Logo Przewdonik Katolicki

Jubilatka

Monika Białkowska
Fot.

Mało która szkoła pochwalić się może 140-letnią tradycją. I mało która może powiedzieć, że jej mury opuściło ponad czterdziestu księży. To właśnie dzięki temu jubileusz I Liceum Ogólnokształcącego w Wągrowcu jest tak niezwykły.

Mało która szkoła pochwalić się może 140-letnią tradycją. I mało która może powiedzieć, że jej mury opuściło ponad czterdziestu księży. To właśnie dzięki temu jubileusz I Liceum Ogólnokształcącego w Wągrowcu jest tak niezwykły.

 

– Szkoła zawsze jest niezwykle ważnym miejscem w życiu każdego miasta – mówił 15 września podczas jubileuszowych uroczystości prymas Polski abp Józef Kowalczyk. – Wasza szkoła, która trwa nieprzerwanie od 140 lat, jest miejscem szczególnie ważnym, ponieważ dzięki pracy wielu pokoleń dyrektorów, wychowawców i nauczycieli wydała wielkich i mądrych obywateli dla tego miasta i całej Wielkopolski. Jako prymas i metropolita gnieźnieński szczególnie wdzięczny jestem wam za liczne grono kapłanów, którzy właśnie w tych murach dojrzewali, zanim usłyszeli od Jezusa „Pójdź za mną”. To wielka sztuka tak wychowywać młode pokolenia, żeby wymagając od nich rzeczy największych, pozostać jednocześnie w ich wdzięcznej pamięci i po latach gromadzić ich wokół siebie tak, jak przyszli tu dzisiaj.

 

Co wy tam robicie?

Szkoła rzeczywiście miała szczęście do przyszłych kapłanów. – W czasie, kiedy byłem w szkole i w seminarium, było ok. 12 kleryków, absolwentów naszej szkoły – mówi ks. Stanisław Talaczyński, proboszcz parafii pw. NMP Królowej Polski w Żninie (matura rocznik 1977). Czy tylu kleryków to przypadek? – Nie ma przypadków – odpowiada ks. Talaczyński. – Nie jest to może wprost zasługa szkoły, bo powołanie przecież nie rodzi się w ten sposób. Ale wiem, że nauczyciele i dyrekcja musieli tłumaczyć się przed komunistycznymi władzami. Pytano ich wprost: „Co wy tam robicie, że tylu ich idzie do seminarium?” Moja wychowawczyni, pani Leokadia Zrębek, rusycystka, widziała, jak ręcznie przepisywałem książeczki do nabożeństwa. Choć wielu mogło się spodziewać, że pójdę do seminarium, choć byłem ministrantem, lektorem, organistą, nigdy od nikogo nie usłyszałem, że nie powinienem tego robić, i za to jestem im wszystkim bardzo wdzięczny. Przyjmowano to ze spokojem. Raz tylko dyrektor Markiewicz zwrócił nam uwagę, żebyśmy – skoro już musimy chodzić przed szkołą do kościoła – zabierali torby ze sobą, a nie zostawiali ich pod płotem, bo komuś coś zginęło.

 

Matura i manifestacja

Czasy głębokiego PRL-u pamięta ks. Stanisław Podlewski, proboszcz w parafii pw. św. Michała Archanioła w Mieścisku (matura rocznik 1959). Ale on również nie miał problemów z pójściem do seminarium. – Więcej się mówiło, że będą kłopoty, niż one naprawdę były. Sam nigdy niczego takiego nie doświadczyłem, ani ze strony nauczycieli, ani ze strony młodzieżowych organizacji socjalistycznych – wspomina. – Profesorowie o kwestiach wiary nie mówili, mieliśmy nawet takich, którzy sami mieli kłopoty, byli najpierw wyrzucani z pracy, a potem, po roku 1956, wracali. Do liceum chodziłem, kiedy do władzy doszedł Gomułka. Przynależność do młodzieżowej organizacji była wówczas obowiązkowa, ale wówczas akurat rozwiązano ZMP. Zanim założono ZMS, mieliśmy półtora roku spokoju. Za moich czasów licealnych zdejmowano również ze ścian krzyże, we wrześniu 1958 r., po sierpniowym „Okólniku w sprawie przestrzegania świeckości szkoły”, już ich nie było. O naszym chodzeniu do kościoła po prostu się nie mówiło, choć wcześniej, w czasie odwilży, mieliśmy nawet szkolne rekolekcje, na takiej zasadzie, jak są teraz – z wolnym od zajęć szkolnych. Później kolejne roczniki miewały większe problemy, na przykład z nauczycielką, która próbowała przekonać uczniów, że Boga nie ma. A kiedy już jako wikariusz w połowie lat sześćdziesiątych pracowałem w Wągrowcu, musieliśmy interweniować w szkole w obronie uczniów, bo ich obecność na Mszy św. przed maturą i przejście całą grupą po Mszy do szkoły potraktowano jako manifestację.

 

Sport i kościół

Absolwentem wągrowieckiego liceum jest również ks. Paweł Gronowski, proboszcz parafii pw. NMP Nieustającej Pomocy w Zdziechowie i dyrektor Radia Plus (matura rocznik 1986). – W naszej klasie było czterech chłopaków, z czego dwóch zostało księżmi: ja i ks. Arkadiusz Wzięch – wspomina ks. Gronowski. – Dzięki mojemu wychowawcy byłem bardzo zaangażowany w harcerstwo, a przyjaźnie z tamtego czasu przetrwały do dziś. Na bardzo wysokim poziomie była plastyka i wychowanie techniczne: dzięki tym zajęciom nauczyłem się pisma technicznego czy szycia. W szkole bardzo doceniany był również sport, ja sam trenowałem w drużynie lekkoatletycznej.

Skąd taki fenomen powołań kapłańskich? – Może też dlatego, że dzięki bliskości wągrowieckiej fary zawsze, idąc do szkoły, wchodziliśmy do kościoła na krótką modlitwę? I to w zasadzie wszyscy, mało było takich, którzy kościół omijali – mówi ks. Gronowski. – O tym, że Arek idzie do seminarium, dowiedziałem się już w Paryżu, dokąd zostałem wysłany przez prymasa. Przez dwa lata pisaliśmy do siebie. Z naszego rocznika jeden kolega poszedł również do ojców paulinów, ale nigdy się nie spotkaliśmy.

 

Historia

Do czasów rozbiorów Wągrowiec był własnością zakonu cystersów, którzy prowadzili szkołę przyklasztorną. Po drugim rozbiorze społeczność miasta otrzymała zgodę na utworzenie Królewskiego Gimnazjum dla chłopców – szkołę tę otwarto 2 maja 1872 r. Początkowo mieściła się ona w budynku pocysterskiego klasztoru, a w kwietniu 1878 r. została przeniesiona do nowego budynku. Szkoła miała charakter klasyczno-humanistyczny, z greką i łaciną. Po ośmiu latach nauki jej uczniowie zdawali maturę i mieli możliwość dalszego kształcenia się na uniwersytetach. Oprócz „oficjalnej” nauki uczniowie szkoły zajmowali się również samokształceniem i tajną działalnością patriotyczną. Po odzyskaniu niepodległości obok klasycznego Gimnazjum Męskiego uruchomiono 7-klasowe Gimnazjum Żeńskie. We wrześniu 1937 r. przekształcono Państwowe Klasyczne Gimnazjum w Wągrowcu na 4-letnie Gimnazjum i 2-letnie Liceum Humanistyczne, które przygotowywało do studiów wyższych.

W czasie II wojny światowej w budynkach szkoły działała szkoła niemiecka, później wkraczający do miasta Rosjanie urządzili w nich szpital polowy. Po wojnie szkoła natychmiast znów zaczęła pełnić swoje właściwe zadania, najpierw jako jedenastoletnia Szkoła Ogólnokształcąca (do 1957 r.), a następnie jako Liceum Ogólnokształcące. W czerwcu 1960 r. szkole nadano imię Powstańców Wielkopolskich.

 

Absolwenci

Do najbardziej znanych absolwentów wągrowieckiej szkoły należą bł. ks. Stanisław Kubski oraz Stanisław Przybyszewski.

Stanisław Kubski urodził się 13 sierpnia 1876 r. we wsi Książ pod Strzelnem. Uczył się najpierw w gimnazjum w Trzemesznie, później w Inowrocławiu i w Wągrowcu, gdzie w 1897 r. zdał maturę. W roku1900 otrzymał święcenia kapłańskie i rozpoczął pracę duszpasterską. Od 1910 r. był proboszczem w kościele św. Wawrzyńca w Gnieźnie, a później w gnieźnieńskiej farze.  W czasie powstania wielkopolskiego wszedł w skład Miejskiej Rady Ludowej w Gnieźnie. Podczas wojny bolszewickiej w latach 1919–1922 był kapelanem Wojska Polskiego. Następnie jako proboszcz w kościele Najświętszej Maryi Panny w Inowrocławiu prowadził duszpasterstwo dzieci, młodzieży,  zwłaszcza tej ubogiej.

Aresztowany przez hitlerowców 8 września 1939 r. został osadzony w obozie koncentracyjnym w Dachau (nr obozowy 21878). Zapamiętano go, jak na barłogu odmawiał Różaniec, trzymając w ręku kawałek sznurka z zaplecionymi supłami. W maju 1942 r. został włączony do tzw. transportu inwalidów i trafił do komory gazowej w Hartheim pod Linzem w Austrii. Jan Paweł II ogłosił go błogosławionym 13 czerwca 1999 r. w Warszawie.

Stanisław Feliks Przybyszewski urodził się w Łojewie na Kujawach. Matka uczyła go grać na fortepianie i podsuwała ciekawe książki. Ojciec, przekonany o nazbyt pobłażliwym postępowaniu żony, postanowił posłać go do gimnazjum w Toruniu. Tam jednak syn nie spisywał się dobrze, dlatego przeniesiono go do Wągrowca, żeby był blisko rodziny i w miasteczku, w którym będzie miał mniej pokus. W ten sposób w sierpniu 1884 r. Stanisław Przybyszewski trafił do Wągrowca. Mieszkał najpierw u krewnych, potem w pensjonacie, wreszcie na wynajętym poddaszu. Nie był dobrym uczniem, ale ratowała go znajomość literatury, zdolności muzyczne i plastyczne oraz znajomość języka niemieckiego. Kiedy zachwycony jego koncertem landart von Unruch wysłał mu w prezencie zimowe palto, ten odesłał mu prezent bez słowa. Po maturze wyjechał do Berlina, ale do Wągrowca wracał wielokrotnie. Choć jego postać różni się bardzo od bł. Stanisława Kubskiego, również i to przypisać można szkole na chwałę – że pozwala ludziom rosnąć i nie krępuje ich pragnień, dyskretnie nimi kierując, by nigdy nie były zbyt małe.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki