Każdego człowieka obowiązuje posłuszeństwo głosowi sumienia. Ów głos nie jest projekcją naszych lęków ani też wynikiem wychowania. To Bóg Stwórca tak wyposażył człowieka, aby miał wrażliwość moralną. Katechizm uczy nawet, że człowiek, który „dobrowolnie działałby przeciw takiemu sumieniu, potępiałby sam siebie” (KKK 1790). Sumienie jest narzędziem, którym posługujemy się przy rozpoznawaniu norm moralnych (tego co dobre i tego co złe), a także przy ich zastosowaniu w ocenie konkretnej sytuacji. Nie jest ono czymś statycznym, ale podlega rozwojowi. Istnieje nawet obowiązek formowania swego sumienia, tzn. takiego kształtowania sądu moralnego, aby postrzegać i oceniać rzeczywistość w prawdzie.
W tym celu słuchamy Słowa Bożego, wsłuchujemy się w nauczanie Kościoła, zwracamy się z prośbą o radę do autorytetów.
Jeśli sumienie zakazuje nam czegoś, albo wywołuje w nas niepokój w określonych sytuacjach, należy zaniechać dalszych działań. Niepokój sumienia podczas lektury winien skłaniać do jej przerwania. Jest wiele dobrych, budujących książek – w tym na tematy miłosne – że nie potrzeba czytać tych, które miłość spłaszczają, banalizują czy wulgaryzują. Zainteresowanie wątkami miłosnymi jest czymś naturalnym, bo człowiek pragnie kochać i szuka wiedzy o wyrazach miłości. Jednak świadome i dobrowolne czytanie czegoś, co wywołuje niepokój sumienia, należałoby omówić ze spowiednikiem. Ocena moralna czynu musi bowiem uwzględniać jego przedmiot, intencję działającego i okoliczności działania, a niemożliwym jest ich odgadnięcie podczas lektury krótkiego listu.
Najpiękniejszym traktatem o miłości (we wszystkich jej wymiarach) pozostaje na zawsze Pismo Święte. W lekturze Słowa Bożego warto szukać wskazówek, rad i napomnień, jak kochać i być kochanym.