Logo Przewdonik Katolicki

Z innej perspektywy

Weronika Stachura
Fot.

Podczas odbywającego się w tym roku w październiku w Berlinie festiwalu Prix Europa dokument Pawła Łozińskiego Chemia pokonał trzydziestu dwóch konkurentów w kategorii na najlepszy telewizyjny film dokumentalny. Wyróżnienie to cieszy tym bardziej że temat podjęty przez reżysera należy raczej do wstydliwych, przemilczanych, a co więcej, budzących skądinąd zrozumiały opór w społeczeństwie.

 

Podczas odbywającego się w tym roku w październiku w Berlinie festiwalu Prix Europa dokument Pawła Łozińskiego „Chemia” pokonał trzydziestu dwóch konkurentów w kategorii na najlepszy telewizyjny film dokumentalny. Wyróżnienie to cieszy tym bardziej że temat podjęty przez reżysera należy raczej do wstydliwych, przemilczanych, a co więcej, budzących skądinąd zrozumiały opór w społeczeństwie.

 

 

Chemia z bliska

 

Nie jest żadną nowością, że śmierć i poprzedzające ją cierpienie nie cieszą się popularnością we współczesnej kulturze. To nie tylko „materiał” niegwarantujący medialnego sukcesu. To swoistego rodzaju tabu, którego artyści często boją się jak ognia. Paweł Łoziński złamał dotychczasowe status quo i odniósł sukces. Zdążyliśmy się już przyzwyczaić do informacji o polskich twórcach nagradzanych prestiżowymi, nierzadko międzynarodowymi nagrodami. Jak widać, polska kultura stale borykająca się z problemami finansowymi trzyma się mocno. Wybór dokonany jednak przez Pawła Łozińskiego nie tylko budzi zaskoczenie, a jego samego, w świetle popularnych, często podejmowanych tematów, karze nazwać ryzykantem. Czy bowiem dokument ukazujący ludzkie cierpienie dziś, gdy media zgodnie głoszą kult młodości i fizycznej sprawności, gdy współczesna medycyna wespół z nauką dokłada starań, by stale przesuwać granicę wieku, może w ogóle zostać dostrzeżony? Z pewnością film ten przeszedłby bez większego echa, gdyby wpadł w pułapkę ukazywania cierpienia samego w sobie. „Chemia” broni się jednak przed tym i to na dwóch płaszczyznach. Choć niewątpliwie główną osią, wokół której oscyluje akcja obrazu, jest terapia mająca na celu zwalczenie choroby nowotworowej pacjentów dziennego oddziału chemioterapii, to stanowi ona zaledwie preludium sedna dokumentu. Reżyserowi udało się bowiem niejako „oswoić” kurację, która w każdym z nas budzi zrozumiałe, negatywne konotacje. Choć sama w sobie prowadzić ma do wyleczenia, to wpisane w nią nierzadko nieludzkie do zniesienia cierpienie wywołuje w nas lęk, a nawet przerażenie. Łoziński nie zdecydował się na ostentacyjne epatowanie bólem, nie znajdziemy w jego filmie również typowych ujęć szpitala, personelu, sprzętu medycznego. Przeciwnie, z drobiazgową szczegółowością śledzimy twarze pacjentów – bohaterów poddawanych chemioterapii. W zbliżeniach właśnie ukryte jest drugie, być może ważniejsze w kontekście przywołanego tematu, znaczenie tytułu. Chemia będąca synonimem bliskości, zrozumienia, scala, zbliża osoby podzielające takie samo doświadczenie choroby. Paradoksalnie więc dokument ten ukazuje życie, jego afirmację, choć w jednym z najtrudniejszym momentów. Przysłuchując się rozmowom pacjentów, można utwierdzić się w przekonaniu, że choroba istotnie może być początkiem, a nie końcem, bo budzi nadzieję. A przecież tak różnie jest w życiu...

 

 

Choroba – początkiem, nie końcem

 

Pierwsza wnuczka, oczko w głowie dziadków, duma rodziców, która odziedziczyła zdolności plastyczne – jedenastoletnia dziewczynka, okaz zdrowia. W ciągu zaledwie kilku dni silne bóle trudne nie tylko do zlokalizowania, ale przede wszystkim do zdiagnozowania. Niekończące się badania zakończone wyrokiem – szybko postępująca choroba nowotworowa. Równolegle do szeroko zakrojonej terapii dziadkowie zawiadamiali przyjaciół, bliższych i dalszych znajomych. W obliczu tak trudnego doświadczenia, z którym przyszło się zmierzyć młodym rodzicom, cała rodzina została otoczona wsparciem modlitewnym. Choroba dziewczynki przyczyniła się również do odnowienia kontaktów z członkami rodziny zerwanych z powodu wieloletnich kłótni. W rzeczywistości więc stała się nowym początkiem w relacjach między najbliższymi. Zjednoczyła ich nadzieja, miłość i niezachwiana wiara w skuteczność podjętego przez lekarzy leczenia. To właśnie te cnoty, nawet wtedy, gdy medycyna bezradnie rozkłada ręce, karzą podejmować kolejne próby. Tak też było w przypadku dziewięcioletniego Francesco, który od 1993 roku cierpiała na chorobę układu immunologicznego. W 2002 roku wraz z rodzicami uczestniczył we Mszy Świętej odprawianej przez Jana Pawła II. Ojciec Święty, choć nie wiedział o dramacie rodziny, zwrócił szczególną uwagę na chłopca. W niedługim czasie po spotkaniu z Papieżem lekarze potwierdzili fakt cofnięcia się choroby. Z pewnością takie przypadki można by mnożyć...

 

Hiobowy przykład

 

Dramat choroby najbliższych wymaga niezwykłej ostrożności w ocenie, a zarazem ogromnej delikatności ze strony otoczenia. Nierzadko nie wiemy, jak się zachować, co powiedzieć, jakie dobrać słowa. W konfrontacji zwłaszcza z chorobą nowotworową trudno nie ulec chęci dociekania dlaczego? Czy to kara? W takich sytuacjach wciąż pokutuje przeświadczenie, że cierpienie jest następstwem postępowania czy wręcz karą za wyrządzone zło. I choć cierpienia nie można nie tłumaczyć w kontekście grzechu pierworodnego, to przeczy takiemu rozumieniu przykład sprawiedliwego Hioba. Choroba nie jest tylko doświadczeniem osoby zmagającej się z cierpieniem, to także doświadczenie całej rodziny. „Chemia” Pawła Łozińskiego daje jednak nadzieję, że i ten stan może być przeżywany godnie i nie musi być wyrokiem, wręcz przeciwnie, pozwala spojrzeć na życie z innej, tej właściwej perspektywy.

 

 

 

 

 

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki