Śmierć dziecka jest dla rodziców straszną tragedią. Być może ten ogrom cierpienia sprawia, że najbliżsi i przyjaciele nie potrafią sobie z nim poradzić. Wolą o tym nie mówić i zmarłe dziecko szybko staje się wielkim nieobecnym. W pamięci i sercu rodziców zostaje na zawsze, ale otoczenie udaje, że nic się nie wydarzyło, starannie unikając tego tematu. Dzień Dziecka Utraconego, obchodzony 15 października, ma uzmysłowić wszystkim ludziom, że zmarłe dzieci nigdy nie zostaną wymazane z pamięci osieroconych rodziców.
Dzień Dziecka Utraconego
Idea Dnia Dziecka Utraconego narodziła się w Stanach Zjednoczonych. Robyn Bear, która aż sześć razy doświadczyła poronienia, doszła do wniosku, że rodzice, rodzeństwo i dziadkowie potrzebują dnia, który byłby poświęcony zmarłym dzieciom. Robyn doskonale wiedziała, jak traktowane są kobiety po stracie dziecka i jak ta strata jest przez otoczenie ignorowana. Razem z przyjaciółką postanowiły przeciwstawić się wszystkim, którzy radzili żyć dalej, jak gdyby nigdy nic. „Nie, życie nie idzie dalej, straciłam dziecko. Synek był dla mnie ważny i nigdy go nie zapomnę” – powiedziała Lisa Brown po kolejnym poronieniu w 17. tygodniu ciąży. Razem zaczęły tworzyć grupy wsparcia i doprowadziły do tego, że dzień 15 października został przez Kongres Stanów Zjednoczonych uznany za Dzień Pamięci Dzieci Nienarodzonych i Zmarłych (Pregnancy and Infant Loss Rememberence Day). W Polsce po raz pierwszy obchodzono Dzień Dziecka Utraconego w 2004 r. Z roku na rok coraz więcej rodziców bierze udział w różnego rodzaju publicznych akcjach i Mszach św. za dusze zmarłych dzieci. Pragną przez to powiedzieć, że doświadczyli ogromnej straty i nie chcą już udawać, że nic takiego się nie stało. Że to, co się wydarzyło, zmieniło ich życie i wcale nie mają ochoty o tym zapominać.
Nieudane pocieszenia
„Lepiej, że tak się stało, niż gdyby urodziło się kalekie albo chore”, „Lepiej, że ta ciąża skończyła się na początku niż później, jakbyś się już przyzwyczaiła”, „Zobaczysz, szybko zapomnisz”, „Najlepiej szybko zajdź w następną ciążę”, „Nie przesadzaj, nie wiesz, że połowa ciąż kończy się poronieniem?”, „Jesteś młoda, będziesz miała jeszcze dużo dzieci” – takie i inne słowa „pocieszenia” usłyszałam w ciągu pierwszego miesiąca po poronieniu dziecka. To było wymodlone i wyczekiwane dziecko. Wydawało mi się, że cały świat mówił mi, że nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło i że powinnam przejść nad tym do porządku dziennego. Przez trzy miesiące ciąży byłam matką, ale po poronieniu już nią nie byłam. Czułam pustkę i bardzo cierpiałam. Moja przyjaciółka straciła dziecko w 6. miesiącu ciąży. Musiała je – martwe – urodzić. Oskarżała się potem, że tak się stało pewnie z jej winy, może nie powinna brać jakichś leków, gdy była chora? Leżała na sali z matkami zdrowych niemowląt, a pielęgniarki w ogóle jej nie zauważały. Miały przecież sporo pracy przy noworodkach. Innej koleżance dziecko umarło w wieku niemowlęcym na skutek fatalnego zbiegu okoliczności, które doprowadziły do wypadku. Usłyszała, jak sąsiadki plotkowały, że niezbyt dobrze je pilnowała.
Ale chyba najgorsze jest to, że wszyscy wokół zdają się mówić: zapomnij i żyj dalej.
