Logo Przewdonik Katolicki

Misje w komunizmie

Ks. Piotr Gąsior
Fot.

Z ks. Andrzejem Borowcem SDB, jednym z dwóch polskich misjonarzy w Hawanie, rozmawia ks. Piotr Gąsior

 

 

Czym Kuba zaskoczyła Księdza w pierwszych dniach pobytu na wyspie?

- Tych chwil zaskoczenia było dość dużo. Po wyjściu z samolotu niemiłosierny upal i wilgoć. Policjanci niemal na każdym skrzyżowaniu ulic. Brak transportu wewnętrznego. Jeździły wtedy duże autobusy zwane „camelio” (wielbłądy), które w godzinach szczytu mogły pomieścić 220 osób. Tylko tubylec wiedział, gdzie jest przystanek, nie wspominając o rozkładzie jazdy, który nie istniał. Zrujnowane ulice, zapchane kanalizacje, budynki jak po II wojnie światowej.

 

Jak wygląda życie Kubańczyków?

- Kubańczycy dzielą siebie na kilka grup: biali mieszkańcy o wyższym standardzie życia, mulaci i czarni. Warunki mieszkaniowe - różne, odrębne dzielnice dla mundurowych i biednych, pożal się Boże… Rozwalające się rudery. Kilkanaście osób w jednym domu o rozwalającym się dachu i przeciekającym suficie. Warunki bytowe kubańskich księży właściwie niczym nie różnią się od sytuacji misjonarzy. Tylko ich mentalność inna, czasem trudna do zrozumienia, według zasady: „Co masz zrobić dzisiaj, zrób jutro”.

 

Czy na Kubie jest własność prywatna? Działa rzemiosło?

- Trudno coś powiedzieć o własności prywatnej. Placet na wszystko ma rząd i partia. Teraz np. można już mieć prywatną restaurację w swoim domu, oczywiście bez możliwości reklamowania jej i tylko z czterema stolikami. Jako taka własność prywatna prawie nie istnieje. Ktoś ma np. krowę, ale i tak nie może jej zabić, choć cierpi głód, bo za to może trafić na 7 lat do więzienia. Warsztaty prywatne? Istnieją umowne. Tubylcy wiedzą, kto jest fachowcem i często nieoficjalnie służą sobie usługami.

 

Gdzie robią codzienne zakupy?

- Przeważnie w sklepach dla nich przeznaczonych za ich walutę wewnętrzną (niewymienialną). Inne sklepy, w których jeszcze coś można kupić, nie są na kieszeń przeciętnego Kubańczyka zarabiającego miesięcznie od 10 do 25 dolarów. Ceny w nich zbliżone są do tych w Polsce, a nawet wyższe.

 

Podobno na Kubie nie wolno wyjeżdżać na wieś…

- Można wyjeżdżać na wieś lub do innego miasta, ale trzeba mieć pozwolenie od odpowiednich władz - tak, jak u nas w czasie stanu wojennego. Powód jest prosty: chodzi o to, by nie kupować produktów i nie sprzedawać w innym miejscu lub nie kontaktować się z osobami o innych poglądach.

 

Na czym polega tutejszy system kartkowy?

- Działa tzw. system zeszytowy. Każdy Kubańczyk może kupić na miesiąc: 10 jajek, 5 deko kawy, 2 mydełka, 7 libra ryżu (1 libra = 453,53 g), 6 lb cukru, 1 lb kurczaka, 0,5 lb mielonki, 1 lb fasoli. A tubkę pasty do zębów dla całej rodziny raz na 3 miesiące.

 

Czy w każdym domu jest radio i telewizor?

- Kubańczycy posiadają radio, bo muszą słuchać wiadomości rządowych. Zaś telewizor dość rzadko i przeważnie lampowy.

 

W związku z tym jeszcze gorzej wygląda pewnie dostęp do interentu?

- Internet mogą mieć tylko instytucje lub obcokrajowcy mieszkający czasowo na Kubie (30 godz. miesięcznie za 30 dolarów). TV satelitarna jest zakazana. Za nielegalne posiadanie prawdopodobnie grozi 2 lata więzienia lub 2,5 tys. dolarów grzywny. W ostateczności zostaje skonfiskowany sprzęt i w zamian idzie się na ugodę, zostając donosicielem.

 

Stawiam więc naiwne pytanie: Dlaczego na wszystko trzeba mieć pozwolenie?

- Bo o wszystkim musi wiedzieć rząd i partia.

 

Kolejna ważna dziedzina życia to zdrowie. Jak wygląda opieka medyczna?

- Jest różnie. Ta dla turystów, za odpowiednie pieniądze, jest na dość znośnym poziomie. Niestety, tubylec nie może sobie na ten komfort pozwolić. Dla nich szpitale są w opłakanym stanie. A wykwalifikowani lekarze są wysyłani np. do Wenezueli w zamian za ropę.

 

Czy docierają do was jakieś leki z zagranicy?

- Czasem docierają, ale nie drogą pocztową, bo większość po drodze po prostu wyparowuje. Czasem wewnątrz paczki znaleźć można notę: przepraszamy, ale paczka przyszła naruszona… pewno w samolocie sama się otworzyła. Działa więc tzw. turystyka alternatywna.

 

Co może Ksiądz powiedzieć o szkolnictwie?

- Nie za wiele. Do szkół nie jesteśmy wpuszczani. Nauczycielami zostają uczniowie po skończonej szkole średniej, więc edukacja nie jest na dostatecznym poziomie.

 

Na placach zabaw nie widać dzieci…

- Place zabaw są pozamykane, bo przecież - ironizuję - dzieci mogłyby coś popsuć, a turyści powinni widzieć, że mamy wszystko w jak najlepszym stanie.

 

Czy wie Ksiądz coś na temat funkcjonowania więzień?

- Jest ich dość dużo. Ostatnio nawet pozwolono do niektórych wpuścić wyznaczonych księży. Mnie nie udzielono takiego pozwolenia.

 

Za jakie przestępstwa są najcięższe kary?

- Najwyższe kary są za przestępstwa przeciwko ustrojowi. Są też wręcz absurdalne: Przeszło 60-letni mężczyzna sprzedaje tabliczki marmolady na ulicy zrobione przez siebie. Rezultat to 3 lata więzienia. Za łapanie ryb można dostać 7 miesięcy. Za zabicie własnej krowy do 7 lat.

 

Jak wyglądają praktyki religijne Kubańczyków?

- Są raczej płytkie. 50 lat systemu ateistycznego dość skutecznie zniszczyło wiarę. Jest jednak grupa ludzi dość religijnych i ofiarnych.

 

Czy w takim razie np. młodzież się spowiada?

- Tak, ale bardzo rzadko. Samo pojęcie grzechu jest specyficzne - jak ktoś nie widzi, że coś złego robię, to grzechu nie ma.

 

Jednym z charakterystycznych słów z życia religijnego jest „santerija”? Co ono oznacza?

- Są to wierzenia afrokubańskie o dwóch głównych gałęziach Lucumi i Yoroba. Po prostu kolonizatorzy sprowadzali niewolników z Afryki, a ci przywieźli swoje wierzenia tradycyjne, które zmieszały się z religią chrześcijan. W większości święci santeriji to święci chrześcijańscy, tylko o innych nazwach. I tak Łazarz nazwany jest Babalu Aye, czyli bóg odpowiedzialny za choroby i cuda. Santerija to rytuał wierzeń i ceremonii połączony z magią, spirytualizmem i tańcami rytualnymi oraz przedmiotami uważanymi za święte jak kamienie, drzewa.

 

Czy na Kubie jest masoneria?

- Oczywiście, że jest. Ma swą lożę kubańską w Hawanie naprzeciwko kościoła księży Jezuitów. Jeżdżąc po Kubie, spotyka się liczne małe świątynie z napisem loża masońska i z odpowiednimi masońskimi symbolami.

 

W czym Kubańczycy upatrują swoją przyszłość? I czy w ogóle ją widzą?

Odnosi się wrażenie, że Kubańczycy raczej nie upatrują w niczym swojej przyszłości. Wydaje się, że młodzi żyją z dnia na dzień bez żadnej perspektywy. Jeszcze ci starsi pamiętający lata przed rewolucją narzekają, że żyje im się coraz ciężej, ale nic nie mogą zdziałać. Nawet nie mogą o tym mówić swoim dzieciom czy wnuczkom, bo ci w swojej nieświadomości mogą powiedzieć o tym w szkole, a zaufani nauczyciele doniosą, gdzie potrzeba. Szkoda, że w ludziach, tym bardziej w młodzieży, panuje taka frustracja i zniechęcenie. Choćby kiedyś wszystko materialne zostało odbudowane, to znów potrzeba będzie wielu pokoleń, by odbudować sumienia ludzkie, które zostały wypalone przez 51 lat komunizmu.

 

 

 

 

 

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki