Z ks. dr. Marianem Midurą, krajowym duszpasterzem kierowców, współinicjatorem obchodów Dnia Bezpiecznego Kierowcy, od lat działającym na rzecz poprawy bezpieczeństwa na polskich drogach, r ozmawia Michał Bondyra
Wciąż trudno otrząsnąć się po tragedii, która wydarzyła się w mazowieckim Nowym Mieście nad Pilicą, w wyniku której życie straciło 18 osób. Przyczyną takich wypadków jest brak wyobraźni czy wymogi czasowe, jakie stawia przed nami życie?
– Wypadki samochodowe to przeważnie błąd ludzki, a co za tym idzie, brak wyobraźni, brawura, łamanie przepisów drogowych. Lepiej zwolnić i dojechać do celu podróży, niż być pięć minut wcześniej, narażając siebie i innych na śmierć.
Może, jak mówią niektórzy, przyczyną takich tragedii jest bieda, która zmusza do
obchodzenia przepisów i ciągłego balansowania na granicy prawa? Przecież, by
było taniej i szybciej w busie zamiast 6 osób jechało aż 18!
– Przyczyną tego typu tragedii w polskich warunkach jest bardzo często niestety nie bieda, a brak wyobraźni kierowcy, a także całkowity brak reakcji jadących z nim pasażerów. Niedostatek nie zwalania z odpowiedzialności za siebie i innych. Przez lata pracowałem w najbiedniejszej części południowej Afryki i widziałem prawdziwe ubóstwo. Tam też było podobnie: do przemieszczania się używano busów, w których upychano nawet do 20 osób, a kierowca, najczęściej właściciel, pędził, by szybko dojechać i wrócić, w ten sposób pomnażając swój zarobek. Jadący nie mieli wyboru, a wypadków było mnóstwo. Ginęli biedni i niewinni ludzie z wiosek. Przed mistrzostwami świata w piłce nożnej w 2010 r. południowoamerykański rząd i policja zrobili wiele, by to uporządkować. Wciąż jednak takie pędzące busy powodują najbardziej tragiczne w skutkach wypadki. Najwyższa pora, by w Polsce nie tylko rządzący, ale i sami kierowcy tego typu pojazdów uznali, że życie jest bezcenne i trzeba je chronić szczególnie wtedy, gdy uczestniczymy w ruchu na tak zatłoczonych drogach, jak ma to miejsce w naszym kraju.
Tragicznie zmarli na Mazowszu pozostawili rodziny. Czas po wypadku jest dla nich
straszny. Zginęli ich ojcowie, synowie, matki, córki. Jakiej pomocy wymagają ci, którzy pozostali?
– Z pewnością miejscowi księża trafili już do tych rodzin ze słowem otuchy. Wspierali ich nie tylko modlitwą, ale i samą obecnością. Wiele też pomóc mogą wykwalifikowani psychologowie, którzy najczęściej uczestniczą w działaniach policji. W trzecią niedzielę listopada obchodzimy na całym świecie Dzień Pamięci o Ofiarach Wypadków Drogowych. W Polsce odbywa się to w sposób szczególny. W sanktuarium bł. Karoliny w Zabawie pod Tarnowem powstaje jedyny na świecie pomnik Pamięci Ofiar Wypadków, gdzie modlą się i spotykają ludzie dotknięci taką tragedią. Byłem pod wrażeniem pięknego świadectwa wiary i wzajemnego wsparcia, gdy spotkałem się z rodzinami młodych ludzi z Białegostoku, którzy zginęli, jadąc na pielgrzymkę na Jasną Górę. Przy sanktuarium w Zabawie powstaje też ośrodek leczenia traumy powypadkowej – miejsce, w którym specjalnie do tego przygotowani księża i psychoterapeuci będą pomagać tym, którzy przeszli tragiczne wypadki i szukają nie tylko otuchy, ale i sensu życia.
Wydarzenia z Nowego Miasta każą postawić jednak pytanie szersze. Dlaczego Polacy
niezmiennie od 10 lat są liderami wszelkich statystyk śmiertelnych wypadków na
drogach? Stan dróg w naszym kraju przecież się poprawia, samochody też mamy coraz lepsze. To kwestia naszych umiejętności?
– Kiedyś mówiło się, że „mądry Polak po szkodzie”. Trzeba jednak, byśmy szybciej wyciągali nauki z tragedii, które nas dotykają. Wielu wciąż myśli, że „wypadki zdarzają się innym, ale nie przytrafią się mnie”. Lekceważenie niemal na każdym kroku przepisów ruchu drogowego i to nie tylko przez kierowców, ale i pieszych czy rowerzystów, to nasza plaga narodowa! Trzeba więc lepszego prawa, a także zdecydowanych działań policji i odpowiedzialnych za stan bezpieczeństwa na drogach. Musimy zacząć zachowywać się jak chrześcijanie, także za kółkiem. Powinni o tym przypominać wierzącym księża z każdej ambony.
Wspomniał Ksiądz o lepszym prawie. Może to kwestia jego skuteczniejszego egzekwowania, drakońskich wręcz kar wymusi ostrożniejszą jazdę?
– Ci, którzy do tej pory jeździli ostrożnie, dalej tak będą jeździć. Niech ich postępowanie będzie więc dobrym przykładem, ale i wyrzutem sumienia dla pozostałych. Ale zgadzam się z panem w tym, że trzeba poprawić egzekwowanie prawa. Kara musi być nieuchronna. A ci, którzy dalej będą lekceważyć przepisy i przez to zagrażać życiu innych, muszą być surowo karani, a nawet jako recydywiści dożywotnio pozbawiani prawa jazdy.
Mówi Ksiądz o lekceważeniu przepisów przez wielu użytkowników dróg. Z czego to wynika?
– Kierujący mają poczucie pychy dające im przekonanie o swoich olbrzymich umiejętnościach, pozwalających im jechać szybciej, niż jest to dozwolone. Łamanie ograniczeń prędkości i nieustanny pośpiech to grzech główny polskich kierowców. Wielu przecież w terenie zabudowanym przekracza dozwoloną prędkość notorycznie o 20-30 km/h, stwarzając w ten sposób wielkie zagrożenie dla pieszych i rowerzystów. Dlatego zaczynając od siebie samego, przez księdza czy ministra musimy zrobić rachunek sumienia i mocne postanowienie poprawy, by stawać się przykładem dobrej i bezpiecznej jazdy dla innych.
Bezpieczeństwo to także pasy zapinane nie tylko przez kierowców, ale i pasażerów samochodów, busów, a nawet autobusów. Specjaliści mówią, że gdyby były one zapięte w autobusie, który prawie miesiąc temu rozbił się pod Berlinem, być może nie zginęłoby aż 13 naszych rodaków…
– Już od wielu lat wspieramy policję w przypominaniu o konieczności zapinania pasów przez kierowców i wszystkich bez wyjątku pasażerów. Przykazanie szóste dla kierowców głosi: „Zapnij pasy, będziesz bezpieczny!” Stosujmy to wszyscy, bo statystyki mówią wyraźnie, że gdyby faktycznie każdy z nas miał je zapięte, to ofiar śmiertelnych na naszych drogach byłoby co najmniej o 30 proc. Mniej.