Porozmawiajmy
Nie wolno udawać, że się nie pamięta. Życie w takim przypadku będzie wciąż wielką udręką. Trzeba pozwolić sobie na płacz i przejść żałobę. Nawet wtedy, gdy dziecko miało zaledwie kilka centymetrów. To nie był zarodek – to było dziecko, a rodzice wiązali z nim nadzieje, marzenia i plany. Obdarzyli je swoim uczuciem. Nie można ulec opinii, że nic się nie stało i za wszelką cenę pokazywać, że jest się silnym. Ucieczka w alkohol czy nadmierną aktywność też nie jest dobrą metodą. Żałoba to stan psychologiczny, człowiek go sobie nie wybiera, on po prostu pojawia się, kiedy tracimy kogoś bardzo ważnego. Smutek, płacz, odrętwienie, bezradność, pustka, zaprzeczenie, obwinianie się, gniew, poczucie niesprawiedliwości, bunt – to normalne reakcje. Nie należy ich powstrzymywać, bo wtedy ból staje się jeszcze większy. Potem nadchodzi zupełnie normalny etap szukania kontaktu ze zmarłym dzieckiem. Jeśli dziecko nie miało imienia, koniecznie trzeba mu je nadać. Pomaga gromadzenie pamiątek i rozmawianie o tym, co się wydarzyło. Wiele zależy od otoczenia: najbliższej rodziny, przyjaciół, współpracowników. Nie bójmy się cierpienia naszych znajomych, którzy stracili dziecko. Oni potrzebują rozmów, potrzebują od nas potwierdzenia, że naprawdę stało się coś strasznego. Chcą widzieć, że mają prawo do cierpienia. Lista życzeń osieroconych rodziców opublikowana na stronie internetowej
www.dlaczego.org.pl pozwoli nam pomóc w ich zrozumieniu:
1. Chciałabym, by moje dziecko nie umarło. Chciałabym mieć je z powrotem.
2. Chciałabym, byś się nie bał, wymawiając imię mojego dziecka. (…)
3. Jeśli płaczę lub reaguję emocjonalnie, gdy mówisz o moim dziecku chciałabym, byś wiedział, że to nie dlatego, że mnie ranisz. Czuję wówczas, że pamiętasz, czuję twoją troskę! (…)
4. Chciałabym, byś nie „zabijał” ponownie mojego dziecka, usuwając jego zdjęcia, rysunki, pamiątki ze swojego domu.
5. Bycie rodzicem w żałobie nie jest zaraźliwe, więc chciałabym, byś mnie nie unikał. Potrzebuję cię teraz bardziej niż kiedykolwiek.
6. Mogę być smutna. Mogę płakać, lecz chciałabym, byś pozwolił mi mówić o moim dziecku; to mój ulubiony temat.
20.Najważniejsze: wspomnij czasem o moim dziecku. Nie udawaj, że nie istniało. Słowa mniej bolą niż uporczywe milczenie.
Dlaczego Bóg dał dziecko i zaraz je zabrał?
Stajemy wobec pytania, na które każda prosta odpowiedź jest nie na miejscu. Dotykamy misterium, które rozświetlić może tylko wiara w Chrystusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego. Dla chrześcijanina tajemnica Krzyża, czyli tajemnica niesłusznego, niezawinionego, niewinnego cierpienia Zbawiciela jest pomocą w przejściu przez mrok wszelkiego bólu. Proste odpowiedzi: „bo Bóg tak chciał”, „bo Bóg tak ukochał to dziecko, że zapragnął je mieć przy sobie”, choć poprawne teologicznie, nie są akceptowalne emocjonalnie – zwłaszcza w pierwszym okresie po poronieniu lub porodzie martwego dziecka. Może lepiej nie szukać wówczas na siłę odpowiedzi, lecz być przy cierpiących rodzicach, wysłuchać ich i wspólnie z nimi się pomodlić.
A co z życiem wiecznym utraconego dziecka? Czy dziecko poronione jest zbawione? Pismo Święte wyraźnie stwierdza, że Bóg troszczy się o człowieka od jego poczęcia. Izajasz i Jeremiasz mówią, że zostali powołani przez Boga już w łonie swej matki (Iz 49, 1, Jr 49, 5), podobnie św. Paweł podkreśla swoje wybranie przez Boga, gdy był „jeszcze w łonie matki” (Ga 1, 15). Z kolei słowa Pana Jezusa: „Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony” (Mk 16, 16) – jeśli rozumiane będą ściśle jurydycznie – prowadzą do niezręcznego zawężenia twierdzącego, że tylko ochrzczeni mogą być zbawieni. Co zatem z nieochrzczonymi dziećmi?
Pismo Święte mówi, że Pan Bóg pragnie zbawienia wszystkich ludzi (1 Tm 2, 4). Katechizm Kościoła Katolickiego podpowiada: „Jeśli chodzi o dzieci zmarłe bez chrztu, Kościół może tylko polecać je miłosierdziu Bożemu, jak czyni to podczas przeznaczonego dla nich obrzędu pogrzebu. Istotnie, wielkie miłosierdzie Boga, który pragnie, by wszyscy ludzie zostali zbawieni, i miłość Jezusa do dzieci, która kazała Mu powiedzieć: <<Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im>> (Mk 10, 14), pozwalają nam mieć nadzieję, że istnieje jakaś droga zbawienia dla dzieci zmarłych bez chrztu” (KKK 1261).
Ta nadzieja pozwala nam przeżyć każdą tragedię. Obyśmy, stając onieśmieleni wobec tajemnicy cierpienia, potrafili dobrze kochać tych, których ono najbardziej dotyka!
Ks. Jacek Stępczak