Logo Przewdonik Katolicki

Nieformalne audiencje

Magdalena Guziak-Nowak
Fot.

W tym Rzymie też nie tak łatwo być tym papieżem, ale w Krakowie, to by się już całkiem nie dało! Człowiek by ciągle musiał stać w oknie... A tu cały świat na głowie....

„W tym Rzymie też nie tak łatwo być tym papieżem, ale w Krakowie, to by się już całkiem nie dało! Człowiek by ciągle musiał stać w oknie... A tu cały świat na głowie...”.

 

 

Historia spotkań Jana Pawła II z młodzieżą pod oknem papieskim przy ul. Franciszkańskiej 3 rozpoczęła się wraz z pierwszą pielgrzymką do ojczyzny w czerwcu 1979 r. Spotkania te, spontaniczne, zwykle nieumieszczane w oficjalnym programie i łamiące sztywne konwenanse dyplomatycznego protokołu, trwały aż do roku 2002. Wtedy to Ojciec Święty po raz ostatni miał okazję zobaczyć swoich młodych przyjaciół. Przesłania i życiowe rady Ojca do dzieci przepełnione były serdecznością i humorem. Przypomnijmy je sobie.

Pierwszych spotkań nie transmitowały media. Nie zachowały się nagrania wysokiej jakości. Te amatorskie oddają jednak atmosferę tamtych wieczorów. Można mieć wrażenie, że z pielgrzymki na pielgrzymkę spotkania pod oknem papieskim stawały się coraz większym show. Jednak papież zawsze dbał o to, by w centrum była modlitwa. Zapraszał do śpiewania Apelu Jasnogórskiego, odmawiania Anioł Pański. A gdy odszedł do domu Ojca, to pod to okno przychodziliśmy na modlitewne czuwanie. Tu pamiętamy o jego imieninach i rocznicach Habemus papam. I pewnie tu będziemy się modlić we wspomnienie bł. Jana Pawła II.

 

 

 


ć)

Co papież powiedział

„Niech nie kaszle papież!”, 1979

 „I jeszcze coś wam powiem. Kiedy tu dawniej byłem w Krakowie, byłem całkiem porządnym człowiekiem i nigdy nie wyłaziłem na okna. A teraz co się ze mną stało?”.

„Zamiast krzyczeć „niech żyje papież”, krzyczcie „niech nie kaszle papież!”.

 

„Ja tutaj, z tego okna tego i owego się nauczyłem”, 1991

„Ja wam chcę powiedzieć, że kiedy tu jechałem, nawet kiedy już tu przyjechałem, to ktoś bardzo kompetentny, nie chce mówić kto [kard. Franciszek Macharski – przyp. red.], mówił: Dzisiaj ich tu nie będzie, bo oni wszyscy pojechali do Częstochowy. A ja na to nic nie powiedziałem, ale sobie swoje pomyślałem. No i nie to, co powiedziane, ale to, co pomyślane. Tak więc bardzo wam dziękuję, żeście nie zerwali tej tradycji, która się już ciągnie 12 lat. Nie wiadomo, jak długo ona jeszcze potrwa, bo lata biegną (…) Życzę wam, żebyście tak trwali pod oknem, a jak mnie brakuje, to żebyście nachodzili kardynała obecnego, żebyście mu nie popuścili. W każdym razie ja tutaj, z tego okna tego i owego się nauczyłem, co mi potem pomogło w różnych miejscach, i w Rzymie, i poza Rzymem”.

„Niektórzy mówią, że już tu w ogóle za długo siedzę. Ja się tym tak bardzo nie przejmuję, ale tak mówią. No, zaśpiewajmy Apel Jasnogórski!”.

 

„To jest poniekąd powrót do początku”, 1999

 „Ta pielgrzymka to jest poniekąd powrót do początku. Dlatego byłem w Wadowicach – tam się urodziłam i jestem tu, na Franciszkańskiej – tutaj otrzymałem sakrament kapłaństwa z rąk niezapomnianego księcia kard. Adama Stefana Sapiehy 1 listopada 1946 r. Bóg Ci zapłać! Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!”.

 

„Jesteście już inną młodzieżą”, 2002

„Niestety, jest to spotkanie pożegnalne. Bardzo wam dziękuję za te spotkania pod oknem, jak za dawnych lat tak i teraz. Jesteście już inną młodzieżą, ale nawyki są te same. Dobre nawyki. Takiemu, który odjeżdża życzy się <<Przyjdą zaś>>. Ja też sobie tego życzę. Myślę, że i wy mi tego życzycie”.

 

 


Kontynuator tradycji, 2006

„Drodzy przyjaciele! Dziś wieczorem spotkałem się z młodymi zgromadzonymi na Błoniach. To był niezapomniany wieczór świadectwa wiary (…) Bardzo dziękuję polskiej młodzieży za to świadectwo. Wpisuje się w nie także wasza obecność na Franciszkańskiej. Wiem, że jest to wyraz waszej wielkiej życzliwości dla papieża, ale przed nami cały jutrzejszy dzień. Dlatego dziękuję wam za dobroć i zapraszam na jutrzejszą Mszę św. Z serca Wam błogosławię. Dobrej nocy!”.

 

 



Ks. prałat Antoni Sołtysik – pełnił funkcję archidiecezjalnego duszpasterza młodych

Z innej perspektywy – „Muszę iść, już długo śpiewają”

– Miałem szczęście kilka razy być na wieczerzy z Ojcem Świętym w kurii krakowskiej, podczas gdy młodzież oczekiwała na dialog z papieżem. Do naszych uszu z zewnątrz docierały miłe hasła skierowane pod adresem Ojca Świętego i gromkie śpiewy ewangelicznych piosenek religijnych przy dźwiękach gitar. Stwarzało to miłe tło do toczącej się podczas posiłku rozmowy z różnymi pracownikami kurialnymi, m.in. dotyczącej problemów młodzieżowych. Kolacja lepiej smakowała. Ojciec Święty nie tylko wykazywał zainteresowanie młodzieżą, ale z toku rozmowy wynikała głęboka jego troska o młodzież. Żył młodzieżą. Widział w niej nadzieję przyszłości, nadzieję Polski. Pewnego razu podczas silnie dochodzących śpiewów oczekującej młodzieży, przerwał wieczerzę, mówiąc: „Muszę do nich iść, już długo śpiewają”. Zostaliśmy sami, wsłuchując się w odgłosy zza okna.

Po dialogu z młodymi, śpiewach, hasłach, skandowaniu: „Zostań z nami”, „Kochamy cię, Ojcze Święty” i innych radosnych okrzykach, Jan Paweł II wrócił bardzo rozpromieniony, stwierdzając, że młodzież bardzo dobrze myśli. Poprawnie reagowała na jego słowa, dobierając właściwe piosenki do dialogu, korespondujące z jego nauczaniem, czy też przerywała jego słowa oklaskami wyrażającymi afirmację dla tego, co mówił.

Wychodząc w późnych godzinach z kurii, nie można się było przecisnąć przez zbity tłum rozentuzjazmowanej młodzieży wpatrzonej w puste okno po Ojcu Świętym i wyczekującej, że jeszcze do niej powróci.

Podczas pierwszej pielgrzymki w 1979 r. wynosiłem z kurii obrazki dla młodzieży, które w imieniu Ojca Świętego wręczył mi ks. kapelan Stanisław Dziwisz. Nie mogłem się z tym pudłem na ramieniu przecisnąć. Kilku znajomych młodych ludzi z Grup Apostolskich torowało mi drogę, i to aż prawie do oo. dominikanów. Próbowała mnie zatrzymać policja, pytała, co ja wynoszę, ale legitymowałem się zawieszoną na szyi przepustką uprawniającą do wejścia do kurii. Po pewnych wahaniach policjantów ktoś do nich podszedł i kazał mnie przepuścić. Po kilku dniach okazało się, że był to inwigilujący mnie mój ubecki anioł stróż. Przyszedł do mnie, gdy młodzież wypuściłem z katechizacji. Bez zaproszenia wszedł i prosił o rozmowę. Zapytał m.in. o to, co niosłem w tym pudle. „Nawet mam część tej zawartości przy sobie i mogę panu dać” – odpowiedziałem i dałem mu obrazek – o ile dobrze pamiętam – z życzeniami wielkanocnymi i podpisem Ojca Świętego. Przyjął. Nie pamiętam przebiegu rozmowy, ale skróciłem ją do minimum, pożegnałem i powiedziałem, w przyjaznym  tonie i z kapłańską troską, że się za niego pomodlę. Nie zareagował.

 



Teresa Migdał – uczestniczka w spotkaniach pod oknem

Córka ma to we krwi

– Podczas pierwszych pielgrzymek dialog z papieżem był bardziej intensywny, ze względu na zdrowie Ojca Świętego. Poza tym zaledwie rok po wyborze wydawał się nam bardzo bliski, bardziej krakowski niż watykański. Podczas każdej wizyty samochód Ojca Świętego jechał po dywanie z kwiatów, a na niego czekał tłum ludzi. Pod okno przychodzili  ludzie z wszystkich grup wiekowych i społecznych, biedniejsi i bogatsi. Nie wiedzieliśmy, czy papież do nas wyjdzie, ale mieliśmy nadzieję, że przemówi. Staliśmy więc pod kurią i czekaliśmy.

W 1987 r. po Mszy św. na Błoniach przyszliśmy pod okno. Byłam w ciąży z córką Martą. Chciało mi się jeść, ale nie myślało się wtedy o burczeniu w brzuchu. Chęć zobaczenia papieża była większa. Moja córka mówi, że ma te spotkania we krwi. Kiedy dorosła, sama chodziła pod okno i tradycja ta trwa do dziś.

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki