Powtarzany przez lata żart archeologów, że Pompeje ginęły dwukrotnie, ostatnio przestał być śmieszny. Faktycznie jesteśmy świadkami tego, że starożytne miasto rozpada się na oczach turystów. Finansowy zastrzyk z Unii Europejskiej powinien uratować Pompeje.
Od kilku lat władze Włoch są oskarżane przez opinię publiczną o to, że nie dbają o swoje najważniejsze zabytki. Pompeje, miasto rzymskie zasypane przez wulkaniczny popiół po erupcji Wezuwiusza w 79 r., przetrwały do naszych czasów. Paradoksalnie, dzięki tej tragedii, możemy przekonać się, jak wyglądało codzienne życie w cesarstwie rzymskim. Pompeje są jedną z najlepiej zachowanych pamiątek materialnych starożytnej kultury. Dowcip krążący wśród archeologów mówił, że pierwsze zniszczenie Pompejów miało miejsce w 79 r. Drugie to proces znacznie dłuższy, który toczy się od pierwszych wykopalisk archeologicznych do teraz. Wiadomości z ostatnich lat budzą przerażenie naukowców: jesteśmy świadkami rujnacji starożytnego miasta. Po kilku latach próśb, wreszcie Unia Europejska zdecydowała się przekazać 105 mln euro na odrestaurowanie zabytków Pompejów.
Miasto w chaosie
Sądzono, że Wezuwiusz to wulkan wygasły, nie wybuchał już od tysięcy lat, a na jego zboczach uprawiano oliwki i winogrona. 24 sierpnia 79 r. nastąpił jednak wybuch. Z nieba spadł deszcz żużlu, a pod wieczór dachy domów stojących najbliżej wulkanu zaczęły się załamywać. Do tego czasu większość mieszkańców Pompejów zdążyła porzucić swoje domy. Niektórzy jednak zostali lub decydowali się na ucieczkę za późno. Można prześledzić wiele prób nieudanych ucieczek. Na przykład czteroosobowa rodzina znaleziona na jednej z ulic w pobliżu Forum. Na czele szedł ojciec, krzepki mężczyzna z naciągniętym na głowę płaszczem. Niósł trochę złotej biżuterii, klucze i niemałą ilość pieniędzy. Za nim szły jego dwie małe córeczki oraz ich matka. Podkasała suknię, żeby było jej łatwiej się poruszać, a w worku niosła resztę kosztowności.
Szczątki ludzkie znajdowane są do dziś. W przewodnikach turystycznych opisujących Pompeje często spotykamy się z opisem sugerującym, że oto możemy patrzeć na codzienne życie zwykłego rzymskiego miasta. Taka właśnie wizja wciąż funkcjonuje, choć jest mitem. Pompeje to obraz starożytnego życia pogrążonego w chwili przerażającego chaosu, nikt tu nie „zastyga podczas codziennych zajęć”. Ludzie uciekli lub uciekają, domy są puste, ponieważ ci, którzy zdążyli się ewakuować zabrali ze sobą, co tylko mogli, a reszta została po prostu ukradziona przez osiemnastowiecznych „poszukiwaczy skarbów”.
Miasto jest zdewastowane, zrujnowane, niespokojne. „Mimo to, wciąż pozwala nam wyrobić sobie żywsze pojęcie o prawdziwych ludziach niż jakiekolwiek inne miejsce starożytnego świata”, zauważa badaczka i filolog klasyczny Mary Beard, autorka książki Pompeje. Życie rzymskiego miasta.
Zakonserwowani na wieki
Popiół wulkaniczny sypał się na Pompeje przez trzy dni. Rozżarzone kamienie, strumienie lawy, trujące gazy – oto prawdopodobne przyczyny śmierci mieszkańców, którzy nie zdążyli uciec. Jednak najnowsze badania z 2010 r. przekonują, że to gorąco było powodem śmierci ludzi. Zanim zostali zasypani kilkumetrową warstwą popiołów, znaleźli się w strefie temperatury dochodzącej do 600°C. To ona uśmierciła pompejańczyków jeszcze zanim na miato spłynęła gorąca lawa, a potem pokrył ich deszcz lapis lazuli. Według włoskich naukowców to „dobra” wiadomość, bowiem można sobie wyobrazić, że ludzie ci nie męczyli się długo. Gorąca temperatura zabija w ciągu kilku sekund. Naukowcy wydali oświadczenie, w którym piszą, że ofiary nie zmarły ani przez doznane urazy, ani w wyniku uduszenia. Możemy więc zapomnieć o budzących krew w żyłach opowieściach o „pogrzebanych żywcem”. Sześciometrowa warstwa wulkanicznego pyłu przykryła miasto i doskonale je zakonserwowała. Dzięki temu możliwe jest odtworzenie życia starożytnych w sposób niezwykle drobiazgowy. Zachowały się bowiem nie tylko domy, wnętrza, ulice i oczywiście ciała mieszkańców, ale nawet resztki jedzenia przygotowane tuż przed katastrofą, bochenki upieczonego chleba, owoce czy niedopite wino.
O Pompejach zapomniano na wiele wieków. Lecz archeologii sprzyja przypadek. Podczas budowy rurociągu pod koniec XVI w. odkryto kamienną tablicę, na której można było odczytać nazwę Pompejów. Prawie 100 lat później znaleziono nowe napisy i rozpoczęto wykopaliska. W 1689 r., kiedy to Giuseppe Mancini ogłosił drukiem, że pogrzebane miasto to legendarne Pompeje, informacją zainteresowali się przede wszystkim rabusie. W połowie XVIII w. zaczęto usuwać ziemię systematycznie, warstwa po warstwie. W 1749 r. odkryto amfiteatr i willę Cycerona. Moda na starożytność spowodowała, że do Pompejów zaczęli przyjeżdżać dyletanci: pod patronatem książąt i arystokracji wydobywano i wywożono rzeźby, wazy, monety, klejnoty, a nawet wykute ze ścian malowidła. Rozpoczęła się druga śmierć miasta.
Archeologiczny i snobistyczny chaos doprowadził do porządku Giuseppe Fiorelli, który w 1860 r. stał się kierownikiem wykopalisk. Znany jest jednak przede wszystkim z tego, że wynalazł metodę odtworzenia ludzkich ciał i przedmiotów znalezionych w Pompejach. Odlewy ciał mieszkańców robią do dzisiaj na zwiedzających największe wrażenie. Otóż popiół zasklepił się tak szczelnie wokół ciał, że choć uległy rozkładowi, to zachował się ich niezwykle dokładny kontur. Fiorelli wynalazł technikę odlewu: przez niewielki otwór wlewał gips sztukatorski, który wypełniał całą przestrzeń. Po związaniu gipsu usuwał warstwę popiołu i odsłaniały się odlewy tak dokładne, że można było z nich odczytywać rysy twarzy. Jednak do najważniejszych odkryć należą malowidła ścienne, które zachowały się we wnętrzach domów w dość dobrym stanie. Trzeba też nadmienić, że Fiorelli wiele budynków po prostu odbudował.
Na ratunek
Pompeje giną. W czasie wojny zbombardowane przez aliantów, po wojnie grabione na olbrzymią skalę, dziś dalej niszczeją. W 2008 r. rząd Włoch wprowadził na rok stan kryzysowy w Pompejach. Nadmierny ruch turystyczny, porastające wszystko chwasty, wpływ środowiska, bałagan – trudno sobie wyobrazić stan dewastacji słynnego terenu wykopalisk archeologicznych. Pompejańskie obiekty, które od 1997 r. są na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO, zaczęły się po prostu walić. W listopadzie 2010 r. zawalił się Dom Gladiatorów, jeden z najsłynniejszych zabytków w Pompejach. Miesiąc później runął położony obok Dom Moralisty. Minął rok i zawalił się starożytny mur. Zaczęły odpadać tynki ze słynnymi freskami.
Włoskie Obserwatorium ds. Dziedzictwa Kulturowego ostrzegało, że sytuacja w Pompejach jest dramatyczna. Szef instytucji ogłosił, że zawaleniem grozi 80 proc. zabytkowych domów i ich pozostałości. Antonio Irlando powiedział, że na jeden nagłośniony przez media przypadek zawalenia się fragmentów antycznej zabudowy, przypada dziewięć, o których nikt nie wie. – Nie ma ani minuty do stracenia – mówią włoscy naukowcy. – Stan Pompejów to hańba – to słowa prezydenta Włoch Giorgio Napolitano. Na ówczesnego premiera spadła fala krytyki za dokonywanie oszczędności wydatków budżetowych kosztem potrzeb kultury, a minister kultury podał się do dymisji.
W tym roku w kwietniu okazało się na szczęście, że Unia Europejska znalazła pieniądze, które pomogą uratować Pompeje. Kwota 105 mln euro powinna wystarczyć na odrestaurowanie zabytków, które są ważne nie tylko dla kultury Włoch, ale i dziedzictwa historycznego całej Europy.