Logo Przewdonik Katolicki

Tajemnicze płótno znowu dostępne

Łukasz Łukasiewicz
Fot.

Jeszcze przez kilka tygodni w turyńskiej katedrze będzie można na własne oczy zobaczyć Całun Turyński. Chętnych nie brakuje - zgłosiło się już ponad 1,5 miliona osób, w tym papież Benedykt XVI.

 

 

Jeszcze przez kilka tygodni w turyńskiej katedrze będzie można na własne oczy zobaczyć Całun Turyński. Chętnych nie brakuje -  zgłosiło się już ponad 1,5 miliona osób, w tym papież Benedykt XVI.

 

 

Całun Turyński skrywa w sobie wiele tajemnic, które do dziś nie dają spać naukowcom. Odciśnięty na nim wizerunek odpowiada opisowi męki zawartemu w Ewangeliach. Sam sposób wykonania jest nie do powtórzenia nawet przy dzisiejszych technikach. Z drugiej jednak strony datacja węglem radioaktywnym wykazała jego średniowieczne pochodzenie pomiędzy 1260 a 1390 rokiem (należy wspomnieć, że zastosowanie tej techniki w tym przypadku budzi wiele zastrzeżeń). Nie koniec na tym: inne badania dowodzą, że sama tkania Całunu pochodzi ze Środkowego Wschodu. Nello Balossino potwierdził natomiast występowanie na płótnie czerwonych krwinek i komórek ludzkich (m.in. naskórka). 

Widać więc, że pytań i wątpliwości jest wiele. Tylko jedno jest pewne: Całun Turyński jest zupełnie wyjątkowy, nie ma wzorca ani naśladowców. Obecnie do jego obejrzenia skłaniają dwa powody: nie jest on złożony, jak to się działo w wiekach poprzednich, lecz rozłożony. Po drugie, dzięki niedawnej renowacji obraz na nim jest lepiej widoczny.

 

Zgodność z Ewangelią i tradycją pochówku

W tzw. Ewangeliach synoptycznych (wg św. Mateusza, św. Marka i św. Łukasza) pojawia się stwierdzenie o owinięciu ciała Jezusa w prześcieradło, a św. Jan dodatkowo wspomina o chuście i pisze, że ciało Jezusa wraz z wonnościami zostało obwiązane „stosownie do żydowskiego sposobu grzebania” (19, 40).

Zgodnie z ówczesnymi żydowskimi zwyczajami zaraz po śmierci należało zamknąć oczy zmarłego, obwiązać szczękę, zatkać wszystkie otwory na twarzy, umyć ciało, namaścić je wonnościami, po czym owinąć białym płótnem, a twarz przykryć białą chustą. Pod tym względem Całun jawi się jako element pogrzebowy.

Problem natomiast stanowi zagadnienie, czy ciało Jezusa zostało umyte i kiedy dokonano pochówku.

Warto pamiętać, że grób Jezusa znajdował się na terenie ogrodu lub sadu (por. J 19, 41). Łatwo więc wyobrazić sobie, że był tam jakiś zbiornik wody. Natomiast co do dnia złożenia Jezusa do grobu, Ewangelie opisują go jako dzień Szabatu (zgodnie z żydowskim zwyczajem dzień liczony był od jednego do drugiego zachodu słońca). Dlatego też można przypuszczać, że ciało zdjęte z krzyża było składane do grobu pośpiesznie i jedynie lekko je obmyto. Dodatkowo na płótnie z Turynu nie widać aż tak wielu plam i krwi, których można by się spodziewać po ubiczowanym i umordowanym ciele zdjętym wprost z krzyża. Poza tym na Całunie odnaleziono ślady mirry i aloesu (o czym wspomina św. Jan – por. J 19, 39), co także potwierdza zgodność z żydowskimi tradycją pogrzebową.

 

Pierwsze obrazowania Jezusa

Wiemy, że nie mamy żadnych dokładnych przedstawień wyglądu Jezusa Chrystusa. Wielu uczonych twierdzi, że najstarsze przedstawienia twarzy z profilu zachowały się w rzymskich katakumbach Domitylli. Pochodzą one z początku drugiej połowy I wieku. Wizerunek ten miał być namalowany według wskazań osoby znajdującej się w Rzymie, która wcześniej rzeczywiście widziała Jezusa w Jerozolimie. Wizerunek ten wykazuje wiele zbieżności z postacią z Całunu Turyńskiego.

We wczesnym średniowieczu wzmianek o wizerunku Jezusa jest kilka. Natomiast pierwsze udokumentowane opisy Całunu Turyńskiego pochodzą z roku 1353. Tyle mówi historia.

 

Teorie i hipotezy

Wysunięto szereg hipotez, które miały wyjaśnić pochodzenie i to, czym jest Całun Turyński. Jedną z bardziej lansowanych była idea, że płótno jest arcydziełem malarstwa lub nawet wynikiem geniuszu samego Leonarda da Vinci.

Aby przyjąć pierwszą hipotezę, trzeba by założyć, że XIV-wieczny malarz posiadał wiedzę (z anatomii) i umiejętności, których nikt przed nim nie nabył. Techniki konieczne do powstania takiego płótna zastosowano pierwszy raz w następnym wieku, a zjawisko odwróconego światłocienia odkryte zostało przez fotografów dopiero w XIX wieku. Warto także pamiętać, że tkanina Całunu to surowy len, który nie przyjmuje wody, a więc niemożliwe jest nanoszenie na niego farby.

Myśl o własnoręcznym wykonaniu Całunu przez Leonarda da Vinci pojawiła się w latach 70. ubiegłego wieku i odżyła bardzo mocno w połowie lat 90. Zgodnie z nią Całun miał być autoportretem artysty z 1492 r. Miał on użyć tajemniczych alchemicznych metod projekcji fotograficznej, które artysta zabrał ze sobą do grobu. Czasem modyfikuje się ten pomysł twierdząc, że da Vinci do wykonania Całunu użył czyichś zwłok (co tłumaczyłoby ślady krwi na płótnie).

 

Badania i ustalenia

Z największym rozmachem do określenia czasu pochodzenia Całunu Turyńskiego przystąpiono w roku 1988, kiedy to międzynarodowy komitet badaczy i trzy niezależne ośrodki uniwersyteckie (z Arizony, Oxfordu i Zurychu) przebadały płótno. Niestety, atmosfera, jaka temu towarzyszyła, trąci brakiem profesjonalizmu ze strony badaczy. Nie zgodzili się oni na udział przedstawicieli Kościoła jako biernych obserwatorów przy analizach płótna i zrobili z badań swoiste show medialne. Na konferencji prasowej podsumowującej wyniki badań odczytano notkę, w której zawarte były m.in. takie słowa: „Kościół potwierdza swój szacunek i cześć dla czcigodnej ikony Chrystusa, która pozostaje przedmiotem kultu wiernych zgodnie z postawą wyrażoną wobec Świętego Całunu, w którym wartość obrazu góruje nad ewentualną wartością zabytku historycznego. (…) Oskarżenie to [że Kościół boi się nauki – dopowiedzenie autora] jest jawnie sprzeczne z postawami okazywanymi przez Kościół”. Warto wspomnieć, że nazajutrz naukowcy zorganizowali własną konferencję, na której triumfalnie komunikowali wyniki swoich badań.

Dodatkowych wątpliwości dostarcza twórca metody datowania metodą C-14 Willard F. Libby, który odradzał jej zastosowanie do Całunu (wyniki trzech laboratoriów różniły się od siebie i w konsekwencji podano wynik uśredniony) oraz fakt, że na jej wyniki kolosalny wpływ mógł mieć stan płótna, w jakim znajduje się ono po pożarze w Chambéry w 1532 roku. Niektórzy historycy wprost twierdzą, że przy aktualnie dostępnych metodach (głównie badania węglem radioaktywnym) ustalenie datacji Całunu Turyńskiego jest po prostu niemożliwe. Przewrotnie, acz celnie, wypowiedział się na ten temat żydowski chemik prof. Alan Adler: „Wiara, że jest to obraz, wymagałaby większego cudu, niż wiara w zmartwychwstanie”.

 

Po co nam to?

Przed tegorocznym wystawieniem Całunu arcybiskup Turynu powiedział, że jest ono okazją „do medytacji, do modlitwy, do kontemplowania nadzwyczajnego i tajemniczego cierpienia Chrystusa”. A nieco przekorne, choć bardzo słuszne są słowa błogosławionego Sebastiana Valfre: „Krzyż otrzymał Jezusa żywego i oddał Go nam martwego. Całun przyjął Jezusa martwego i oddał nam Go żywego”. Niechaj więc kontemplacja trwa, a w tych dniach możliwości są szczególne. Może warto skorzystać z łaskawości islandzkiego wulkanu i polecieć do Turynu?

 

 

 

 

 

 

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki