Logo Przewdonik Katolicki

Już nie "na sianie"

Justyna Sowa
Fot.

Trochę słońca w Krakowie, a zaraz spacer nad Wisłą wiąże się z przymusowym oglądaniem bieliźnianych plażowiczów i przytulających się, i to bardzo, par. Przy odrobinie szczęścia można być świadkiem jeszcze donioślejszych praktyk. Żart? Nie. Bulwary wiślane nie są już takie jak kiedyś.

Trochę słońca w Krakowie, a zaraz spacer nad Wisłą wiąże się z przymusowym oglądaniem bieliźnianych plażowiczów i przytulających się, i to bardzo, par. Przy odrobinie „szczęścia” można być świadkiem jeszcze donioślejszych praktyk. Żart? Nie. Bulwary wiślane nie są już takie jak kiedyś.

 

Wystawić buzię i… biustonosz

Gdy tylko robi się cieplej, małe skrawki zieleni wokół Wisły natychmiast zamieniają się na krakowską plażę, a mieszkańcy miasta wykorzystują każdą możliwość, by złapać trochę słońca. Pomijam już fakt, że niektórym paniom nie chce się nawet pofatygować, by włożyć odpowiedni na tę okazję strój. Wiele z nich eksponuje biustonosze, których lepiej byłoby nie pokazywać. Powyciągana, zużyta i nadająca się raczej do ukrycia bielizna budzi niesmak. I może warto się zastanowić, czy pierwsze promyki słońca to wystarczający powód, by wyskakiwać z bluzek w samym środku miasta?

 

Miejsce publiczne

W słoneczny dzień bulwary oblepione są ludźmi. Dosłownie. Ale, o zgrozo, wielu z nich oblepia nie tylko zieloną trawkę, ale i siebie wzajemnie. A to już, proszę wybaczyć, przesada.

Bulwary wiślane, przypomnijmy, to miejsce publiczne. A więc przeznaczone jest dla wszystkich. Dużych i małych. Dziwne i uznane za niestosowne byłoby zapewne, gdyby w galerii handlowej czy na plantach co rusz spotykać, niestety, leżących na sobie i całujących się w najlepsze ludzi. Tymczasem nad Wisłą jest to zjawisko powszechne.

 

Zasłaniam dzieciom oczy

– Zachowania niektórych są, delikatnie mówiąc, niestosowne – mówi pani Kasia, mama czworga dzieci. – Często celowo wybieram takie ścieżki, by omijać pary. Nie zawsze jednak się da. Wtedy staram się zasłonić maluchom oczy albo zwrócić ich uwagę na coś innego. Nie chcę, żeby oglądały takie sceny.

– Jestem zwyczajnie zniesmaczony zachowaniem niektórych – mówi 30-letni Tomasz. – Widać, że często takie pary są po piwku i wtedy wiadomo – hamulce puszczają.

Tylko że bulwary są dla wszystkich. Nawet dla tych (a może przede wszystkim?), którzy przychodzą tu, by odpocząć w kontakcie z tym skrawkiem przyrody w centrum miasta, a nie na darmowy kurs doszkalający z kontaktów międzyludzkich.

 

„W krzakach” albo „na sianie”

Kiedyś mówiło się, że takie rzeczy robi się „w krzakach” albo „na sianie”. Chociaż określenia te często używane były w rubasznych piosenkach ludowych, mówiły jednak o zachowaniach powszechnie nieakceptowanych. A dziś, kiedy akceptuje się niemal wszystko, okazuje się, że już nawet krzaków nie trzeba.

Nie wszyscy jednak czują niechęć do podobnych praktyk. – Nie rozumiem, w czym jest problem. Przecież jeśli się kochają, dlaczego mieliby to ukrywać? Dajmy im spokój – mówi Piotr, licealista. Tylko jeśli się kogoś kocha, to chyba także szanuje?

 

Mandat za gorszenie

Rzecznik prasowy Straży Miejskiej w Krakowie Marek Anioł mówi jasno, że w Kodeksie wykroczeń znajduje się rozdział o zachowaniach nieobyczajnych. Na osobę dopuszczającą się takiego czynu może zostać nałożony mandat w wysokości od 100 do 500 zł. – Ale to patrol na miejscu ocenia, czy dane zachowanie podlega karze, czy nie –  tłumaczy rzecznik.

Problem w tym, że granica pomiędzy tym, co dla kogoś jest dopuszczalne, a co już nie, jest płynna. Nie sądzę jednak, żeby ktokolwiek chciał piętnować zakochanych okazujących sobie serdeczne uczucia. Ale kiedy to okazywanie rodzi w innych uczucia zgoła odmienne, to już chyba jest coś nie tak.  Zatem drogie pary: jeśli naprawdę nie potraficie tego co intymne zachować tylko dla siebie, to przynajmniej, bardzo proszę, wróćcie do krzaków!

 

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki