Logo Przewdonik Katolicki

Z męczennikiem w tramwaju

Michał Bondyra
Fot.

W naszym stuleciu wrócili męczennicy Jan Paweł II, Tertio Millennio Adveinte W pierwszy piątek Wielkiego Postu o godz. 18 na placu Mickiewicza w Poznaniu rozpocznie się Droga krzyżowa, odprawiana w intencji męczenników XXI wieku. Zanim jednak to nastąpi, w poznańskich tramwajach zawisną wizerunki chrześcijańskich męczenników, którzy w naszym stuleciu oddali swe życie...

W naszym stuleciu wrócili męczennicy
Jan Paweł II, „Tertio Millennio Adveinte”

W pierwszy piątek Wielkiego Postu o godz. 18 na placu Mickiewicza w Poznaniu rozpocznie się Droga krzyżowa, odprawiana w intencji męczenników XXI wieku. Zanim jednak to nastąpi, w poznańskich tramwajach zawisną wizerunki chrześcijańskich męczenników, którzy w naszym stuleciu oddali swe życie za wiarę.

Przyjdź i pomódl się za współczesnych męczenników – zachęca hasło z plakatu, na którym widnieje postać egipskiego 13-latka, zmasakrowanego tylko dlatego, że pomagał w budowie chrześcijańskiej świątyni. To przykład jednego z 280 plakatów przedstawiających sylwetki pięciu współczesnych ofiar męczeństwa w Turcji, Nigerii, Egipcie, Indonezji i Kongo.

– Chodzi o to, by w każdym poznańskim tramwaju znalazł się choćby jeden plakat – mówi Piotr Pilarczyk, dyrektor Fundacji św. Benedykta, współorganizator akcji.

Męczennicy tacy jak my
– Chcemy pokazać, że męczennik nie jest anonimowy. Może nim być młody chłopak, dziewczyna czy zakonnica lub nauczycielka, a więc osoba, co do której łatwo się odnieść, z którą można się identyfikować, utożsamiać – wyjaśnia.

Jak zapewnia jednak Bogusław Kiernicki, prezes Fundacji św. Benedykta, głównym celem akcji nie są plakaty, a Droga krzyżowa, która odbędzie się 3 marca, w pierwszy piątek Wielkiego Postu, na placu Mickiewicza przy Poznańskich Krzyżach.

– Cała akcja potrwa siedem dni, a jej całkowity koszt, a więc Drogi krzyżowej i plakatów informacyjnych, zamknie się w kwocie 6 tysięcy złotych – dodaje Pilarczyk. – Akcja w tramwajach ma za zadanie informować, a także przypominać, że na świecie do dziś są ludzie, którzy cierpią, a nawet poświęcają życie za wiarę, czyli są męczennikami Kościoła – mówi Kiernicki.

Solidarność, refleksja i modlitwa
Nabożeństwo ma być też wyrazem solidarności z cierpiącymi, którzy często swój ból przeżywają w samotności. – Ta sytuacja może być skonfrontowana z sytuacją prawdziwej, głębokiej ofiary chrześcijan, ofiary wolności i życia, co daje nam możliwość spojrzenia na własną wiarę i poważną refleksję nad jej stanem – zaznacza Kiernicki. – Jednak najważniejszy w akcji jest jej duchowo-modlitewny charakter – podkreśla Paweł Milcarek, redaktor naczelny „Christianitas”, współorganizator akcji. Jak zapewniają organizatorzy, założeniem akcji jest mówienie o prześladowanych, a nie o prześladowcach.

– Myślę, że to ciekawy i dobry pomysł – mówi dr Jerzy Kaczmarek, socjolog z Pracowni Socjologii Wizualnej Instytutu Socjologii w Poznaniu. – Nie wiem, czy świadomie, ale jest ona nawiązaniem do wydanego we Francji raportu o prześladowaniach chrześcijan, z którego wynika, że chrześcijanie są bardzo krwawo zwalczani w wielu krajach świata. Myślę, że ta akcja również skłania nas do uzmysłowienia sobie, że prześladowania chrześcijan to nie tylko czasy Nerona, ale i niestety czasy współczesne – dodaje.

Poruszyć ludzką wrażliwość
Czy zatem w przypadku takiej akcji możemy mówić o jakichś jej wymiernych efektach? – Może ktoś powiedzieć, że można ocenić akcję ze względu na liczbę osób uczestniczących w Drodze krzyżowej czy ilości plakatów, ale oczywiście są też niewymierne skutki polegające na poruszeniu wrażliwości ludzkiej, pamięci. A im więcej pamięci i modlitwy, tym bardziej prawdopodobne, że cierpienie współczesnych męczenników nie będzie bezowocne – wyjaśnia Paweł Milcarek.

Skąd te kontrowersje?
Wokół akcji, a w szczególności jej plakatowej części, narosło w prasie sporo kontrowersji, jakoby miała ona stanowić odwet katolików na muzułmanach protestujących przeciwko karykaturom Mahometa. – Jest to fałszywe skojarzenie, bo po pierwsze pokazujemy na tych plakatach twarze ofiar i informacje podstawowe w podpisie kim dana osoba była. Nie koncentrujemy się za to na ich prześladowcach. Na pewno nie ma to nic wspólnego z tym obrzydliwym aktem dziwacznych karykatur, ujmujących ludzi inaczej wierzących. U nas takich rzeczy nie ma, ale trudno jednak byśmy przemilczeli i zapominali o śmierci naszych współwyznawców, nie mówili o niej – wyjaśnia Milcarek. – A że teraz? Nigdy nie ma dobrego czasu na to, by przypominać o czymś bolesnym – dodaje. Związku między tymi wydarzeniami nie widzi też socjolog dr Jerzy Kaczmarek, który stwierdza wprost, że karykatury zostały opublikowane przez przedstawicieli prasy laickiej, a nie przez środowiska chrześcijańskie, a ponadto, że chrześcijanie są prześladowani w krajach nie tylko muzułmańskich, ale też tam, gdzie są hinduiści, również w Chinach, gdzie nie ma wielu muzułmanów. Tak więc absolutnie nie może chodzić o jakąś chęć odwetu.

Argumenty te nie trafiły jak dotąd do zarządzających spółką Tramwaje Warszawskie, którzy wstrzymali się z wydaniem zgody na umieszczenie plakatów w stołecznych tramwajach. Organizatorzy nie rozumieją tych obaw i jak się wydaje, ich niezrozumienie jest całkowicie uzasadnione. Bo czy w imię tzw. poprawności politycznej i źle pojętej tolerancji można przemilczeć sprawę tak ważną, jak prześladowania na tle religijnym i to tylko dlatego, że dotyczą one chrześcijan?
Paweł Milcarek – współorganizator akcji,
redaktor naczelny „Christianitas”

– Wstrzymanie akcji plakatowej z męczennikami w warszawskich tramwajach jest przejawem nadmiernie pojętej ostrożności, by nie powiedzieć bojaźliwości. Mimo że nasze działania dotyczą tematów trudnych i ważnych, robimy to w sposób wyważony. Zarzutem władz spółki Tramwaje Warszawskie i firmy obsługującej tramwaje od strony reklamowej było to, że nasza akcja budzi kontrowersje, a przecież kontrowersyjne może stać się cokolwiek. To nie jest poważne uzasadnienie. Dlatego decyzję władz spółki Tramwaje Warszawskie oceniam jako małostkową. Jest to jeszcze jedna próba specyficznej dyskryminacji głosu chrześcijańskiego, z którym nie należy się wychylać, bo zawsze uważany jest za kontrowersyjny. Jest to niepokojący sygnał dla prawdziwej wolności słowa. Zachowanie takie uzasadnione jest gdy mamy do czynienia z jakimś wygłupem czy prowokacją, taką jak np. ostatnio koszulki z napisami „Jestem bezrobotny”, noszone przez ludzi niemających z bezrobociem nic wspólnego, czy inne ogłaszające dokonanie aborcji. W naszym wypadku nie ma mowy o wygłupie czy prowokacji, my się nie podszywamy pod tych męczenników, lecz informujemy i przypominamy, że tacy ludzie są, że cierpią, że trzeba po prostu się z nimi solidaryzować w modlitwie i w pamięci. To, że ktoś odmawia zawieszenia plakatów na normalnych zasadach handlowych, to znaczy, że to dla niego nie jest kontrowersyjne, ale skandaliczne, bo w debacie publicznej kontrowersja jest rzeczą dopuszczalną, w przeciwieństwie do skandalu. Miejscem takiej debaty są również plakaty, a jeśli ktoś nam odmawia prawa do ich zawieszenia, to widać sądzi, że przypominanie o męczeństwie chrześcijan jest politycznie niepoprawne lub wręcz skandaliczne.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki