Logo Przewdonik Katolicki

Mordercze plagi świata

Jadwiga Knie-Górna
Fot.

Negacja piątego przykazanie Dekalogu to nie nowość, jednak doniesienia prasy z ostatnich tygodni i dni zmuszają do stwierdzenia, że już nie żyjemy w erze postępującej kultury śmierci, lecz jakimś szaleńczym jej ataku.


 

Negacja piątego przykazanie Dekalogu to nie nowość, jednak doniesienia prasy z ostatnich tygodni i dni zmuszają do stwierdzenia, że już nie żyjemy w erze postępującej kultury śmierci, lecz jakimś szaleńczym jej ataku. 

 

 

W telewizji, radiu i prasie coraz częściej słyszymy głosy próbujące podważyć podstawowe prawo, jakim jest prawo do życia. Przy czym sprytnie używa się zastępczych słów; aborcja, eutanazja, a przecież chodzi o jeden i ten sam czyn – pozbawienie życia człowieka. Eutanazja osób pozostających w śpiączce – ostatnio coraz częściej poruszany w mediach problem - jest zabójstwem wyjątkowo okrutnym, bo pozbawiającym życia człowieka bezbronnego. Natomiast aborcja jest najbardziej odrażającą zbrodnią ze wszystkich, gdyż ofiarą jej stają się nie tylko istoty najbardziej bezbronne, ale także niewinne.

 

Krew milionów niewinnych

Ostatnio media podały szokującą informację pochodzącą z  Chin, gdzie w ciągu jednego roku wykonuje się 13 milionów aborcji. Według dalszej wiadomości chińskiego dziennika „China Daily", prawdziwa liczba zabiegów jest jednak znacznie wyższa. 13 milionów to dane oficjalne pochodzące ze szpitali, a zabiegi są także wykonywane w wiejskich klinikach, z których większość nie jest w ogóle zarejestrowana. Ponadto do tej liczby należy dodać kolejne 10 milionów zabitych istnień z powodu zażywania przez niedoszłe matki pigułek poronnych, które w takiej liczbie sprzedaje się rocznie w tym kraju.

W tym samym czasie dowiadujemy się, że w Kolumbii tzw. feministki wobec narastającej ostrej krytyki ze strony obrońców życia, zdecydowały się na podjęcie konkretnych działań zmierzających ku otwarciu ośrodka aborcyjnego pod mistyfikacyjną nazwą „Klinika kobiety” w  zachodniokolumbijskim mieście Medellín. Głównym celem „kliniki”, która ma kosztować 8 milionów dolarów, jest dokonywanie aborcji, propagowanie kontroli urodzeń oraz szerzenie tzw. ideologii gender, czyli społeczno-kulturowej tożsamości płciowej.

Kolejne zadziwiające i zatrważające doniesienia przyszły z Włoch, gdzie pomimo sprzeciwu Kościoła katolickiego oraz zastrzeżeń rządu Silvio Berlusconiego, włoska Agencja Leków (AIFA) wyraziła zgodę na dopuszczenie do sprzedaży pigułki aborcyjnej RU486. Oczywiście o zgodę na handel zabójczą pigułką wystąpiła już przed dwoma laty jedna z francuskich firm farmaceutycznych, sprzedająca ją we Francji od 1988 r. Niestety, w katolickich Włoszech będzie to już druga dostępna pigułka aborcyjna, po Norlevo, czyli tzw. pigułce „dzień po”, sprzedawanej od 2000 r. Prezes Papieskiej Akademii Życia abp Rino Fisichella uściślił, że pigułka poronna RU486 jest obiektywnym złem, gdyż powoduje śmierć embrionu, zatem kończy ludzkie życie. Mamy więc do czynienia z „techniką aborcyjną”, która pociąga za sobą takie same konsekwencje kanoniczne jak aborcja chirurgiczna. Jak przypomina były Przewodniczący Papieskiej Akademii dla Życia abp Elio Sgreccia zarówno kobieta zażywającą taką pigułkę, jak i lekarz ją zapisujący oraz pozostałe osoby nakłaniające do jej zażywania ściągają na siebie ekskomunikę.

 

Aborcja prawem Unii?!

Jeszcze inna informacja przychodzi ze Skandynawii. Szwedzka parlamentarzystka z partii liberalnej, również aktywistka feministyczna, wszczęła bardzo niebezpieczną kampanię, która jeśli się powiedzie, zmusi kraje Unii Europejskiej do akceptacji „aborcji jako prawa kobiety”. Niestety, konsekwencją udanej kampanii będzie również zniesienie prawnej ochrony dzieci poczętych zarówno w Polsce, jak i w Irlandii oraz na Malcie.

Brigitta Ohlsson, bo o niej mowa, jest członkinią  skrajnej Szwedzkiej Liberalnej Partii Ludowej, a także założycielką grupy „Make Noise for Free Choice”. Jej celem jest uzyskanie miliona podpisów pod petycją obywatelską, mającą zmusić kraje UE do przyjęcia „aborcji jako prawa człowieka” w ramach nowego traktatu lizbońskiego. Zgodnie z traktatem, propozycja, która uzyska poparcie miliona osób z „wystarczającej liczby państw” musi być uznana przez Komisję Europejską.

Inicjatywa Brigitty Ohlsson szczególnie wymierzona jest właśnie w Polskę, Irlandię oraz Maltę. Patricia Casey, profesor psychiatrii na uniwersytecie w Dublinie, jako jedna z pierwszych bardzo ostro zareagowała na kampanię szwedzkiej parlamentarzystki. – To ironia, że z kraju takiego jak Szwecja, z takim dorobkiem w dziedzinie ochrony praw człowieka, wywodzą się działacze namawiający do zabijania dzieci nienarodzonych – stwierdziła w „The Times”. Z kolei Pat Buckley, przedstawiciel Brytyjskiego Stowarzyszenia na rzecz Ochrony Dzieci Nienarodzonych w Brukseli, zauważył w rozmowie z portalem LifeSiteNews.com, że powodzenie akcji w dużej mierze zależy od wsparcia w Parlamencie Europejskim. Podkreślił, że kwestie tzw. praw reprodukcyjnych i „prawa do aborcji jako prawa człowieka” - choć normalnie myślącemu człowiekowi trudno w to uwierzyć - wciąż cieszą się w PE dużym poparciem. Odrobinę nadziei pozostawia fakt, że termin „wystarczająca liczba państw” nie został bliżej określony. Zdaniem obrońców życia dzieci nienarodzonych, projekt szwedzkiej feministki potwierdza tylko, jak niebezpieczny jest traktat lizboński, poprzez który będzie można narzucić państwom UE „prawo do aborcji”, ignorując ich prawo do suwerenności. Do tej pory pod petycją zebrano blisko trzy i pół tysiąca podpisów. Akcja ma być prowadzona do października 2010 r. Wsparli ją eurodeputowani z Wielkiej Brytanii, Holandii i Danii.

 

Przeżyła wyrok śmierci

Na antyaborcyjnych manifestacjach w USA często przemawia 19-letnia dziewczyna. Ma w sobie niesłychanie dużo entuzjazmu i miłości. Mówi swobodnie nawet na wielkich zgromadzeniach. Jej bawełniana koszulka ukazuje z przodu trzy pary odcisków stópek nienarodzonego 10-, 20- i 36-tygodniowego dziecka, z tyłu natomiast zawiera hasło: „Kiedyś byłam embrionem i dlatego jestem przeciw aborcji”. Swoją poruszającą historię dziewczyna rozpoczyna zazwyczaj od słów: „Mam na imię Gianna Jessen i mieszkam w San Clemente”. Dziwnie potoczyły się jej losy…

W 1977 r. jej matka udała się do kliniki w Los Angeles, aby dokonać aborcji przeprowadzanej metodą „saline–solition”, czyli zatruciem płodu roztworem soli. Zabieg wykonano rutynowo i personel „medyczny” był pewien śmierci płodu. Jedna z pielęgniarek z przerażeniem zauważyła, że dziecko jednak żyje. W odruchu współczucia wzięła poparzone maleństwo i zaniosła na oddział intensywnej terapii. Lekarze nie dawali żadnych szans na przeżycie. Gianna nie mogła się poruszać, leżała w beznadziejnym stanie – według opisu jednej z pielęgniarek wyglądała „jak kawałek ugotowanego makaronu”. Na przekór matce i wszystkim, którzy chcieli ją zabić - przeżyła. Pielęgnowano i opiekowano się nią do czasu, kiedy mogła być zabrana do sierocińca dla małych dzieci. W wieku 3 lat została adoptowana. Mimo prognoz lekarskich - nie tylko przeżyła - ale wyrosła na śliczną, utalentowaną dziewczynę. „To, co nazywają prawem kobiety do wyboru - mówi - jest prawem do zabijania. Gdyby lekarz nie spartaczył swojej roboty, nie byłoby mnie tutaj”.

(fragment z artykułu Jana Bilewicza „Ja też kiedyś byłam embrionem...”, „Miłujcie się”, ROK XXII, nr 5-8 / 1996)

 

 

 

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki