i pomodlić przed posiłkiem; ludzi, którzy w towarzystwie albo wśród kolegów w pracy będą mieli odwagę bronić zasad głoszonych przez Benedykta XVI; ludzi, którzy poświęcą swój czas i wysiłek na studiowanie Ewangelii, by mieć potem argumenty w dyskusjach z niewierzącymi; rodziców, którym nie zabraknie radosnej determinacji, by razem ze swoimi dziećmi uczestniczyć żywo we Mszy św. i nade wszystko księży, którzy nie będą traktowali kapłaństwa jako zawodu, lecz jako wielkoduszną misję, pasję i odpowiedzialność.

W ten sposób możemy okazać swoją solidarność z naszymi braćmi męczennikami w Arabii Saudyjskiej, Afganistannie, Bahrajnie, Bangladeszu, Egipcie, Etiopii, Indonezji, Iraku i Iranie, Nigerii, Pakistanie, Somalii, Sudanie, Turcji, Buthanie, Indiach, Kubie, Chinach, Wietnamie czy choćby pobliskiej Białorusi. Oni przelewają krew. My możemy przelać odrobinę potu, śpiesząc na modlitwę, zasiadając do czytania Pisma Świętego, uczciwie pracując i wychowując po Bożemu swoje dzieci. I dziękując Bogu, że możemy to wszystko robić bez żadnego strachu i ryzyka.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki