Logo Przewdonik Katolicki

Kosmos Joana Miró

Natalia Budzyńska
Fot.

Wielka retrospektywna ekspozycja dzieł Joana Miró w londyńskim Tate Modern to najciekawsze w Europie wydarzenie wystawiennicze tego lata. Kuratorzy chcą zwrócić uwagę na zaangażowanie polityczne artysty, który stworzył świat własnych symboli i dziecięcej wyobraźni.

 

 

Andre Breton, twórca surrealizmu, mówił o Joanie Miró, że jest jego najwybitniejszym reprezentantem. Miró jednak wcale nie odwoływał się wprost do tego nurtu: „Jak Picasso był klasyfikowany jako kubista, tak mnie zaszufladkowano jako surrealistę. Ja jednak ponad wszystko pragnę zachować ścisłą, absolutną, totalną niezależność. Surrealizm jest niezwykle interesującym przejawem ducha, ale nie chcę przestrzegać jego ścisłej dyscypliny”. Można więc powiedzieć, że jedynie działał na obrzeżach nurtu, choć klimat surrealizmu stał się dla niego impulsem do stworzenia własnego języka sztuki. Czy dziś potrzebujemy klucza do tego języka? To zawsze aktualne pytanie przychodzi na myśl szczególnie w kontekście wystawy w Tate Modern.

Kuratorzy pokusili się bowiem o przedstawienie malarza jako osoby, którą zmiany polityczne dotykały o wiele bardziej, niż można by przypuszczać, nawet znając dość dobrze jego twórczość. Miró kojarzy się raczej z beztroską zabawą małego dziecka, z artystą całkowicie odizolowanym od rzeczywistości, w sposób całkowicie udany wyalienowanym z bieżących wydarzeń.

Brytyjscy kuratorzy postanowili odczytać jego dzieła na nowo, przypisując je do kolejnych politycznych roszad w Hiszpanii, których Miró był świadkiem. Kogo jednak drażnią polityczne koneksje i wpływy oraz nie obchodzi tego typu analiza dzieł artysty, może być spokojny. Sztuka Miró nie potrzebuje żadnego kontekstu i właśnie dlatego tak bardzo ją cenimy.

W kilkunastu salach zgromadzonych zostało ponad 150 obrazów, rysunków, rzeźb i grafik. Spójrzmy więc na obrazy Miró po prostu jak na sztukę, tym bardziej że autor nie przepadał za krytykami, którzy „przyjmują z góry założone opinie, zamiast patrzeć na dzieło sztuki. Malarstwo służy im za kloakę, do której ładują swe wyposzczone systemy filozoficzne”.

 

Katalońskie pejzaże

Joan Miró i Ferrà był rodowitym Katalończykiem, co podkreślał przez całe życie, ostentacyjnie nie używając hiszpańskiej wersji swojego imienia – Juan, a właśnie katalońską – Joan. Urodził się w roku 1893 w Barcelonie w rodzinie mieszczańskiej, która dość późno pogodziła się z jego artystycznym powołaniem. Miał być poważnym biznesmenem i nawet rozpoczął pracę jako księgowy. Nie trwało to jednak długo, chociaż Mirò, jak na artystę tamtych czasów, był człowiekiem spokojnym i zrównoważonym.

Jego pierwsze obrazy noszą ślady wpływów fowizmu i kubizmu. Malował też bajkowe katalońskie pejzaże, które były wyrazem jego przywiązania do rodzimego regionu. Styl, w jakim wówczas tworzył, można nazwać „realizmem magicznym”. „Stopniowo zacząłem rozumieć ogromne bogactwo niuansów, obfitość, która jest darem słońca. To bogactwo przebywania blisko ziemi i czekania na zrozumienie źdźbła trawy – dlaczego gardzimy źdźbłem trawy, które jest tak samo piękne jak drzewo czy góra? Poza prymitywnymi plemionami i Japończykami nikt nie zwrócił uwagi na te Boże rzeczy. Ludzie zawsze tylko obserwują i malują masę drzew czy gór, nie wsłuchując się w muzykę, jaka płynie z maleńkich kwiatów, źdźbeł trawy i kamyczków leżących na ścieżce” – mówił malarz o swych dziełach.

W latach 20. XX w. mieszkał w Paryżu, gdzie poznał całą artystyczną śmietankę rodzącego się surrealizmu. Spotkanie z surrealistami spowodowało, że całkowicie zrezygnował z odwzorowywania natury. Zaludnił wtedy swoje płótna postaciami-ideogramami unoszącymi się w nieokreślonej przestrzeni. To był jego całkowicie nowy „język obrazkowy”.

Polegał on na przetłumaczeniu natury i jej obiektów w wolny poetycki system symboli i barw. „Wszystko to pochodzi z widzialnego świata, przedmiot domaga się mojej uwagi coraz bardziej, nawet jeśli służy tylko jako punkt wyjścia. Nie ma nic abstrakcyjnego w moich obrazach!” – tłumaczył Miró swojemu biografowi. Żywe barwy i geometryczne lub organiczne przedmioty – obiekty zawieszone gdzieś w próżni, falowane i kropkowane linie rysowane jakby ręką dziecka. W tych czasach powstawały też obrazy, które były kombinacją barwy i słów: obrazy – poematy nazywane też piktopoezją.

 

Gwiezdny azyl

Symbolem malarstwa, które powstawało w tzw. dzikim okresie, czyli w latach 30., jest obraz Martwa natura ze starymi butami. Nic takiego, zbieranina zwykłych przedmiotów leżących na stole: butelka, kromka chleba, jabłko z wbitym widelcem i para butów. Jednak ta zwykłość została przemieniona w jakąś apokaliptyczną wizję.

Miró mówił, że w tym czasie czuł się sparaliżowany przez potworne uczucie nadchodzącej katastrofy. „Wojna domowa znaczyła bomby, śmierć i pluton egzekucyjny, a ja chciałem uchwycić jakoś te tragiczne i smutne czasy – choć muszę przyznać, że nie miałem wówczas poczucia, że tworzę własną Guernicę” – komentował po latach.

Hiszpańska wojna domowa i wybuch II wojny światowej przygnębiły go. Udał się więc na „wewnętrzną emigrację”. Równolegle do „okresu dzikiego”, który był ponurym wyrazem tamtych obaw, powstawała seria delikatnych, osobliwych i trochę dziwacznych obrazków niczym ze snu. Bardzo dziecięce graficzne rysunki stały się swoistym katharsis.

Nadszedł wkrótce czas słynnego cyklu Konstelacji sprawiających wrażenie olbrzymich obrazów, tymczasem były one rysowane na papierze w niewielkim formacie. To jakby porozsypywane zabawki, jednak ściśle ze sobą powiązane, jak gdyby jeden element musiał istnieć wraz z drugim i następnym. Wszystko tu jest od siebie zależne i orbituje wokół siebie wzajemnie, w jakimś kosmicznym porządku. Miró szukał azylu w pieśni gwiazd, co dawało mu nadzieję na nowe życie.

 

60 lat i 13 sal

Po II wojnie światowej Miró wyjechał do Nowego Jorku, gdzie miał kilka wystaw monograficznych. W Hiszpanii generała Franco nie wystawiano jego dzieł. Stał się sławny i rozpoznawalny, uważano go za najważniejszego malarza współczesnego.

W latach 60. chętnie pokazywały jego dzieła najważniejsze muzea na świecie, a artysta nie ograniczał się wyłącznie do malarstwa i rysunku. Zaczął tworzyć murale i monumentalne rzeźby. Miał też coraz więcej zamówień, między innymi z UNESCO w Paryżu, dla którego stworzył kompozycje ceramiczne.

W latach 70. zrealizował zamówienie na gobelin, który ozdobił wnętrze World Trade Center. W roku 1974 powstała Fundacja Mirò, muzeum sztuki współczesnej poświęcone jego twórczości. Muzeum Miró mieści się w willi w Palma de Mallorca, gdzie malarz spędził ostatnie lata swego życia. Zmarł w 1984 r.

Sześćdziesiąt lat twórczości zamknięte w trzynastu salach – Tate Modern zgromadziła najważniejsze prace artysty ze zbiorów Fundacji Joana Miró i National Gallery of Art w Waszyngtonie. To naprawdę rzadka okazja móc zobaczyć zgromadzone w jednym miejscu dzieła pochodzące z tak różnych okresów twórczości artysty. Obejrzeć można najważniejsze i najsłynniejsze jego obrazy doskonale znane z licznych reprodukcji.

Kuratorzy podkreślają stosunek Miró do rodzinnej Katalonii, wpływy katalońskiego folkloru, a także jego odpowiedź na tragiczne wydarzenia XX w., których był świadkiem. Ostatni etap jego działalności to według brytyjskich kuratorów wyraz buntu wobec powoli już upadającego niszczycielskiego reżimu Franco oraz świadectwo walki z nim.

W tym miejscu możemy powrócić do naszego pytania: czy kontekst powstawania dzieła sztuki jest istotny dla jego odbioru? Oto, co powiedział sam Joan Mirò: „Ważniejszy od samego dzieła jest efekt, jaki ono wywołuje. Sztuka może umrzeć, obraz może ulec zniszczeniu. Istotne jest tylko ziarno, które zostało zasiane”.

Wystawa prac Joan Mirò w londyńskim muzeum Tate Modern czynna do 11 sierpnia 2011 r.

 

 

 

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki