Logo Przewdonik Katolicki

Aby dojść do porozumienia

Justyna Sowa
Fot.

Kiedy małżonkowie: pan A i pani B pokłócą się niemiłosiernie nic w tym nadzwyczajnego. Gdy jednak pan A wyprowadza się, a pani B chce wnieść pozew o rozwód jasne jest, że potrzebują pomocy. Często ostatnią deską ratunku dla takich małżeństw jest mediacja.

 

Żyjąc w jakiejkolwiek społeczności, mniejszej czy większej, w rodzinie, w małżeństwie czy w pracy prędzej czy późnej doświadczamy konfliktu. Nie ma bowiem wątpliwości, że spory i nieporozumienia obecne są we wszystkich kulturach i w każdej relacji międzyludzkiej. Drobne lub większe nieporozumienia zdarzają się wszędzie tam, gdzie są ludzie. I tak jest od początku dziejów, czego dowodzą źródła historyczne. Sam Stary Testament przepełniony jest opisami konfliktów w Narodzie Wybranym.
 
Spojrzenie z zewnątrz
Czasem jest tak, że w spór między dwie strony musi wejść ktoś trzeci, by pomóc im się porozumieć. Skonfliktowane osoby będąc zaangażowane emocjonalnie, często nie są już w stanie spojrzeć obiektywnie ani tak przekazać swoich racji, by druga strona je zwyczajnie zrozumiała. W takiej sytuacji z pomocą może przyjść mediator, czyli osoba z zewnątrz, która pomoże im uporządkować myśli i wypracować porozumienie. Często także sama obecność kogoś obcego hamuje lawinę wzajemnych oskarżeń.
Trzeba podkreślić, że rolą mediatora nie jest narzucanie własnego zdania ani perspektywy, ale towarzyszenie i ewentualna pomoc w komunikacji. Podstawowym warunkiem mediacji jest także zupełna bezstronność mediatora. Jeśli w jakimkolwiek przypadku zorientuje się, że skłania się ku którejś ze stron, powinien natychmiast wycofać się z prowadzenia mediacji.
 
Informacje poufne
Spotkanie mediacyjne, mimo iż z założenia jest nieformalną rozmową, ma swój ściśle określony przebieg. We wstępie mediator przedstawia stronom zasady mediacji oraz swoją rolę w przebiegu rozmowy. Następnie uważnie wysłuchuje każdej ze stron, dając im tyle samo czasu na wypowiedź. Potem wspólnie tworzą listę problemów do omówienia i rozwiązania, nadając im określony porządek i hierarchię. Wreszcie skupiając się na każdym z nich, wspólnie wypracowują rozwiązanie, które uwzględnia interesy każdej ze stron i prowadzi do wzajemnego zrozumienia i akceptacji. Ostatnim elementem mediacji jest spisanie ugody mediacyjnej. Wszystkim tym etapom mediator towarzyszy i pomaga, ale to małżonkowie rozmawiają ze sobą i szukają rozwiązania. Wszystko to odbywa się zazwyczaj podczas dwóch do pięciu spotkań.
Mediacje objęte są również ścisłą klauzulą poufności. Nic z treści rozmów nie ma prawa wyjść poza ściny pokoju, w którym się odbywają. Mediator nie może wiedzy na temat konfliktów danego małżeństwa w żaden sposób wykorzystywać, ani posługiwać się nią.
 
Mediatorami byli duchowni
Warto wspomnieć także, że wbrew pozorom mediacje mają bogatą tradycję. W historii mediatorami byli głównie duchowni. To oni przyjmowali rolę pośredników, np. między zwaśnionymi rodzinami. Badacze historii mediacji wskazują, iż w średniowieczu Kościoły katolicki i prawosławny były prawdopodobnie najlepiej wyspecjalizowanymi instytucjami w prowadzeniu mediacji w całym zachodnim społeczeństwie. Z tą tylko różnicą, że wtedy tak się tego nie nazywało.
Współcześnie mediacja prężnie się rozwija. Rozkwit tej dziedziny to głównie ostatnie 35 lat. A zaczęło się w Stanach Zjednoczonych, gdzie w Amerykańskim Departamencie Pracy powołano radę „pełnomocników ds. pojednania”, która zajmowała się rozwiązywaniem konfliktów.
Również w naszym kraju liczba wykwalifikowanych mediatorów rośnie. Każdy poważny konflikt małżeński może zostać zażegnany poprzez udział w mediacji. A nierzadko metody pracy i porozumiewania się, których uczy mediator, małżonkowie wykorzystują potem w dalszym życiu i z kryzysami radzą sobie już sami.
 

 
Dążenie do uniknięcia wszelkich konfliktów w życiu może być zrealizowane jedynie na bezludnej wyspie, a i to niekoniecznie, bo co z tymi wewnętrznymi? Nie chodzi więc o stworzenie życia bez nieporozumień, ale wypracowanie umiejętności radzenia sobie z nimi
 
 

 
Mediacja to nie terapia
Z Katarzyną Głownią, mediatorem z Poradni Specjalistycznej „Miłość i odpowiedzialność” przy placu Mariackim
ROZMAWIA JUSTYNA SOWA
 
Na czym polega mediacja?
– To po prostu dobra rozmowa, w której mediator, czyli niezaangażowana osoba trzecia pomaga dwom stronom konfliktu, w naszej poradni głównie małżonkom, dojść do porozumienia.
 
Czy rzeczywiście jest to konieczne, by swoje małżeńskie problemy rozwiązywać w obecności obcej osoby?
– Nie ma małżeństw, które nie przechodziłyby kryzysu. Wśród nich są takie, które w sytuacjach trudnych szukają pomocy doradcy, terapeuty albo właśnie mediatora. Trzeba bowiem pamiętać, że w wielu przypadkach pary zgłaszają się na mediacje dopiero w ostrej fazie konfliktu, kiedy jedna ze stron chce odejść.
 
I rzeczywiście udaje się dzięki mediacjom uratować małżeństwa?
– Często się udaje. Małżonkowie dochodzą do porozumienia, choć wybierają na przykład inne formy pomocy. Można tu wymienić choćby obietnicę podjęcia terapii przez jedną ze stron.
 
Ale mediacja nie jest już sama w sobie swoistą terapią?
– Nie, to zupełnie co innego. Terapeuta jest ekspertem od zdrowia i choroby, natomiast w mediacji ekspertami od problemu są osoby, które przychodzą, a nie mediator. Poza tym terapia jest skoncentrowana na problemach z przeszłości i ich wpływie na teraźniejszość. Mediacja skupia się na przyszłości.
 
Na czym dokładnie polega rola mediatora?
– Jest bezstronną osobą, która za zgodą stron zaangażowanych w spór pomaga im samodzielnie poradzić sobie z konfliktem, umożliwia opowiedzenie o swoich przeżyciach i potrzebach w atmosferze poufności i akceptacji. Główne problemy wynikają bowiem z nieumiejętności komunikacji. Każda z osób jest inna i kiedy wchodzi w relację, to zawsze wnosi do niej inne doświadczenie życiowe, inną wizję związku i inne oczekiwania. Często także mówi innym językiem. I ten język czasem trzeba przetłumaczyć, a zajmuje się tym właśnie mediator.
 
Czy małżeństwa kłócą się przy Pani?
– O tak! Często od tego wychodzimy i na tym pracujemy, bo tak właśnie wygląda ich porozumiewanie się na co dzień.
 
A zdarza się, że mediacje nie pomagają?
– Nie każde zgłoszenie się na mediację prowadzi do jej podjęcia. Jeśli w czasie pierwszego spotkania okazuje się, że zgłoszenie jest zaledwie fragmentem gry wzajemnej wrogości, a mediatorowi nie uda się namówić małżonków do chociażby częściowego zawieszenia broni, to dialog z bezstronnym mediatorem nie jest możliwy.
 
Czy istnieją inne przeciwwskazania do podjęcia mediacji?
– Na przykład uzależnienia, choroba psychiczna czy długotrwała przemoc w rodzinie. Wówczas wiadomo, że jedna strona wyjściowo jest na niższej pozycji niż druga.
 
Dużo małżeństw zgłasza się do poradni?
– Coraz więcej.
 
Z czym głównie przychodzą?
– Najczęściej to problemy relacyjne – trudności w komunikacji, w określeniu i realizacji potrzeb. Niezwykle częstym problemem są kontakty z teściami i dalszą rodziną. Są też kwestie finansowe, bardzo często podział obowiązków domowych.
 
Wzrusza się Pani czasem w trakcie tych rozmów?
– Zawsze spotkaniom mediacyjnym towarzyszą silne emocje. Małżonkowie, kiedy przychodzą, siadają na krzesłach, które są w pewnej odległości. Kiedy więc w trakcie dyskusji zsuwają je i przytulają się, to jest to wzruszające. Ale czasem zdarza się także, że jedna ze stron wychodzi, bo trudno jej wytrzymać napięcie. Najczęściej jednak wraca.
 
Ile kosztuje uczestnictwo w mediacji przy placu Mariackim?
– Nic nie kosztuje. To jest tylko kwestia dobrej woli.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki